Reprezentacja Polski po niedawnym zwycięskim meczu ze Słowenią w Lidze Narodów. Fot. Artur Kraszewski/APPA/ PRESSFOCUS


Czas skończyć ze złymi ćwierćfinałami

Rozmowa z Marcinem Możdżonkiem, byłym mistrzem świata i Europy w siatkówce


Czego możemy spodziewać się po występach polskich siatkarzy w Paryżu? Wiadomo, że na pewno emocji, ale czego jeszcze?

- Podchodzę do występu naszej drużyny na igrzyskach z optymizmem. Pomimo ostatnich ruchów kadrowych trenera Nikoli Grbicia, które mogłyby sugerować jakąś niepewność, podchodzę do tego ze spokojem. Myślę, że mamy bardzo dobrą ścieżkę, żeby awansować do najlepszej czwórki. Wiadomo, że im bliżej igrzysk, tym bardziej się denerwuję, ale jestem byłym zawodnikiem, a dziś kibicem, więc muszę sobie radzić z takimi emocjami (uśmiech). Co mogę mogę powiedzieć? Wierzę w tę drużynę! Uważam, że jest gotowa na sukces - mentalnie, sportowo, fizycznie. Zawodnicy mają doświadczenie tych wszystkich poprzednich pokoleń, którym na igrzyskach się nie wiodło, tych przegranych pięciu z rzędu ćwierćfinałów, tych nieudanych startów. Oni celują w medal! Uważam, że medal zdobędą. Jakiego koloru? Chciałbym, żeby to było złoto, bo są na to gotowi. Ale czy tak się stanie, boisko pokaże. Wiadomo, jak w każdej dyscyplinie wpływ na ostateczny wynik mają różne czynniki, czasem także te pozasportowe. Myślę jednak, że będzie dobrze.

Mówi pan, że ścieżka do medali jest korzystna, ale przecież grupa wydaje się bardzo trudna. Są w niej przecież Włosi i Brazylijczycy, najwyższa półka, także Egipt.

- To najwyższa półka, a ja z tego... bardzo się cieszę. Pierwsze spotkanie z Egiptem powinno się odbyć i... tyle. Więcej komentarza do tego spotkania nie potrzeba. Właśnie o to chodzi, żeby igrzyska rozpocząć z przytupem. Jeśli mamy się sprawdzać w trudnych warunkach jako kandydaci do złota, to musimy od początku mierzyć się z najlepszymi i grać jakościową siatkówkę. Nie powinno być i nie będzie żadnego miejsca na kalkulowanie. My mamy po prostu wychodzić i grać - kto by to nie był. Jeżeli da radę wygrać 3:0, wygrywać 3:0, jeśli 3:1 to 3:1 i w ogóle się nad tym nie zastanawiać. To ważne także dlatego, że jesteśmy w mocniejszej grupie. Zobaczmy, co miało miejsce na poprzednich igrzyskach w Tokio. Graliśmy w słabej grupie, nie weszliśmy za dobrze w ten turniej. A co zrobili Francuzi, przyszli mistrzowie? Grali w grupie śmierci, zaczęli turniej bardzo słabo. Przed meczem z USA stanęli przed wizją szybszego wyjazdu, już byli spakowani. Tymczasem wygrali ten mecz i okazało się, że "stal się zahartowała". Potem, rozpędzeni, wygrali co się dało, szło im jak z płatka. Niestety dla nas, bo my stanęliśmy im na drodze w ćwierćfinale.

Duże zmiany zaszły w regulaminie rozgrywek olimpijskich. Od igrzysk w 1972 roku uczestnicy turnieju byli zawsze podzieleni na dwie grupy. Początkowo awans z nich bezpośrednio do półfinałów uzyskiwały po dwie najlepsze ekipy. Od 1992 roku zmodyfikowano te zasady – z każdej z grup, w których grało po sześć drużyn, awans uzyskiwały po cztery, które grały następnie w ćwierćfinale. Teraz, na igrzyskach w Paryżu, reprezentacje podzielone zostały na trzy grupy po cztery zespoły. Będą rywalizowały systemem każdy z każdym. Awans do ćwierćfinału wywalczą po dwie najlepsze ekipy w tabeli oraz dwa zespoły z trzecich miejsc z najlepszym bilansem. Pary ćwierćfinałowe zostaną ustalone na podstawie połączonego systemu rankingowego drużyn. Jak się panu to podoba?

- Uważam, że nie ma to żadnego znaczenia. Będzie więcej czasu na odpoczynek między meczami i tyle. Ale w wiosce olimpijskiej nie ma już czasu na trenowanie. Z doświadczenia wiem, że te mecze są pewnego rodzaju wybawieniem od rutyny, trochę nudy wioski olimpijskiej. Nasi siatkarze nie jadą tam, by przeżyć przygodę życia, by robić sobie zdjęcia ze sławnymi sportowcami z całego świata, albo zbierać na pamiątkę znaczki, które rozdają lokalne komitety olimpijskie.  Oni jadą tam po medale, jadę realizować ambicje sportowe, jadą zapisać się w historii.

W wiosce rzeczywiście przede wszystkim czeka się na mecze?

- Tak! Wiadomo, że ważne są szczegóły, ile będzie choćby zajmował dojazd do hali meczowej, hali treningowej, ale im mniej innych historii niż sama rywalizacja - tym lepiej.

Wiadomo już, że mecz z Brazylią rozpocznie się o godz. 9.00 rano. Trochę to zaskakujące.

