Czarne chmury nad „Saganem”
Jeśli z najbliższego wyjazdu do Krakowa piłkarze Zagłębia Sosnowiec wrócą bez punktów, to Marek Saganowski najprawdopodobniej pożegna się z posadą trenera.
Wiele wskazuje, że Marek Saganowski otrzyma jeszcze jedną szansę... Fot. Mateusz Sobczak / Press Focus
W sobotę, 5 kwietnia, sosnowiczanie podejmą Olimpię Elbląg. W ten dzień wypadnie pierwsza rocznica zatrudnienia przez Zagłębie Marka Saganowskiego w roli pierwszego trenera.
Akcje poszły w dół
Pytanie, czy aktualny wciąż szkoleniowiec nadal będzie pracował w Sosnowcu? Po kiepskim początku rundy wiosennej – cztery punkty w czterech meczach – akcje byłego reprezentanta Polski mocno spadły. Po remisie 1:1 z Resovią i wygranej 3:1 nad rezerwami Zagłębia Lubin sosnowiczanie sposobili się do pobicia serii meczów bez porażki do siedmiu. Tymczasem skończyło się na wstydliwej porażce 1:3 z drugą drużyną ŁKS-u Łódź, w której prym wiedli 17-latkowie, a w minioną sobotę czarę goryczy przelała porażka 0:1 u siebie z KKS-em 1925 Kalisz, w obecności ponad 7 tysięcy widzów. Zagłębie wypadło poza strefę gwarantującą grę w barażach, a przed nim wyjazd na mecz z piątym w tabeli Hutnikiem Kraków, który jesienią pokonał je 3:2. Kolejna porażka może zakończyć misję „Sagana” w Sosnowcu.
Odcinacze kuponów
Misję, która jak na razie nie przynosi wiele dobrego. Trener Saganowski dokończył miniony sezon, przejmując drużynę, która była już zdegradowana do II ligi. Miał przygotować zespół, który z powodzeniem będzie rywalizował na trzecim poziomie rozgrywkowym. O awansie nikt raczej nie wspominał, ale oczywiste było, że klub ze stabilną sytuacją finansową i kapitalnym zapleczem w postaci nowego stadionu oraz kompleksu treningowego, miał się bić przynajmniej o baraże. Jeszcze wiosną ubiegłego roku Saganowski mógł ogrywać i przygotowywać młodzież, ale tego nie robił, co w tym sezonie odbija się czkawką. Zdecydował się postawić na doświadczenie i oprzeć skład o rutynowanych Andrzeja Niewulisa, Joela Valencię i Kamila Bilińskiego, a zimą sięgnął jeszcze po Denissa Rakelsa. To wszystko gracze z bagażem doświadczeń, ale niekoniecznie z nastawieniem „umierania” za klub i zespół. Nazywając rzeczy po imieniu, są to gracze, którzy odcinają już kupony, zresztą nie zawsze od sławy...
Młodzież w poczekalni
– W pierwszej połowie nie wykorzystaliśmy dwóch bardzo dogodnych sytuacji. Stare porzekadło piłkarskie mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak się wydarzyło. Uważam, że było to dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Szczególnie do przerwy przeważaliśmy i stwarzaliśmy okazje. Brak skuteczności zaważył na tym, że nie mamy punktów. Jest to dla nas bardzo mocny cios, ale nie załamujemy się. Wierzę w tę drużynę i w to, że dalej mamy szansę grać w barażach. Zdajemy sobie sprawę, że to druga porażka z rzędu, ale sytuacja z przestrzelonym rzutem karnym nas podłamała, a potem bramkę mógł jeszcze zdobyć Snopczyński – mówił po meczu z Kaliszem trener Saganowski. Z nazwiska wymienił tylko Bartosza Snopczyńskiego, a to przecież Biliński i Rakels nie wykorzystali dogodnych okazji przed przerwą, a karnego nie strzelił Valencia. Przypadek? Być może, ale fakt jest taki, że stara gwardia zawodzi, młodzi grają, bo muszą, choć przede wszystkim przypadek Miłosza Pawlusińskiego pokazuje, że właśnie tym ostatnim warto dać szansę.
Jesienią trener Saganowski zdołał ugasić pożar, gdy Zagłębie przegrało m.in. z zamykającą tabelę Olimpią Elbląg 1:4 czy z liderującą Pogonią Grodzisk Mazowiecki 2:6. W Sosnowcu znów się jednak tli. Jeśli z tej iskry wybuchnie kolejny pożar, to Saganowski strażakiem chyba już nie będzie...
Krzysztof Polaczkiewicz