Czasem trzeba ponarzekać
Ostatnia kolejka nie należała do udanych dla czołówki ekstraklasy.
WYDARZENIE KOLEJKI
Gdyby narzekanie było sportem olimpijskim, to Polacy zapewne byliby wielokrotnymi mistrzami. Czasem jednak jest ono uzasadnione. Nie sposób przecież pisać psalmy pochwalne w związku z ostatnimi występami zespołów z ligowej czołówki. Na pięć zaliczającej się do niej ekip - cztery zremisowały. Dodajmy, że Cracovia z Zagłębiem Lubin, a Legia ze Stalą Mielec, a więc, przy całym szacunku dla tego duetu, zespołami średniej klasy. Dla Cracovii był to trzeci mecz bez zwycięstwa. Dawid Kroczek ma więc nad czym pracować; tym bardziej że rozpalił w sercach kibiców „Pasów” nadzieję na sukces. Kibicom tego zespołu bardzo się on należy, gdyż w ostatnich latach funkcjonował jak na wynikowym rollercoasterze.
Legia to inny przypadek. W Mielcu długi czas prowadziła, ale też grała minimalistycznie. I wystarczyło, by Janusz Niedźwiedź wprowadził na murawę Łukasza Wolsztyńskiego... Były napastnik Górnika Zabrze ze skuteczności raczej nie jest znany, jednak akurat tym razem zdołał wpakować piłkę do siatki. Legia od pewnego czasu gra w kratkę, więc pewnie w następnej kolejce wróci do strzelania i wygrywania, jak przeciwko Omonii Nikozja w Lidze Konferencji.
A czy Jagiellonia przechodzi kolejny kryzys? Zespół z Białegostoku zremisował czwarty mecz (licząc starcie z Celje w Lidze Konferencji). Jednak jako jedyny z plejady ekstraklasowych wyjadaczy ze szczytu ma usprawiedliwienie: grał przeciwko Pogoni, która w tym sezonie na swoim boisku zazwyczaj nie przegrywa. Adrian Siemieniec zapewne układa sobie w głowie plan wyjścia z kryzysu. Do końca roku „Jadze” pozostały jeszcze trzy mecze do rozegrania, w tym dwa w Lidze Konferencji.
Najdziwniejszy przebieg miała rywalizacja w Gliwicach. Piast w ostatnich dwóch domowych meczach tracił po trzy gole, w dodatku z beniaminkami. Logika podpowiadałaby, że Lech, lider tabeli, powinien roznieść rywala. Pokazywał już w tym sezonie, że ma ku temu dość potencjału. Ale wniosek z wyprawy do Gliwic jest taki, że i w Poznaniu muszą zacząć uważać. Wpadki Lechowi zdarzają się bowiem coraz częściej.
Jedynym zwycięzcą poprzedniej kolejki jest Raków, który dzięki wygranej nad Widzewem zmniejszył dystans do Lecha. Przy dobrym układzie do końca roku może nawet zrównać się z nim punktami. Na marginesie: przy Limanowskiego toczy się wojna częstochowsko-częstochowska; trener Marek Papszun zarzuca lokalnym mediom brak wyrozumiałości. Istotnie, w niektórych przypadkach takie pretensje są nie na miejscu. A już na pewno nie w takich okolicznościach, kiedy krok po kroku Raków zbliża się ku szczytowi tabeli.
(ptom)