Sport

CR7 denerwuje się na… siebie

Rozmowa z Januszem Nawrockim, byłym pomocnikiem reprezentacji Polski

Janusz Nawrocki dobrze życzy obecnej reprezentacji. Fot. Paweł Czado

Ludzie nawet na ulicy rozmawiają o kontuzji Roberta Lewandowskiego. To problem dla obecnej kadry?

- Uważam, że… nie. Oczywiście Lewandowski jest świetnym zawodnikiem, ale przecież nie będzie wiecznie grał w reprezentacji. Kiedy nadarza się okazja, trzeba próbować nowych, młodych piłkarzy. A teraz właśnie okazja się nadarza. Michał Probierz ma własną koncepcję gry, którą jednak trzeba szlifować. A kiedy to robić, skoro właściwie nie ma już meczów towarzyskich? Teraz tę rolę siłą rzeczy spełniają spotkania w Lidze Narodów. Chodzi o to, żeby w naprawdę ważnym spotkaniu, kiedy nagle zabrakłoby Lewandowskiego – nie załamywać rąk, lecz mieć gotowe rozwiązanie.

Lewandowski mnóstwo dał reprezentacji, ale wielu uważa, że mógł więcej.

- Nie oszukujmy się: w zachodnich klubach, w których grał i gra, ma na boisku partnerów, którzy lepiej potrafili wykorzystać jego potencjał, przy całym szacunku dla naszych kadrowiczów. U nas często coś nie działało…

Jako były środkowy pomocnik wie pan, na czym polega współpraca z napastnikami. Nikt nie zaprzeczy, że zarówno Lewandowski na szpicy i Piotr Zieliński w środku to światowy top. A jednak w kadrze ich wspólne spektakularne akcje nie zapadły jakoś w pamięć…

- Są jednak czołowymi zawodnikami, więc niezależnie od wszystkiego, zależy od nich bardzo dużo. W trakcie meczów reprezentacyjnych zdarza się mnóstwo momentów, kiedy doświadczenie właśnie zawodników ze świecznika bardzo pomaga. Bardzo!

Michał Probierz nie boi się stawiać na młodych, także na tak odpowiedzialnych pozycjach, jak środek pomocy. Niedawno debiutował tam 20-letni Maximilian Oyedele z Legii, teraz szansę na debiut ma inny chłopak w tym wieku - Antoni Kozubal z Lecha.

- Dobrze, że zdolni chłopcy dostają szanse, bo młodzież mamy dobrą, ale dotąd wielu utalentowanych chłopaków jakoś przepadało, znikało. Fajnie, że Michał Probierz młodych dostrzega. Wiadomo, że przeskok z juniora w seniora jest bardzo duży i wielu sobie w tej sytuacji nie radzi, ale trzeba robić wszystko, żeby tak się nie działo. Ja zadebiutowałem w reprezentacji znacznie później, jednak jeśli ktoś ma autentyczny talent, to  moment debiutu nie ma znaczenia, choć na mojej pozycji doświadczenie, którego nabiera się z wiekiem, bardzo się przydaje. Człowiek staje się boiskowym wygą, o co trudno będąc nastolatkiem. Najlepszy okres piłkarza to 25-30 lat. A jeśli ktoś jest w reprezentacji wcześniej, to może się tylko cieszyć, choć młodzieniaszkom trudniej ustabilizować formę.

Probierz dobrze prowadzi tę reprezentację? Odważnie?

- Mnie się jego praca podoba. Jako piłkarz był „harpaganem", jako trener nie boi się trudnych decyzji. Nie każdy ligowy zawodnik może być dobrym trenerem, w tym wypadku tak jest.

Dostrzega pan różnicę między czasami pańskiej a obecnej reprezentacji?

- Jest ich wiele. Weźmy choćby fakt, że dawniej piłkarz często grał nie będąc w pełni sprawny, z niezaleczoną kontuzją. Tego od niego się wymagało, sam też uważał to za naturalne. Człowiek oceniany przez kibiców niewiedzących, że gra z urazem, nie przyzna przecież, że… na przykład prezes mu kazał. Pierwszy raz z sytuacją, kiedy  lekarz stwierdził, że nie powinienem grać, spotkałem się w lidze austriackiej. W którymś meczu Moedlingu ktoś mnie sfaulował, doktor wbiegł na boisko i stwierdził, że to koniec. Zdziwiłem się, że tak można, że tak traktuje się piłkarza... Właściwie to byłem w szoku (uśmiech)! Nagle nie byłem automatem do gry, ale człowiekiem…

Na przełomie lat 80. i 90. był pan podstawowym zawodnikiem reprezentacji Andrzeja Strejlaua. Grał pan przeciw świetnym piłkarzom.

- Cóż, zdarzało się (uśmiech). Najlepszy chyba mecz rozegraliśmy przeciw Anglii w 1989 r. na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w eliminacjach do mistrzostw świata we Włoszech. Graliśmy świetnie, byliśmy lepsi, można wręcz powiedzieć, że Anglicy byli słabi albo myśmy grali tak dobrze (uśmiech)… Tak czy inaczej – zasłużyliśmy wtedy na zwycięstwo. Nie udało się. Nie żałuję niczego, bo co los przynosi to przynosi. Swoje pięć minut miałem. Szkoda jednak, że wtedy tamtej szansy nie udało się wykorzystać. Fakt, że udawało mi się grać przeciw świetnym zawodnikom. Rywalizowałem choćby z Paulem Gascoigne'em, który tylko raz mi uciekł, czy też z Jeanem-Marie Papinem i Erikiem Cantoną. Z Francuzami to był kołowrotek, wszedłem na ostatnie 13 minut, momentami nie wiedziałem, co się dzieje. Ale zremisowaliśmy! Dobrze wspominam tamten okres choć awansować na wielką imprezę się nie udało. To była autorska drużyna Andrzeja Strejlaua, miał swoją koncepcję na każdy mecz. Do każdego rywala dostosowywał zawodników. Wiele od piłkarzy wymagał, choćby neutralizowania konkretnych przeciwników, każdy za kogoś odpowiadał.

