Sport

Czas przełamań

PSG Stal Nysa wygrała po czterech kolejnych porażkach. Barkom Każany Lwów wylał kubeł zimnej wody na głowy częstochowian.

Michał Gierżot poprowadził Stal do drugiego zwycięstwa w sezonie. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

PLUSLIGA

Siódma kolejka przyniosła zaskakujące rozstrzygnięcia. Wreszcie powody do zadowolenia mieli fani PSG Stali Nysa. Ich drużyna nieoczekiwanie pokonała w Gdańsku Trefla. To jej pierwsza wygrana po czterech porażkach i dopiero drugi triumf w sezonie. Wcześniej ograli, również na wyjeździe, GKS Katowice. Sukcesu by nie było gdyby nie Michał Gierżot. Przyjmujący notuje znakomity czas. W trzech ostatnich spotkaniach zdobył łącznie 75 pkt. Z Treflem jego dorobek to 28 „oczek”. Skończył 25 z 41 ataków, co dało 61-procentową skuteczność. Dołożył dwa asy i blok. - Zarówno kiedy gra się źle, jak i dobrze, trzeba pamiętać, że pracuje się na wynik całej drużyny. Najważniejsza jest wygrana za trzy punkty. Często takie zwycięstwa po prostu bardzo cieszą. Bardzo potrzebowaliśmy punktów i je sobie wywalczyliśmy – powiedziała bohater starcia w Gdańsku.

Gra Stali wciąż daleka jest jednak od ideału. Przede wszystkim szwankuje przyjęcie. Gdy rozgrywający musi biegać za piłką, wówczas nawet tak świetni gracze w ataku, jak Gierżot czy Dawid Dulski są bezradni. Brakuje wtedy również zagrożenia ze środka siatki. Z Treflem gościom też zdarzały się błędy i niedokładności, ale w porównaniu z poprzednimi meczami przyjęcie stało na wyższym poziomie. I od razu był efekt. - Nie chcę zgrywać pewnego siebie po wygranym meczu, ale nie graliśmy jakoś fatalnie w przegranych spotkaniach. Wiedzieliśmy, że jeżeli utrzymamy poziom i troszeczkę coś podkręcimy, to wskoczymy na wyższy poziom, co pozwoli wygrywać z bardzo dobrymi drużynami, takimi jak Trefl Gdańsk – ocenił Gierżot.

Pożądany skutek przyniosły też roszady w wyjściowym składzie dokonane przez trenera Daniela Plińskiego. Na Trefla wyszli rozgrywający Patryk Szczurek i środkowy Dominik Kramczyński, którzy do tej pory pełnili rolę rezerwowych. Ten pierwszy wniósł spokój i rozsądek, Kramczyński natomiast okazał się królem siatki. Dziewięć z 11 punktów wywalczył blokując ataki rywali!

O ogromną sensację postarali się też gracze Barkomu Każany. Nieoczekiwanie ograli i to w Częstochowie Steam Hemarpol Norwid, który po ostatnich sukcesach okrzyknięty został „czarnym koniem” i jednym z pewniaków do play offu. Dla ekipy z Ukrainy było to dopiero pierwsze zwycięstwo w sezonie! I choć za nami dopiero siedem kolejek, walka o pozostanie w elicie nabiera rumieńców.

W 7. kolejce przełamał się również Ślepsk Malow Suwałki, który nieoczekiwanie poradził sobie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. - To nie był mecz idealny, ale mecz walki i olbrzymich emocji. Naprawdę możemy grać jeszcze lepiej i mam nadzieję, że tak będzie. Miałbym do siebie pretensje jakbyśmy przegrali, bo byliśmy lepszą drużyną. Było to naprawdę wyrównane spotkanie, ale czasem czuć na boisku kto dyktuje warunki i mam wrażenie, że to my je dyktowaliśmy – ocenił Paweł Halaba, który do kadry Ślepska wrócił po wyleczeniu urazu. – Co do mojego powrotu, to liga jest bardzo długa, trzeba mieć dużo szczęścia. Ja tego szczęścia nie miałem, poślizgnąłem się w meczu w Gorzowie Wielkopolskim na reklamie i coś mi w mięśniu strzeliło. Mam nadzieję, że takich historii już nie będzie do końca sezonu i będę pomagał drużynie – wyjaśnił.

(mic)