Czarne chmury nad Loretańską
Trener Konrad Gerega wie, że Skra mogła wiosną ugrać więcej niż 6 punktów... Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Czarne chmury nad Loretańską
Z dotychczasowych meczów rundy wiosennej sympatycy Skry Częstochowa mogą być zadowoleni. W trzech ostatnich meczach ich drużyna nie traciła bramki, ale prawdziwe wyzwanie czeka włodarzy II-ligowca.
Po zimowych zmianach, po tym jak z klubu odeszli najbardziej doświadczeni Adam Mesjasz, Piotr Nocoń czy Adam Olejnik, wydawało się, że dla Skry runda wiosenna będzie bardzo trudna. W trzech pierwszych meczach częstochowianie zdobyli zaledwie punkt i wszystko zdawało się potwierdzać te przypuszczenia. Nagle coś się odmieniło. W kolejnych trzech spotkaniach Skra nie straciła nawet bramki, zdobywając 5 punktów. - Jestem zadowolony z ostatnich spotkań, choć dorobek punktowy mógł być większy - mówi Konrad Gerega, trener 9. drużyny w II-ligowej tabeli. - Mamy niedosyt po porażkach z rezerwami Lecha Poznań i z Olimpią w Elblągu. Ten drugi mecz toczył się na boisku, które nie nadawało się do gry, a my mamy swój styl, chcemy pograć piłką. Czas jednak powinien działać na naszą korzyść.
Dodatkowo szkoleniowiec Skry musi zmagać się z problemami kadrowymi. Po meczu w Elblągu wypadł Jan Ciućka, który w tym sezonie już nie zagra. Nie jest też tajemnicą, że klub ma opóźnienia w wypłatach względem obecnych zawodników, którzy wobec tego planowali opóźnić wyjście na murawę przed ostatnim meczem z Chojniczanką.
Problemów nie brakuje również na innych szczeblach. Nadchodzi bowiem czas składania wniosków licencyjnych, a w przypadku II-ligowca z Częstochowy była to licencja warunkowa, na rozgrywanie meczów przy Loretańskiej. Na obiekcie nic się jednak nie zmieniło, by w trybie normalnym przyznać licencję. Chodzi przede wszystkim o trybunę dla kibiców, bo do tej pory mecze Skry odbywają się bez udziału publiczności. - Chcielibyśmy uzyskać warunkową licencję, bądź otrzymać czas na postawienie trybun do pierwszego meczu w przyszłym sezonie. To nie jest długoterminowa budowa, tylko jej zakup, postawienie jej na gruncie i montaż. W ciągu 2-3 tygodni trybuna będzie gotowa - przewiduje prezes Artur Szymczyk.
To jednak wersja optymistyczna. Od dłuższego czasu problemem był teren, na którym miała stanąć trybuna. Ten bowiem należy do PKP, jednak od połowy ubiegłego roku dzierżawi go Skra, płacąc zresztą za niego comiesięczne opłaty. Niewiele to jednak zmienia. - Na potrzeby zbudowania trybuny, teren ten możemy użyczyć miastu. W tej kwestii nie ma z naszej strony żadnych przeszkód - deklaruje prezes Szymczyk. Nie jest jednak tajemnicą, że miasto na tę sytuację patrzy nieco inaczej. Wychodzi bowiem z założenia, że nie będzie inwestować w tereny, których nie jest właścicielem, a tak właśnie byłoby w przypadku terenów wzdłuż boiska.
Miasto nie uwzględniło w budżecie również żadnych środków na tę inwestycję, a trzeba pamiętać, że budowa nawet najprostszej trybuny to kwota kilku milionów złotych; bliżej pięciu niż jednego. Czas więc ucieka, bo nawet w przypadku najprostszej trybuny przenośnej z konstrukcji stalowej, trzeba doliczyć okres jej wykonania, a to zajmie co najmniej kilka miesięcy. Fakt trwających prac i pisemne zapewnienia, że trybuna jest „w drodze”, Komisja Licencyjna PZPN wzięłaby pod uwagę, ale dziś nawet tego nie ma.
Obiektu rezerwowego Skra nie przewiduje zgłaszać. - Jesteśmy na to zbyt biednym klubem, a piętrzące się problemy finansowe nie są nam potrzebne - tłumaczy prezes Szymczyk, który wskazuje, że trybuny - rozwiązując problem własności terenów - mogłyby powstać również za bramkami. - Chodziłoby o dwie mniejsze trybuny. Rozwiązanie jest, ale trzeba je zauważyć, a na to brakuje chyba dobrej woli… - mówi prezes Skry.
Najgorszy scenariusz? Klasa A, bo obecny obiekt - trzymając się literalnie wymogów licencyjnych - bez trybun dla kibiców, nie spełnia wymogów nawet klasy okręgowej. - To byłby najgorszy scenariusz. Bo ta trybuna kiedyś na pewno powstanie, ale wtedy nie będzie już Skry na poziomie centralnym i dorobek wszystkich związanych z nią ludzi zostanie zaprzepaszczony - mówił jeszcze w grudniu prezes Szymczyk. Wtedy wydawało się, że są to słowa mające głównie wpłynąć na rajców miejskich przed sesją budżetową. Teraz okazuje się, że ten najczarniejszy scenariusz jest całkiem możliwy...
(TD)