- Rzeczywiście, godzina jest niefortunna. Nie jest najlepsza dla nas, także z tego względu, że jest dobra dla Brazylijczyków. Pamiętam, że jak za moich czasów były rozgrywki Ligi Światowej to oni u siebie rozgrywali spotkania właśnie o takich porach - o ósmej, dziewiątej albo dziesiątej rano. Wtedy mają prime time w swoich lokalnych telewizjach. Oni są do tego przyzwyczajeni i nauczeni. My nie do końca, ale to będzie taka przeszkoda, która nie będzie determinowała wyniku końcowego. Żeby było jasne:  gra rankiem nie może być żadną wymówką (uśmiech).

Przed wyjazdem na igrzyska jeszcze ostatnie sprawdziany: memoriał Wagnera, turniej w Gdańsku. Na ile rozegrane w trakcie tych imprez mecze będą ważne? Czy mogą dać jeszcze odpowiedź na jakiekolwiek pytania?

- To oczywiste, że w ich trakcie nie będziemy prezentować jeszcze swojej stuprocentowej siatkówki. Te mecze są potrzebne, żeby cały czas grać, już być w obiegu, doszlifować jeszcze szczegóły taktyczne, indywidualnej techniki.

Moim zdaniem trener Nikola Grbić już dawno podjął decyzje kogo zabierze na igrzyska. Oczywiście pewne wątpliwości się zdarzały - choćby to, czy postawić na Bartka Bołądzia, który mocno zaczął pukać do drzwi reprezentacji, czy na Łukasza Kaczmarka, mającego przez pewien czas dołek formy, ale wcześniej grającego w reprezentacji pierwsze skrzypce. Grbić dał sobie handicap czasowy, ale zaskoczeń nie ma: Bartosz Kurek i Łukasz Kaczmarek są naszymi atakującymi na igrzyskach.

Sprawa jest już wyjaśniona. To ważne o tyle, że zawodnicy mają już pewność co do swojej roli, nie muszą się zastanawiać czy będą tym dwunastym, czy może trzynastym. Ale oni doskonale wiedzą o co jest gra, kto jaką ma pozycję i od czego to zależy. Teraz mogą już tylko skupić się na ciężkiej pracy i jak najlepszym przygotowaniu. Moim zdaniem warto zaufać trenerowi Grbiciowi. On jak dotąd podejmował bardzo trafne decyzje.

Jakie - poza Polską - drużyny są faworytami tego turnieju? Na kogo warto zwrócić uwagę? Niektórzy faworyci będą osłabieni. Przykładem Włochy - jeden ze środkowych - Simone Anzani, zmuszony był opuścić kadrę przez problemy zdrowotne.

- Brazylia będzie bardzo groźna, nieobliczalna będzie Francja. Włosi też będą niezwykle wymagającym przeciwnikiem. To są te drużyny, które będą zapewne odgrywać czołowe role na igrzyskach. Stany Zjednoczone? Jestem bardzo ciekaw, jak się zaprezentują, ale to nie jest już tak mocna reprezentacja jak to kiedyś bywało. Niemniej igrzyska rządzą się własnymi prawami, mają swoją specyfikę i swój niepowtarzalny charakter. Ogromny ciężar potrafi powiązać nogi najlepszym zawodnikom świata. Mam nadzieję i wierzę, że akurat my sobie z tym poradzimy. Bo najtrudniejszym przeciwnikiem dla nas byliśmy, uważam, my sami. Ale przepracowaliśmy to już i na tych igrzyskach może przełamiemy tę passę związaną z odpadaniem w ćwierćfinałach podczas igrzysk olimpijskich.

Trudno w tę passę uwierzyć, mając w pamięci siłę polskiej siatkówki.

- Jedyne, co łączy te przypadki, to fakt, że wydarzyły się w ćwierćfinałach. Każdy z nich to inna historia. W 2004 roku przegrywamy z późniejszymi mistrzami olimpijskimi, Brazylią. W 2008 roku przegrywamy pechowo, bo byliśmy dobrze przygotowani, w tie-breaku 15-17 z Włochami. W 2012 roku przejechali się po nas późniejsi mistrzowie olimpijscy, Rosjanie. W 2016 roku byliśmy fatalnie przygotowani, jeśli chodzi o fizyczność, o taktykę i technikę. Nic się nie kleiło, więc Stany Zjednoczone nas rozbiły.

Wreszcie ostatnie igrzyska w Tokio. Trener Vital Heynen nie dopilnował drużyny, więc nie zaprezentowała ona swojej najlepszej siatkówki, choć była wtedy, uważam, od Francji dużo lepsza. Jestem jednak przekonany, że teraz tych wszystkich błędów unikniemy! Drużyna jest w formie, jeśli chodzi o fizyczność, technikę i taktykę. Wierzę, że "złe ćwierćfinały" uda się wreszcie wymazać jako coś negatywnego w historii polskiej siatkówki.

Na koniec jeszcze pytanie o kobiecą reprezentację siatkarską, która również startuje w Paryżu. Śledzi pan jej grę

- Oczywiście. Nasze panie robią z roku na rok ogromne postępy. Selekcjoner Lavarini "otworzył" te dziewczyny, uwolnił ich potencjał. Poprawiły jakość gry. Przy odrobinie szczęścia liczę na miłą niespodziankę! 

Rozmawiał: Paweł Czado


MARCIN MOŻDŻONEK

Ur. 1985 w Olsztynie

Tytuły: mistrz świata 2014, mistrz Europy 2009, zwycięzca Ligi Światowej 2012, mistrz Polski 2009, 2010, 2011, mistrz świata juniorów 2003