Bez Jewhenija Szykawki (z prawej) w składzie Korona nie miałaby żadnych szans na utrzymanie w ekstraklasie. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus


Cud nad Silnicą

Drużyna trenera Kamila Kuzery utrzymała się w ekstraklasie dzięki „pomocy” poznańskiego Lecha.


Przed ostatnią kolejką Korona Kielce jedną nogą była już w piekle. Ratowało ją tylko zwycięstwo na wyjeździe z Lechem Poznań, bo remis pomógłby jej jak umarłemu kadzidło. I taki cud się na Bułgarskiej zdarzył, a dwa gole strzelone przez najlepszego snajpera kielczan, Jewhenija Szykawkę, zepchnęły w otchłań I ligi inną poznańską drużynę - Wartę. Zapewne tytuł niniejszego podsumowania jest niezrozumiały dla wielu kibiców i zwykłych zjadaczy chleba, ponieważ największą rzeką płynącą przez Kielce jest Bobrza. Wszystko się zgadza, ale niemal każdy mieszkaniec stolicy województwa świętokrzyskiego zapytany „Jaka rzeka płynie przez Kielce?” wypali bez namysłu - „Silnica!”.

Ale dosyć lekcji geografii, pora skupić się na futbolu i dokonaniach żółto-czerwonych w minionym sezonie. Otwarcie było bardzo słabe - remis 1:1 u siebie ze Śląskiem, a potem trzy porażki z rzędu - 1:2 z ŁKS-em (wyjazd), 0:1 z Górnikiem Zabrze (dom) i 0:1 z Legią Warszawa (w). Gdyby nie wygrana w 6. kolejce z Zagłębiem Lubin (2:0), być może Kamil Kuzera pożegnałby się z posadą. Ale i tak nikomu w Kielcach nie było do śmiechu, bo po rundzie jesiennej Korona była w strefie spadkowej, miała jednak tylko punkt mniej od Warty i jeden mecz „w pamięci”, z Rakowem Częstochowa. W I rundzie nie błyszczał nawet Szykawka, na którego liczniku były tylko dwa trafienia - ze Stalą Mielec (3:2) oraz Puszczą Niepołomice (5:3). Anemia strzelecka była widoczna gołym okiem - aż w siedmiu meczach kielczanie nie zdołali ani razu zmusić bramkarzy do kapitulacji.

Na początku rundy rewanżowej wrażenie zrobił remis 3:3 na własnym boisku z Legią, kielczanie zniwelowali w tym spotkaniu dwubramkowe manko. Generalnie jednak zespół Kamila Kuzery grał w kratkę, remisy przeplatał porażkami i widmo degradacji coraz głębiej zaczęło zaglądać mu w oczy. Praktycznie do ostatniej kolejki Korona była „utopiona” i tylko wyjątkowa dawka szczęścia mogła uchronić ja przed wyrokiem śmierci. Warta miała takie same szanse na zdobycz punktową w Białymstoku, jak ostatnia porcja lodów na przetrwanie na dziecięcym przyjęciu, a Lech powinien przynajmniej zremisować z Koroną i pomóc sąsiadowi zza miedzy. Były to jednak - jak się później okazało - tylko pobożne życzenia, bo Szykawka po przerwie dwukrotnie „skaleczył” bramkarza „Kolejorza” Bartosza Mrozka i zapewnił swojej drużynie podłączenie kroplówki na następny sezon.

Nie wiem, ile siwych włosów przybyło szkoleniowcowi Korony podczas meczu na stadionie przy ulicy Bułgarskiej, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że mnóstwo. - Nie będę rozmawiał o meczu, proszę uszanujcie to - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Kamil Kuzera. - Potrzebujemy wszyscy dystansu do całego sezonu, czasu i odpoczynku, naładowania baterii i poważnych rozmów. Jesteśmy szczęśliwi, to na pewno. Korona pozostaje w miejscu, na które zasługuje. Ostatni mecz był spięciem całego sezonu, który był bardzo emocjonujący, ale też dziwny dla nas. Najważniejszy jest jednak efekt końcowy. Towarzyszyło temu dużo emocji, których nie opiszę. Nie chciałbym, aby ktoś był w mojej skórze, trenera z Kielc, który musiał to przeżyć. Nikomu tego nie życzę - powiedział.

Trzy dni po meczu w Poznaniu do dymisji podał się prezes Korony, Łukasz Jabłoński. Lato w Kielcach zapowiada się wyjątkowo gorące...

Bogdan Nather


STRZELCY (40)

10 - Szykawka, 6 - Remacle, 5 - Dalmau, 4 - Nono, 3 - Deaconu, 2 - Trejo, Trojak, 1 - Błanik, Czyżycki, Hofmeister, Konstantyn, Kwiecień, samobójcze - Craciun (Puszcza), Vuszković (Radomiak), Dadok (Ruch).


PLUS

ŻĄDŁO Z BIAŁORUSI

Niespełna 32-letni napastnik Jewhenij Szykawka dla drużyny ze stolicy województwa świętokrzyskiego był – bez cienia przesady – na wagę złota, czyli utrzymanie w ekstraklasie. Dziesięć strzelonych goli to 1/4 dorobku bramkowego całego zespołu. Czy trzeba jeszcze coś dodać?


MINUS

WYJAZDOWA ANEMIA

Na obcych boiskach podopieczni trenera Kamila Kuzery prezentowali się wyjątkowo nieporadnie. W 17 potyczkach ligowych tylko dwa razy zainkasowali komplet punktów, sześciokrotnie dzielili się punktami z gospodarzami i aż 9 razy zeszli z boiska pokonani.