Sport

Czerwona seria

W czwartym meczu z rzędu Wisła Kraków musiała grać w osłabieniu!

Wiślacy nie potrafili skruszyć obronnego mury

Mająca już za sobą w tym sezonie trzy spotkania w rundzie eliminacyjnej Ligi Europy Wisła Kraków, zaczęła I-ligowe rozgrywki od potknięcia. Tak bowiem należy określić niedzielny bezbramkowy remis z Polonią Warszawa i nic dziwnego, że w pomeczowych wypowiedziach dużo było słów o „ligowej szarzyźnie”.

Zagubieni i zdenerwowani

Po czwartkowym starciu z Rapidem Wiedeń piłkarze w koszulkach z „Białą Gwiazdą” na piersi mieli mało czasu na regenerację przed inauguracją rozgrywek na krajowym podwórku, ale w niczym nie usprawiedliwia to gospodarzy, którzy zagrali słaby mecz.

Nie dość że roszady, których dokonał sztab szkoleniowy krakowskiej drużyny – debiut sprowadzonego z Niecieczy Wiktora Biedrzyckiego i wystawienie młodzieżowca Mateusza Kutwę – nic nie wniosły do gry zespołu, to jeszcze as atutowy Angel Rodado, oglądanego przez wysłanników Neftczi Baku, występując z opaską kapitana był wyraźnie spięty.

Owszem, miejscowi szybko zyskali przewagę, ale nie potrafili skruszyć solidnego muru defensywnego warszawian, a gdy już udało się znaleźć w nim lukę, to brakowało skutecznej finalizacji. Zawiedli Angel Baena w 12 minucie czy Olivier Sukiennicki w 23 minucie. Po podaniu piętą od kapitana 21-latek miał dużo miejsca i czasu żeby dokładnie przymierzyć, ale spudłował. Jedyny celny strzał w I połowie z rzutu wolnego, którego wykonawcą był Rodado, był za słaby, żeby zaskoczyć Mateusza Kuchtę.

W odpowiedzi Polonia przeprowadziła kontrę. Po zagraniu Michała Bajdura pudło w 36 minucie zaliczył Ilkay Durmus i na przerwę trenerzy Wisły schodzili głowiąc się co zmienić, żeby ofensywa zaczęła działać lepiej. Nie przewidywali jednak, że stoperzy popsują im scenariusz. Najpierw Joseph Colley tak podawał piłkę do swojego bramkarza, że niemal strzelił samobójczego gola - skończyło się na strachu. Następnie obrońcy nie upilnowali Ernesta Terpiłowskiego i Anton Cziczkan musiał się wykazać, aż wreszcie Biedrzycki sfaulował przed polem karnym Łukasza Zjawińskiego wychodzącego na czystą pozycję strzelecką i został ukarany czerwoną kartką.

Zabrakło skuteczności

Dodajmy, że po trzech spotkaniach kończących poprzedni sezon, był to czwarty mecz, w którym krakowianie oglądali czerwone kartki. Konsekwencją tego faulu był jeszcze rzut wolny, a piłka po uderzeniu Durmusa trafiła w poprzeczkę.

Mimo osłabienia Wisła bardziej była zaangażowana w grę ofensywną, ale do końca meczu „grzeszyła” nieskutecznością. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Łukasz Zwoliński, ale strzelił wprost w Kuchtę, który w doliczonym czasie gry efektownie obronił jeszcze główkę Rodado i obydwa zespoły mogły wpisać do tabeli zdobycie pierwszego punktu w tym sezonie. O zadowoleniu w jednym i drugim zespole nie może być jednak mowy.

- Wszyscy oczekiwaliśmy lepszej inauguracji I-ligowych rozgrywek – stwierdził na konferencji prasowej po meczu Kazimierz Moskal. - W pierwszej połowie mieliśmy przewagę, natomiast brakowało nam jakości z przodu przy solidnie broniącej Polonii. Bałem się, żeby nam nie zabrakło cierpliwości, a okazało się, że zabrakło skuteczności. Graliśmy w dziesięciu, ale mimo to mieliśmy trzy doskonałe sytuacje, których nie potrafiliśmy wykorzystać. Byliśmy w osłabieniu, więc ten remis może nie jest aż tak zły, ale przynajmniej jedną sytuację powinniśmy wykorzystać, co nie oznacza, że Polonia nie miała swoich szans. My mieliśmy jednak bardziej klarowne.

.Jerzy Dusik