Wtedy graliście w kadrze głównie 4-4-2. Teraz system jest inny.

- Zdecydowanie. Grałem jako defensywny pomocnik. Teraz chyba jest łatwiej, bo tę funkcję wypełnia kilku zawodników. Ostatnim klasycznym defensywnym pomocnikiem w reprezentacji Polski był chyba Grzegorz Krychowiak. W mojej opinii bardzo dobry piłkarz. Dziś takiego klasycznego defensywnego pomocnika w naszej reprezentacji nie widzę.

Pan doskonale rozumiał grę.

- Może dlatego że występowałem na wielu pozycjach? W trampkarzach na prawej pomocy i stoperze. W Wiśle nie grałem tylko na bramce i na lewym skrzydle (uśmiech). W GieKSie, Ruchu i Grunwaldzie głównie jako defensywny pomocnik. W Sokole Tychy – na stoperze, musiałem mieć wszystko pod kontrolą. W Wiśle byłem od czarnej roboty, ale miałem tam kolegów, od których mogłem się wiele nauczyć. W GieKSie miałem zaufanie i szansę, i mogłem te nabyte umiejętności wykorzystać. Grałem przeciw wszystkim najlepszym w Polsce. Największe wrażenie zrobił na mnie Janusz Kupcewicz. Moje uznanie budził też Stanisław Terlecki. On nawet nie musiał patrzeć na piłkę. Grać z takimi rywalami jeden na jeden to wyzwanie, ale i przyjemność, uwielbiałem to!

Teraz gramy z Portugalczykami. Jest szansa na zwycięstwo?

- Szansa jest zawsze! Jeśli nie zrobimy błędu w defensywie, to wygramy! Łatwo jednak z pewnością nie będzie, bo podstawowe zadanie to znaleźć dobrych środkowych obrońców. Bez nich będzie problem. Obecni nie spisują się tak dobrze, nie współpracują tak jak należy. Przykro stwierdzić, ale to wręcz najsłabsze punkty w naszym zespole, jednak tak naprawdę nie wiem, kto mógłby grać u nas na tej pozycji w tej chwili. Nie widzę takich piłkarzy.

Cristiano Ronaldo robi wrażenie, ciągle gra świetnie…

- Ma zdrowie, bez tego nic się nie uda. Niektórzy piłkarze mogą dobrze się prowadzić, ale w pewnym momencie nie uciągną. Wydaje mi się, że Cristiano Ronaldo zaczyna jednak wiek odczuwać. Widzę, że on denerwuje się na boisku, ale wcale nie na kolegów.

A na kogo?

- Na siebie! On doskonale wie, że gdyby był dwa, trzy lata młodszy to jakaś piłka by mu nie uciekła, doszedłby do niej. Organizmu nie da się jednak oszukać. To go frustruje. Doskonale widziałem to w trakcie ostatnich mistrzostw Europy. Były tam sytuacje, których nie potrafił wykorzystać, a nie miałby z tym problemu ledwie kilka lat temu.

Jeszcze parę słów o Wiśle, w której pan zaczynał i o GKS-ie gdzie spędził pan najlepsze lata.

- W awans Wisły w tym sezonie do ekstraklasy wierzę, mimo że na razie jest w środku tabeli (na 9. miejscu - przyp. aut.). Gra dobrze. Może start w pucharach zaważył, że punktów ma mniej niż można było się spodziewać. Wisła kilka meczów przegrała pechowo, takich, których przegrać nie powinna. We wszystkich meczach prowadzi grę, przeważa, ma większe posiadanie piłki, tyle że to przeciwnik bramki strzela… Powody wiary w wiślaków jednak dostrzegam. Poza tym to drużyna, która ma lepszą frekwencję na meczach niż wiele zespołów z ekstraklasy. Wrócą, kwestia kiedy: prędzej czy później. A GieKSa? Bardzo mi się podoba. Wiem, że jej zadaniem jest utrzymanie. Ta drużyna jest ewidentnie poukładana. Mecze, które przegrała, to - w mojej opinii - były zbiorem przypadków.

Ze zdrowiem u pana wszystko w porządku?

- Odpukać: lepiej. Miałem niedawno zabieg związany z usztywnieniem stawu skokowego. Dochodzę do siebie.  

Rozmawiał Paweł Czado

Janusz NAWROCKI

Ur. 8 lipca 1961 r.
23 mecze w reprezentacji Polski (1989-91)

Kluby: Wisła Kraków (do 1986), GKS Katowice (1986-91), Vfb Moedling (1991-95), Sokół Tychy (1995-96), Ruch Chorzów (1997-98), Grunwald Ruda Śląska (1998-2000), Unia Jaroszowiec (2001), Tempo Rzeszotary (2001-03), Niegoszowianka Niegoszowice (2003), Wróblowianka Wróblowice (2004), Lotnik Kryspinów (2005-06), Tempo Rzeszotary (2007), LKS Szaflary (2008), Wisła Kraków oldboje (2011-13).