Sport

Cyrk na zajezdni

Raków od wielu miesięcy nie potrafi wrócić na odpowiednie tory.

Coraz więcej niepokoju wzbudza postawa Rakowa w nowym sezonie. Fot. Pressfocus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

Trudno jest zachować optymizm patrząc na wszystko, co dzieje się wokół Rakowa. Zespół gra dramatycznie. Na swoim stadionie nie wygrał spotkania od poprzedniego sezonu. Kibice wywieszają skandaliczny dla wielu transparent, a w dodatku atakują rzecznika klubu za próbę ratowania ogólnej reputacji klubu w medialnym przekazie. Pomijając inne wydarzenia z weekendu, w które mieli być zamieszani sympatycy klubu z Częstochowy, należy poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego sytuacja w ciągu roku tak diametralnie się zmieniła?

Pomnik kruszeje?

Nie sposób znaleźć jednego winnego za zaistniałą sytuację. Niestety: zespół przestał się rozwijać, a regres widoczny jest w wielu aspektach funkcjonowania zespołu. W zasadzie pierwszy, kluczowy problem pojawił się w kwietniu ubiegłego roku, kiedy z funkcji trenera zrezygnował Marek Papszun. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest obecnie taki, że pomnik budowany przez lata pracy powoli kruszeje.

Kibice są coraz bardziej zniecierpliwieni. Postawa zespołu w zasadzie od początku sezonu nie była wybitna. Ale styl porażki z Piastem i tłumaczenie się decyzją arbitra nie przystoi tak doświadczonemu trenerowi, z takimi osiągnięciami na koncie. - Mecz był brzydki. Nie było emocji. Aż do końcówki, gdy sędzia podyktował karnego z kapelusza. Wybroniliśmy się z tej sytuacji, ale nie wybroniliśmy się po rzucie rożnym - powiedział po spotkaniu szkoleniowiec Rakowa. Jest to bardzo ciekawa, możliwe, że słuszna interpretacja boiskowych zdarzeń. Czy jednak usprawiedliwia to nieudolność ofensywy Rakowa? 

Plac budowy placem budowy, problemy zdrowotne, wprowadzanie nowych zawodników do zespołu to także inny temat. Tak słabo grającego Rakowa nie było w ekstraklasie od pierwszej rundy po awansie, gdy częstochowianie dostawali manto od Korony Kielce (ówczesnego spadkowicza). Warto pamiętać, że tamta drużyna była zdecydowanie większym eksperymentem. W obecnej ekipie zostało wiele ogniw, które pracowały z obecnym szkoleniowcem, a co warto przypomnieć - zdobywały mistrzostwo Polski. Nie ma usprawiedliwienia dla stylu piątkowego spotkania. Gdyby częstochowianie oddali jeszcze kilka, kilkanaście celnych uderzeń, a dzień konia miałby Frantiszek Plach, to byłoby to jeszcze do obrony. Tak jednak nie było. Szkoleniowiec ma dwa tygodnie, by poprawić grę zespołu. 

Wsparcia nie widać

Krytyka szkoleniowca i jego zespołu jest słuszna i w pełni uzasadniona. Należy jednak odstąpić od nich, bo nie tylko sztab szkoleniowy i jego podopieczni odpowiadają za obecny stan rzeczy. W końcu ostatnie miesiące to spadek rezerw Rakowa z III ligi. Zespoły młodzieżowe również zaliczyły regres. Pierwszy zespół z kolei nie otrzymał odpowiedniego wsparcia w postaci nowych, solidnych wzmocnień. Dyrektor sportowy Samuel Cardenas do tej pory sprowadzał głównie graczy, którzy nie wnieśli do gry Rakowa wiele. Prawdę mówiąc transfer Ariela Mosóra nie wydaje się jego pomysłem, a szkoleniowca częstochowian, któremu brakuje graczy na kluczowe pozycje.

Nie jest wykluczone, że potencjalny transfer Tomasza Pieńki z Zagłębia Lubin to także pomysł trenera Papszuna, a nie działu skautingu z dyrektorem sportowym na czele. Jednak w klubie podjęto decyzję, by Cardenasa zatrudnić. Być może w Rakowie narzekano na Roberta Grafa, ten jednak dokonał zdecydowanie lepszych transferów od obecnego dyrektora. Najwyższa jednak pora, aby wszyscy przebudzili się z letargu. Inaczej Raków, tak szybko jak wszedł na odpowiedni poziom, tak z podobną prędkością spadnie „na łeb, na szyję”.

(ptom)