Czas na przełamanie
Raków od pięciu meczów nie wygrał na swoim stadionie.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA
Podopieczni Marka Papszuna meczem w Warszawie pokazali, że potrafią utrzymać korzystny wynik (choć pod wieloma względami nie byli lepszą ekipą). W sumie to dobry dla nich prognostyk, bo ostatecznie w każdym przypadku liczy się skuteczność w zdobywaniu punktów. Ale teraz przed sztabem szkoleniowym i zawodnikami stoi zaskakujące zadanie: wygrać na własnym stadionie po raz pierwszy od czterech miesięcy. Raków na triumf przy Limanowskiego czeka od 11 maja 2024 roku, kiedy pokonał Pogoń Szczecin.
Zaskakująca niemoc
W ostatnich latach częstochowianom można było zarzucać wiele, jednak nigdy nie słabą grę u siebie. W zasadzie u siebie byli nie do pokonania. Zdarzało się, że w całym sezonie na własnym terenie przegrali jeden lub dwa mecze. Tyle właśnie porażek mają... obecnie, a w trzech spotkaniach u siebie zdobyli zaledwie punkt. Tymczasem 13 „oczek” dopisali do swojego konta w delegacji. Należy więc postawić pytanie, skąd ta ich nagła niemoc u siebie?
Najprościej byłoby zrzucić winę na ofensywę. Częstochowianie wypracowują sobie wiele dobrych, a nawet bardzo dobrych sytuacji pod bramką przeciwnika. Ostatnia faza akcji przynosi jednak zawód w postaci niskiej skuteczności. Wspomniane, poniesione w bieżącym sezonie porażki, były nieznaczne, przy czym na bramkę Kacpra Trelowskiego oddano pięć celnych strzałów. Dla porównania Raków oddał ich osiem. Potwierdza to więc tezę o nieskuteczności ataku i pechu w obronie.
Nie wszystko jednak jest pochodną szczęścia lub jego braku. Raków bowiem od początku sezonu ma duże kłopoty nie tylko w finalizacji akcji, ale i w samej fazie jej budowy. Gol z Legią nie był wypracowany w niesamowity sposób. Tylko kiks sprawił, że piłka spadła akurat pod nogi Jeana Carlosa. Wygląda na to, że przy Limanowskiego praca nad zbudowaniem automatyzmów i wytworzenia na nowo odpowiedniego stylu gry będzie kosztowna i trudna. Fakt, obecnie Raków to zespół, który punktuje. Ale tylko tyle. Niby to klucz do osiągania sukcesu, patrząc jednak z drugiej strony - kto chciałby obejrzeć marny film dla pięknego happy endu?
Mocno osłabieni
Częstochowianie podejdą do spotkania z Zagłębiem Lubin z myślą o zwycięstwie. W dodatku sytuacja rywali nie jest kolorowa. Powodem są kontuzje. Waldemar Fornalik nie będzie mógł skorzystać z usług Dawida Kurminowskiego i Kajetana Szmyta. Obaj w meczu z Koroną doznali poważnych kontuzji i wypadają z gry na kilka tygodni. Podobnie jest w przypadku Bartosza Kopacza, ten jednak wróci do treningu za dwa tygodnie.
Szkoleniowiec „Miedziowych” także nie ma więc łatwego życia. Jego ekipa przegrała połowę spotkań w obecnym sezonie. W dodatku na wyjazdach radzi sobie bardzo źle. Przegrała aż siedem z dziesięciu meczów poza własnym stadionem. Teoretycznie zatem spotkanie przy Limanowskiego powinno ułożyć się zdecydowanie po myśli gospodarzy. Triumf, nawet nad niżej notowanym przeciwnikiem, przyniesie chwilę ukojenia w szeregach Rakowa, ale i na trybunach. A już zaczęły się pojawiać się coraz bardziej krytyczne głosy w odniesieniu do efektów pracy pracy Marka Papszuna...
(ptom)
3 PORAŻKI
zaliczył Raków na swoim stadionie w ostatnich 5. meczach. Od maja Częstochowianie czekają na komplet punktów na swoim obiekcie.