Niezwykle cieszy mnie myśl o przerwie na kadrę, niezależnie od wyniku ostatniej potyczki. W końcu to chwila na refleksje nad derbowym starciem. Na drugim planie zostawię to, co działo się na trybunach, szczególnie gości i to, jak wielkie szkody zostały wyrządzone na Śląskim. Z mojej perspektywy był to jeden z tych meczów, które wygrać powinniśmy. Ba, graliśmy naprawdę dobrze na tle zespołu, który wiosną łapał punkty w zasadzie co chwilę. Nie starczyło. Znowu było to za mało. Już nie wiem, co się dzieje i co jest nie tak.

Przegrywamy niesprawiedliwie, patrząc na statystyki, z Górnikiem. Dostajemy „w łeb” ze Stalą, choć tutaj decydowało zdrowie. W zasadzie do tego momentu wszystko układało się znośnie. Oczywiście mówię o wiośnie, na jesień nawet nie chcę patrzeć. Gdybyśmy tak grali w pierwszej części sezonu, mówię nie tylko o stylu, ale o skuteczności w zbieraniu punktów, obecnie bylibyśmy na poziomie mniej więcej Radomiaka. Wtedy szedłbym na Śląski na starcie z Puszczą spokojny o utrzymanie. Tymczasem mecz z niepołomiczanami będzie dla nas i dla nich tym z rodzaju „na śmierć i życie”.

Wiem, że to już minęło. Nie cofniemy się do poprzedniej rundy, nie będziemy dywagować, czy można było zrobić więcej i lepiej, wcześniej zwolnić trenera Skrobacza etc. Jest mi jednak przykro na myśl o tym, że porażka w Częstochowie i potencjalnie z Puszczą na Śląskim w zasadzie pogrzebie nawet nadzieje na utrzymanie. Potrzebny jest cud, by Ruch został w lidze i trzeba się z tym pogodzić. Klub musi przestawić się już na opcję pierwszoligową.

Dlatego też tym bardziej możemy czuć rozczarowanie Wielkimi Derbami Śląska. Górnik był do pokonania. Mamy powody do niezadowolenia za wynik, nieskuteczność i grę w obronie. Jedyny jasny promyk, który mógłby jeszcze nam poprawić sezon, zgasł. Nadzieja na satysfakcję z jednego, ale niezwykle ważnego dla nas meczu, padła. Nie mam jej już także w kontekście bytu w ekstraklasie. Niech ten sezon już się skończy.