Sport

Czas, by rzucić ziarno

Rozmowa z byłym prezesem Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia Ludowe Zespoły Sportowe, Andrzejem Sadlokiem

Rywalizacja dzieci – w poszukiwaniu piłkarskich Janków – to ukochane... dziecko Andrzeja Sadloka. Zdjęcia: Dorota Dusik

Z czego w ośmioletnim okresie prezesowania Śląskiemu Wojewódzkiemu Zrzeszeniu LZS jest pan najbardziej zadowolony?

– Przez te lata przede wszystkim nie odchodziłem od pewnego, przyjętego planu nakreślonego przez mojego poprzednika z 40-letnim stażem w tej roli, Tomasza Czerwieckiego. Oprócz codziennej, bieżącej pracy były jednak także wydarzenia szczególne, a za takie uznam jubileusz 70-lecia naszej organizacji. Wprawdzie obchody zostały przesunięte z powodu pandemii, ale ostatecznie z prawie dwuletnim poślizgiem w 2023 roku udało się nam ten jubileusz zorganizować. Spotkaliśmy się w gminie Boronów w powiecie lublinieckim. W tym dniu mieliśmy też poświęcenie naszego nowego sztandaru Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia LZS, a bardzo stary poprzednik został przekazany do jedynego tego rodzaju Muzeum Sportu Wiejskiego w Łebczu, w sercu Pomorza, w powiecie puckim.

Z imprez sportowych najbardziej chyba rozrósł się turniej „Piłkarskie Janki”, który można nazwać pana dzieckiem, a rodzony syn, czyli kapitan Ruchu Chorzów i 15-krotny reprezentant Polski Maciej Sadlok, na pewno się nie obrazi.

– Faktycznie, turniej dla 10-latków pod hasłem „Wakacje z piłką – Szukamy Piłkarskich Janków” można nazwać moim sportowym dzieckiem. Pomysł ten zrodził się w czasach, w których mali chłopcy z mojego macierzystego klubu w Dankowicach rywalizowali w ogólnopolskich krajowych rozgrywkach. „Ciąża”, jak widać, była mocno przenoszona (śmiech). W końcu jednak w 2018 roku to dziecko przyszło na świat. Pierwszy finał odbył się na bocznym boisku Stadionu Śląskiego. Po trzech edycjach z tego reprezentacyjnego obiektu ruszyliśmy w teren – następne finały wojewódzkie były w Bestwinie, Truskolasach i Dankowicach. Z finałami wojewódzkimi wróciliśmy więc do korzeni, czyli na wieś. A od 2022 roku rozpoczęła się nowa era tego turnieju, bo udało mi się zaszczepić ten pomysł w Krajowym Zrzeszeniu Ludowe Zespoły Sportowe. Pierwszy ogólnopolski turniej „Wakacje z piłką – Szukamy Piłkarskich Janków” rozegrany został na Stadionie Śląskim z finałem na głównej płycie. Następne finały były w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie (2023) i w tym roku w Łodzi, na stadionie Widzewa.

Co zostawił pan swojemu następcy jako zadanie do zrealizowania?

– Pierwszy punkt dotyczy powołania Gminnych Ośrodków Sportu. Od wielu lat, gdzie tylko mogę, poruszam ten temat. Na podstawie Ustawy Sejmowej z 1991 roku, obligatoryjnie powołującej Gminne Ośrodki Kultury, te placówki w każdej gminie są solidnie wspierane z lokalnych budżetów. Na przykład w jednej z gmin w naszym województwie GOK, działający od 1991 roku, ma w tym roku zagwarantowaną kwotę 1,5 miliona złotych, podczas gdy na 9 stowarzyszeń sportowych działających w tej gminie przeznaczono 250 tysięcy złotych. Nie chodzi o to, żeby licytować się, kto robi więcej dla społeczności, ale o systematyczne zajęcia dla dzieci i młodzieży, sprzęt i bazę do treningów oraz rozgrywek. To wszystko jest obecnie na barkach klubów, w których jest coraz mniej działaczy-społeczników. Dla nich wsparcie urzędników Gminnego Ośrodka Sportu byłoby bardzo potrzebne, żeby mogli poradzić sobie z wieloma formalnościami, dokumentami oraz sprawami księgowości. A także utrzymywać obiekty. W latach mojej młodości, a jestem związany z LZS-ami od 1964 roku, w każdym powiecie był prezes, sekretarz i instruktor Rady Powiatowej LZS. Ta trójka, na państwowych etatach, obsługiwała wszystkie kluby w powiecie. Załatwiała formalności, wspierała sprzętowo i organizacyjnie, a nawet pomagała w pozyskaniu środków z Rady Wojewódzkiej LZS na rozbudowę infrastruktury. To się sprawdzało, a dzisiaj wszystko jest „upychane”. Rozmawiałem na ten temat z posłami i ministrami – ten temat znają ode mnie m.in. wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, obecni posłowie Piotr Zgorzelski, Tadeusz Tomaszewski czy Jarosław Rzepa, więc podorywka jest zrobiona, ale czas najwyższy, żeby rzucić ziarno. Jeżeli taka ustawa wyjdzie z Sejmu, to wiejskie kluby mogą złapać oddech. Planowany na przyszły rok Zjazd Krajowego Zrzeszenia LZS powinien ten temat „wałkować”. Ja na pewno będę nadal mówił, że trzeba to zrobić.

Jaki jeszcze temat trzeba „wałkować”?

