Córeczka tatusia i mamusia w kole
Pia Skrzyszowska zajęła piąte miejsce w biegu na 100 metrów przez płotki, a Anita Włodarczyk szóste w rzucie młotem - to ten chwalebny bilans trzeciego dnia japońskiego czempionatu dla reprezentacji Polski.
"Latający" finisz płotkarek - Pia Skrzyszowska (z prawej), w środku niespodziewana mistrzyni Ditaji Kambundji, z lewej siódma na mecie Danielle Williams z Jamajki. Fot. PAP/EPA
Skrzyszowskiej - debiutantce w finale światowej imprezy na stadionie - do medalu zabrakło 0,15 sekundy; w finale 100 m przez płotki wpadła na metę piąta z czasem 12,49, swoim najlepszym w sezonie. Wygrała niespodziewanie Ditaji Kambundji - z rekordem Szwajcarii 12,24. Srebrny medal zdobyła Nigeryjka Tobi Amusan - 12,29, a brąz wywalczyła Amerykanka Grace Stark z rezultatem 12,34, lepszym od rekordu Polski Grażyny Rabsztyn z 1980 roku (12,36); Skrzyszowska rok temu zbliżyła się do niego na 0,01 sekundy.
Smakiem musiała obejść się wielka faworytka, mistrzyni olimpijska z Paryża Masai Russell, która miesiąc temu w Memoriale Skolimowskiej wygrała z czasem 12,19 - teraz finiszowała dopiero czwarta (12,44).
Dumna z „piątki”
12,49 to czwarty rezultat 24-letniej płotkarki z Warszawy w karierze, szybciej biegała m.in. w finale ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Rzymie (12,42), gdzie zdobyła brązowy medal. Polka miała najlepszą reakcję startową ze wszystkich finalistek w finale MŚ - 0,141 s.
- W odpowiednim momencie pobiegłam najlepiej. Dziewczyny, które lepiej biegały ode mnie w tym sezonie, albo nie wystąpiły w finale, albo były gorsze. Jestem piąta i jestem z tego bardzo dumna. Mój tata to świetny trener, bo znów forma przyszła w najważniejszym momencie - powiedziała Skrzyszowska, która w swojej serii półfinałowej zajęła 3. miejsce (12,53) i awansowała do finału jako jedna z dwóch najszybszych zawodniczek spoza tych, które zajmowały dwa czołowe miejsca w trzech biegach.
Dodała, że nie wie, jak tata Jarosław to robi, ale wierzy mu w stu procentach. - Zawsze mówił mi: spokojnie, na treningach jest dobrze. Mimo moich zwątpień, cały czas go słuchałam. Mam nadzieję, że kolejne mistrzostwa świata nie będą na końcu sezonu, bo to mentalnie męczarnia, ale było warto - oceniła Skrzyszowska.
Podkreśliła, że ona i jej tata dołączają na poszczególne obozy do grupy Holendrów. - To około trzy obozy w roku. Na co dzień trenuję sama, ale zdecydowanie z Nadine Visser tworzymy team i pomagamy sobie wzajemnie - podkreśliła Polka; Holenderka w finale się „spaliła”, finiszowała ostatnia, ósma.
Sztafeta? Musimy pogadać!
Skrzyszowska była zadowolona, że w Tokio uzyskała najlepszy rezultat w sezonie. - W finale czułam się bardzo spokojna, zrelaksowana, czułam się optymalnie. Półfinał był zdecydowanie bardziej stresujący, bo już kilka razy go nie przebrnęłam. Nie myślę o tym, czy do podium było blisko. W Nankinie na HMŚ było dużo bliżej, bo to były tysięczne i byłam czwarta. Stojąc na starcie wiedziałam, że trzeba robić swoje. Zrobiłam co mogłam - wskazała.
Teraz Skrzyszowska pojedzie na wakacje... do Japonii. - Moja siostra tutaj jest i wspierała mnie z trybun. Japonia na nas czeka. Głównie będą to Tokio, Kioto i Osaka - wyjaśniła.
Płotkarka powiedziała, że nie było jeszcze rozmowy o tym, czy dołączy w weekend i wesprze sztafetę 4x100 metrów. - Na razie nic nie mówię. Może tak, może nie, musimy pogadać - dodała.
