Czas przełamania
4000
Jak zwykle do piłki najwyżej skacze kapitan GKS Nemanja Nedić. Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl
Czas przełamania
Kibice GKS-u Tychy czekali 70 dni żeby znowu mogli świętować zwycięstwo na swoim stadionie.
Mecze tyszan z Zagłębiem Sosnowiec, bez względu na sytuację tych drużyn w tabeli zawsze są wydarzeniem dla kibiców. I tym razem, choć miejscowi walczą o awans do ekstraklasy, a sosnowiczanie już się muszą pogodzić ze spadkiem, to sympatycy obydwu drużyn sprawili, że na trybunach było kolorowo i głośno. Po końcowym gwizdku Piotra Szypuły cieszyć się mogli jednak tylko fani gospodarzy, którzy po 4 porażkach z rzędu na swoim boisku przełamali się i umocnili swoją pozycję w strefie barażowej.
Nawet fakt, że przedmeczową taktykę Dariusza Banasika pokrzyżowała kontuzja Dominika Połapa na rozgrzewce, nie miał wpływu na postawę miejscowych. Do składy „wskoczył” bowiem Julius Ertlthaler i trójkolorowi bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie. Już w 11 minucie Nemanja Nedić długim podaniem ze swojej połowy w pole karne rywali uruchomił akcję, a walczący w powietrzu z Wiliamem Remy Daniel Rumin odegrał futbolówkę do Bartosza Śpiączki. Doświadczony napastnik zdecydował się na strzał z pierwszej piłki i pokonał Mateusza Kosa.
Ofensywne zapędy tyszan trwały jednak tylko kwadrans, a po strzale Rumina obronionym przez bramkarza Zagłębia, do głosu zaczęli dochodzić przyjezdni. Maciej Kikolski jeszcze przed przerwą musiał się dwukrotnie wykazywać, a po zmianie stron od razu w 46 minucie został poddany bardzo trudnej próbie przez Adriana Trocia, strzelającego sprzed pola karnego. 20-letni golkiper tyszan był jednak czujny. W 52. minucie huknął Maksymilian Rozwandowicz, chwilę później główkował Kamil Biliński.
Dopiero w końcówce tyszanie wrócili do gry ofensywnej i to wystarczyło, żeby postawić pieczęć na zwycięstwie. Po rzucie rożnym wykonanym przez Patryka Mikitę najwyżej wyskoczył Nedić i celną główką ustalił wynik. Mógł go co prawda poprawić Mateusz Radecki, ale w doliczonym czasie przegrał pojedynek oko w oko z Kosem.
Jerzy Dusik
GŁOS TRENERÓW
Marek SAGANOWSKI: - Pierwsza połowa była pod dyktando GKS-u. Wydaje mi się, że źle weszliśmy w spotkanie. Daliśmy się zepchnąć. Niepotrzebnie próbowaliśmy rozgrywać piłkę na krótko i to napędzało przeciwnika. Stracona bramka padła w taki sposób o jakim rozmawialiśmy na odprawie przedmeczowej. Błędnie ustawiona była nasza „szóstka” i to spowodowało, że odbita piłka trafiła do Śpiączki, który zdobył bramkę. Na drugą połowę zrobiliśmy kilka korekt w ustawieniu i to my przez 30 minut prowadziliśmy grę. Mieliśmy też szanse, żeby wyrównać. Natomiast stały fragment gry w końcówce dobił nas.
Dariusz BANASIK: - Na pewno cieszymy się z tego meczu. Cieszymy się z wyniku. Przypomnę, że poprzednie 4 mecze na naszym boisku przegraliśmy. Wiedzieliśmy więc, że musimy serię kiedyś skończyć. Cieszę się, że tak się stało. Mecz może nie był aż tak bardzo widowiskowy, chociaż bramki były ozdobą tego spotkania. Myślę jednak, że był to mecz momentami wyrównany. Widać było, że drużyna Zagłębia gra już bez presji. Starała się rozgrywać piłkę dosyć dobrze. My też momentami długo utrzymywaliśmy się przy niej. Było parę sytuacji z jednej i drugiej strony, ale ja cieszę się, że to właśnie my jako pierwsi zdobyliśmy bramkę, dzięki czemu łatwiej się nam grało, a po golu „Nemy” mieliśmy już mecz do końca pod kontrolą.