– Uważam, że dla dobra małych klubów, zatem głównie wiejskich, Polski Związek Piłki Nożnej powinien wprowadzić uchwałę, która ureguluje kwestie zmian barw klubowych dzieci do lat 12. Przepisy i regulaminy FIFA i UEFA rozstrzygają sprawy ekwiwalentu właśnie od 12 roku życia, ale to jest nieszczęście dla wiejskich klubów. Podkreślam, dla wiejskich. Z doświadczenia wiem, że najzdolniejsi mali chłopcy przechodzą za darmo do miejskich tak zwanych akademii czy SMS-ów, a te kluby, które ich wychowywały na wsiach od 6 roku życia, zostają z pustymi rękami. Mam przykład z Dankowic, a przypomnę, że z naszego Pasjonata oprócz mojego syna Maćka do ekstraklasy trafili jeszcze Mateusz Żyła, Paweł Budniak czy Arkadiusz Gołąb, ale oni odchodzili z Pasjonata jako nastolatkowie. Natomiast teraz już odchodzą od nas nawet 10-latkowie. Znaleźliśmy swój sposób na ten problem, bo my te dzieci rejestrujemy w ekstranecie i wypożyczamy je do tych akademii, gdzie mogą trenować codziennie, a nie tak jak w wiejskich klubach trzy razy w tygodniu. Jestem więc za tym, żeby najzdolniejsi mogli odchodzić, trenować w lepszych warunkach i się rozwijać, ale jestem przeciwny wykradaniu chłopców bez ekwiwalentu. Taki ekwiwalent pomoże wiejskim klubom w szkoleniu kolejnych roczników. Dzisiaj te kluby są poszkodowane. O takie uregulowanie tej sprawy, mam nadzieję, będę mógł zaapelować podczas naszego przyszłorocznego Zjazdu bezpośrednio do przedstawiciela Polskiego Związku Piłki Nożnej, o ile ktoś z futbolowej centrali dotrze na nasze zebranie. Oczywiście najlepiej, gdyby był to prezes Cezary Kulesza. Do tej pory na zjazdach Krajowego Zrzeszenia LZS przedstawicieli władz PZPN-u nie było. Byli prezesi wielu innych polskich związków sportowych, ale piłkarze nas omijali. A przecież to wiejskie kluby są podstawą polskiej piłki nożnej. To one tworzą rozgrywki od klasy C do IV ligi. Gdyby nas nie było, to rozgrywki zaczynałyby się od III, a może nawet II ligi. Ta piłkarska piramida stoi więc na fundamencie złożonym z wiejskich klubów, dlatego powinniśmy zostać zauważeni. To samo dotyczy także Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Mając tyle klubów wywodzących się z wiosek, powinien moim zdaniem jeden z mandatów na zjazd PZPN przyznać Śląskiemu Wojewódzkiemu Zrzeszeniu LZS, żebyśmy mogli spośród nas wybrać delegata, który w imieniu naszej organizacji mógłby zabrać głos na zjeździe. LZS-y to 90 procent klubów Śląskiego Związku Piłki Nożnej, więc takie wzajemne zrozumienie byłoby wskazane, tym bardziej że do tej pory tematów wiejskich klubów nikt w PZPN nie poruszał.

A czego oczekuje pan od władz samorządowych?

– Mogę powiedzieć, że współpraca z marszałkiem województwa śląskiego układa się nam bardzo dobrze, ale jest kilka spraw, które wymagają dopracowania. Na przykład program „Klub” w województwie śląskim. Brakuje mi w nim ograniczenia, takiego, jakie jest w ministerialnym programie „Klub”, że jeżeli klub ma więcej niż 200 tysięcy wsparcia z budżetu samorządowego, czy to gminnego, czy powiatowego, czy wojewódzkiego, to już nie może uczestniczyć w tym programie. Niestety, w wojewódzkim programie „Klub” nie ma tego ograniczenia i najsilniejsze kluby zgarniają dofinansowanie; te biedne nie mają z nimi szans i zostają z pustymi rękami. Ta bariera – taka, jaka w programie ministerialnym, powinna być więc rozszerzona także do programu wojewódzkiego. Dodam tylko, że mamy zarejestrowanych 407 klubów w kilkunastu dyscyplinach, a na ich obsługę mamy jedną panią w biurze. Do tego dochodzi program „Klub”, w którym bierze udział ponad 700 klubów, bo startują w nim nie tylko kluby naszego zrzeszenia. Ale to my jesteśmy operatorem tego programu i na to także mamy środki. Kiedyś LZS był przez państwo traktowany z całą powagą, a dzisiaj my, w tak małym gronie, mamy dzisiaj obsługiwać tak dużą liczbę klubów. Radzimy sobie jakoś, za co dziękuję wszystkim, którzy ze mną przez te osiem lat współpracowali i deklaruję dalszą pomoc, już w roli członka zarządu. Chciałbym w dalszym ciągu być przy rozgrywkach „Wakacje z piłką – Szukamy Piłkarskich Janków”. Bliskie są mi także rozgrywki „Mała Piłkarska Kadra Czeka” oraz „Duża Piłkarska Kadra Czeka” i w ogóle wszystkie sprawy dotyczące piłki nożnej. Od tego nie uciekam i jeżeli nowy prezes powierzy mi taką rolę, to jestem gotowy się tymi tematami zająć, bo w piłce nożnej oficjalnie „siedzę” od 1964 roku, kiedy zostałem zarejestrowany jako zawodnik.

Rozmawiał Jerzy Dusik

Andrzej Sadlok