Uczciwie, nie była w stanie
Na miarę możliwości w finale rzutu młotem - do którego wróciła po… 8 latach - wypadła najstarsza jego uczestniczka, 40-letnia Anita Włodarczyk. Rekordzistka świata i trzykrotna mistrzyni olimpijska zajęła 6. miejsce - w swojej najlepszej próbie osiągnęła 74,64 m. Do medalu potrzebne były rzuty o 2,5 m dalsze. Sensacyjny brąz wywalczyła zaledwie 19-letnia Chinka Jiale Zhang z wynikiem 77,10.
Bezkonkurencyjna była broniąca tytułu i zarazem mistrzyni olimpijska Camryn Rogers. 26-letnia Kanadyjka triumfowała najlepszym w tym roku wynikiem na świecie - 80,51, została czwartą kobietą, która przekroczyła barierę 80 metrów i drugą z najlepszym wynikiem w historii - po Włodarczyk (82,98 z 2016 roku).
- Po pierwszej kolejce już wiedziałam, że na medal będzie potrzebne więcej niż 75 metrów. Nie byłam w stanie rzucić powyżej 77 metrów, trzeba to sobie uczciwie powiedzieć. Idzie młodość. Gdy patrzyłam na Rogers w kole, widziałam siebie z ubiegłych lat. Wiem, co ją teraz czeka, jak może dominować. Cieszę się, że dołączyła do klubu zawodniczek, które przekroczyły 80 metrów. One mnie traktują jak mamę, zresztą mogłabym dla części z nich być mamą, bo między mną a Zhang jest 21 lat różnicy. Gdy ja zdobywałam złoto w Berlinie w 2009 roku, ona miała trzy lata - mówiła spokojna Włodarczyk.
Jeszcze nie kończy
Nie chciała przesądzać odnośnie do swojej dalszej kariery, ale przyznała, że na 70 procent będzie ją jeszcze dalej kontynuowała, bo wciąż ma motywację. Bardzo ubolewała nad tym, że nie widać jej następczyń.
- Bardzo żałuję, że tak to wygląda. Ja trenerką? Nie nadaję się do tego. Pozabijałabym na treningach, bo do każdego bym przykładała swoją miarę. Ja pracuję na sto procent od lat i tego bym wymagała. Mogę być bardziej wsparciem mentalnym, bo psychologia sportu mnie fascynuje - wskazała Włodarczyk.
Tomasz Mucha, PAP
7. MISTRZOSTWA świata zaliczyła 40-letnia Anita Włodarczyk; zdobyła 4 złote medale - od Berlina (2009) przez Moskwę (2013) i Pekin (2015) po Londyn (2017); ze względu na kontuzje opuściła czempionaty w Doha (2019) i Eugene (2022). Dwa lata temu w Budapeszcie odpadła w eliminacjach i została sklasyfikowana na 13. pozycji.
Mocni na… treningach
Kompletnie zawiedli Damian Czykier i Jakub Szymański, którzy odpadli w eliminacjach 110 m ppł. Czykierowi - piąty w swojej serii z czasem 13,58 - do awansu do półfinału zabrakło 0,07 sek. - Stać mnie tu było na dobre bieganie. Gdyby mi wyszły takie dobiegi, jak na rozgrzewce, to miałbym tu duże Q... Zabrakło wytrzymałości - powiedział Czykier w TVP Sport.
Szymański - halowy mistrz Europy na 60 m ppł - znów spalił się na najważniejszej imprezie; w swojej serii był dopiero siódmy w czasie 13,74; najgorszym w całym sezonie (!) i tylko minimalnie lepszym od eliminacji na igrzyskach w Paryżu (13,75). - W tym roku podłoga moich wyników progresowała. Zrobiłem dwa treningi życiowe przed tym startem. Jakby mnie odcięło, już od początku. Wina jest tylko po mojej stronie - przyznał skruszony 23-letni lekkoatleta z Sopotu.
Anna Gryc nie awansowała do półfinału biegu na 400 m przez płotki; w swojej serii zajęła 6. z czasem 55,73, który był 28. w stawce; awans dał rezultat 55,32.
Nie powiodło się także Kindze Królik i Alicji Konieczek w eliminacjach biegu na 3000 m z przeszkodami. Królik czasem 9.43,89 zajęła 10. miejsce w 1. serii, natomiast Konieczek była siódma w trzeciej serii (9.28,80).- Świat nam odjechał w biegach i musimy zrozumieć, że trzeba skończyć z radziecką czy rosyjską szkołą treningu i dokształcać szkoleniowców - powiedziała Konieczek, która przyznała, że nie była w stanie utrzymać tempa najlepszych, a piątą zawodniczkę w swojej serii, którą musiałaby wyprzedzić, aby awansować do finału, widziała „gdzieś tam na horyzoncie”.
