Sport

Czeka nas sporo pracy

W tym roku H. Skrzydlewska Orzeł Łódź walczyć będzie o utrzymanie.

Robert Chmiel (czerwony kask) ma być ważną częścią Orła. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus

ŻUŻEL

Po raz drugi w historii Łódź gościła czołówkę najlepszej ligi świata. W piątek (4 kwietnia) na Moto Arenie przy ul. 6 sierpnia rozegrano MAXTO ITS Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi im. Zenona Plecha. Impreza przebiegła bardzo sprawnie; nie odnotowano wykluczeń za upadki czy zerwanie taśmy. Również maszyna startowa nie sprawiała problemów, a widzowie byli świadkami przyjemnej dla oka walki na torze.

– Myślę, że tegoroczne IMME były interesujące. Obserwowaliśmy ładne wyścigi. Ściganie było niemalże w każdym biegu. Na pewno trzeba będzie jeszcze wyciągnąć kolejne wnioski. Sam osobiście sporo zauważyłem, podpatrzyłem w kwestii nawierzchni. Tor odpowiednio przygotowany był dopiero tak naprawdę w środę (2 kwietnia). Na pierwszym łuku często jest bowiem cień – nie zawsze słońce tam dochodzi. Trudno więc było wcześniej doprowadzić do tego, aby tor nadawał się do fajnej jazdy. Duże słowa uznania dla naszego toromistrza, gdyż w ogromnej mierze dzięki niemu udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik – oceniał turniej i stan toru trener miejscowego Orła, Janusz Ślączka.

Niespodziewany triumfator

Piątkowe IMME przeszły do historii nie tylko pod względem wysokiego poziomu rywalizacji. Zaskakujący był przede wszystkim zwycięzca turnieju. Na pierwszym stopniu podium stanął Michael Jepsen Jensen. Udział w Wielkim Finale Duńczyk zapewnił sobie już w fazie zasadniczej, gromadząc 12 punktów. Wydawało się jednak, że ostatni wyścig dnia wygra Dominik Kubera, który popisał się najlepszym momentem startowym. Krajowy jeździec Orlen Oil Motoru Lublin został jednak minięty na trasie przez popularnego MJJ’a. Następnie „Domina” wyprzedził jeszcze Artiom Łaguta. – Na pewno cała czwórka finalistów była mocna. Zresztą w tych zawodach nie startują słabi zawodnicy. Każdy mógł w zasadzie wygrać. W samym finale jechali genialni zawodnicy, Bartosz Zmarzlik czy Artiom Łaguta. A tymczasem Michael Jepsen Jensen dość niespodziewanie ich pokonał – przekazał nasz rozmówca.

„Pudło” bez Zmarzlika

Jednym z głównych faworytów był Bartosz Zmarzlik. Pięciokrotny indywidualny mistrz świata zwyciężył w zeszłorocznej edycji tych zmagań – także w Łodzi. Na wychowanka gorzowskiej Stali nie było mocnych i w poprzednich odsłonach (2022-23 w Toruniu). W bieżącym roku Polak uplasował się dopiero na czwartym miejscu. Ten fakt mógł budzić na pewno spore zdziwienie w społeczności speedwaya. – Zgadza się. Pamiętajmy jednak, że Bartek nie jest maszyną i nie zawsze wygrywa się wszystko, co możliwe. Inni zawodnicy również dysponują dobrymi sprzętami i potrafią odpowiednio je dopasować. Tym razem wygrał ktoś inny – stwierdził.

Zadowalać kibiców

W sezonie 2025 Orzeł Łódź predestynowany jest do roli drużyny, która będzie bić się o zachowanie bytu w Metalkas 2. Ekstralidze. W zbliżających się rozgrywkach w mieście „Włókniarzy” liczą szczególnie na jak największą liczbę zwycięstw i stworzenie wspaniałych widowisk. Z takimi nadziejami podchodzi też Janusz Ślączka, który do stolicy województwa łódzkiego powrócił po latach na stanowisko szkoleniowca. – Chcemy dobrze jeździć i jak każdy trener będę starał się doprowadzać do tego, aby zespół wygrywał mecze i zadowalał kibiców.

Tajną kartą w talii trenera Ślączki może być Robert Chmiel. Rajder ten zadziwiał już w sezonie 2024, przede wszystkim w ostatnim finale SEC w Chorzowie. Wówczas znalazł się na szóstej pozycji. Niespełna 27-latek uczestniczył również w łódzkim IMME, jako „dzika karta". W tej imprezie za wiele nie zwojował, ale pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. W pojedynczych rywalizacjach pokonywał takich przeciwników, jak Jepsen Jensen, Robert Lambert czy Jarosław Hampel. Ostatecznie przypadło mu 14. miejsce z 5 „oczkami”. Chmiel zaszalał za to w niedzielę, 6 kwietnia, w trakcie Turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego w Gnieźnie, zajmując szóstą lokatę.

Ambitne zestawienie

Oprócz Roberta Chmiela szkoleniowiec będzie miał do dyspozycji m.in. Vaclava Milika, Andreasa Lyagera, Patryka Wojdyłę czy powracającego po ciężkiej kontuzji Patricka Hansena. Skład osobowy nie powala na kolana, ale stanowią go zawodnicy, którzy osiągali korzystne rezultaty na drugim szczeblu ligowych zmagań w poprzednich latach. Zestawienie daje zatem możliwość nawiązania boju także z teoretycznie silniejszymi oponentami. Z jednym z nich Orzeł zmierzy się już w najbliższą sobotę na swoim terenie, oficjalnie otwierając sezon na zapleczu ekstraligi. Łodzianie zmierzą się zAbramczyk Polonią Bydgoszcz. – Uważam, że nasz skład jest mocny. Nie można powiedzieć, że ci żużlowcy nie umieją jeździć. Na pewno czeka nas dużo pracy. Zobaczymy, jak to się ułoży w lidze. Chciałbym, aby drużyna jechała równo. Jeżeli wszyscy będą zdobywać co mecz mniej więcej po 8-10 punktów, będę zadowolony. Dzięki temu bowiem będziemy zdolni do wygrywania spotkań – skwitował na koniec Janusz Ślączka.

Norbert Giżyński