Sport

COPA Ar-gen-ti-na!

Zdumiewające chwile w Miami. W dniu wielkiego finału Copa America było wszystko: skandal, opóźnienia, sceniczne występy, dramaty, dogrywka, a na końcu – wygrała Argentyna. Ostatnie można podsumować: "jak zwykle".

Argentyna świętuje w Miami trzeci tytuł na wielkiej imprezie z rzędu. Fot. PAP/EPA

Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, wielu argentyńskich kibiców nie miało pewnie sił się cieszyć, wielu nawet płakać. Przegranym Kolumbijczykom łzy też leciały bezwiednie. Ładunek emocji i zdarzeń był tak ogromny, tak trudny do uniesienia, że pewnie nawet Leo Messi, kiedy już ochłonął – musiał pomyśleć: „czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem…”

O rozstrzygnięciu zdecydował jeden, jedyny gol, który padł dopiero w dogrywce, w 112 minucie finału rozgrywanego w Miami.

Bez Messiego też jest życie

Argentyńczycy są teraz rozanieleni, ale był momenty kiedy serca ściskała im bezbrzeżna trwoga. 10 minut przed przerwą po jednym ze starć Messi padł na murawę, twarz wykrzywił mu grymas bólu. Wstał, ale widać było, że cierpi. Wyszedł wprawdzie na drugą połowę, ale kiedy 20 minut później poślizgnął się – nie był już w stanie kontynuować gry. Już się nie podniósł, a kostka napuchła mu jak bania. Zszedł i zalał się łzami.

Wtedy Argentyna pokazała, że jest z nim, jednocześnie potwierdzając, że nawet jeśli ją w końcu opuści – poradzi sobie w przyszłości bez niego. Okazuje się, że bez Messiego też jest życie!

Argentyńska gazeta „Clarin” zauważa, że w drugiej połowie „Scaloneta”, jak pieszczotliwie określa się drużynę trenera Lionela Scaloniego, zdołała zwolnić tempo, nie cierpiała na nieobecności Messiego i potrafiła stworzyła klarowne sytuacje. „Wygrała dzięki umiejętnym zmianom w sposobie gry wprowadzonym przez selekcjonera i wspaniałemu występowi zespołu, który w dalszym ciągu wykazuje głód zdobywania tytułów” – pisze „Clarin”.

Mecz był "rwany", często przerywany z powodu fauli i urazów. W 75 minucie padła wprawdzie bramka dla Argentyny, jednak trafienia zmiennika Messiego Nico Gonzaleza nie uznano ze względu na wyraźną pozycję spaloną podającego mu Angela Di Marii.

Bohater finału

Słuszne wnioski wysuwa redakcja argentyńskiego „El Grafico” (słynny argentyński magazyn futbolowy, do 2018 roku na papierze, dziś w internecie). Zauważa, iż „Scaloneta” w tym meczu stała siłą trójki środkowych obrońców, że to nie olśniewający atak, a właśnie betonowa defensywa zdecydowała o triumfie. Przecież Argentyna w całym turnieju straciła ledwie jednego gola, w ćwierćfinale; Ekwadorczyk Kevin Rodriguez będzie wspominał to do końca życia. „El Grafico” z dumą podkreśla, że Argentyna przy okazji powtórzyła niebywałe osiągnięcie Hiszpanii z lat 2008-12, czyli triumf na trzech imprezach mistrzowskich z rzędu.

Największym bohaterem Argentyny wydaje się być w tej chwili Lautaro Martinez. To właśnie nowy kolega Piotra Zielińskigo z Interu uciekł w końcówce kolumbijskim obrońcom i zapewnił tytuł. A przecież wszedł na boisko niewiele wcześniej. Dla Martineza ten gol był ukoronowaniem niezwykłego turnieju. Zakończył go z pięcioma trafieniami, został więc królem strzelców.

Odwaga, odwaga, odwaga

Argentyński dziennik „Clarin” wskazuje pięć powodów ostatecznego triumfu.

1. Wspomniana bezbłędna gra obrony w trudnych chwilach, czyli przede wszystkim w pierwszej połowie. „Los Cafeteros” w tym okresie dominowali, wydawało się, że gol dla Kolumbijczyków jest jedynie kwestią czasu. Wszystko kontrolował jednak bramkarz „Dibu” Martinez;

2. Argentyna wyszła w środku czwórką pomocników: kończący karierę Angel Di Maria po prawej stronie, Alexis Mac Allister po lewej, a Rodrigo de Paul i Enzo Fernandez – w środku. Dobre wejście w mecz Kolumbii wymusiło zmiany w ustawieniu. Mac Allister zszedł bardziej do środka, a kiedy Nico Gonzalez wszedł za Messiego, paradoksalnie rywalizacja stała się wyrównana i wkrótce Argentyna zaczęła robić różnicę;

3. Odwaga w grze po przymusowym zejściu Messiego. Koledzy z drużyny wykazali się pewnością siebie, odwagą, grając bez naturalnego lidera. Jego zmiennik Nico Gonzalez grał tak dobrze, że właściwie zabrakło mu tylko… bramki (jak wspomnieliśmy, strzelił, ale... ze spalonego, przyp. aut.);

4. Decyzje Scaloniego w trakcie meczu były świetne. Po przymusowym zejściu Messiego miał wiele opcji na ułożenie gry i wybrał najlepiej jak mógł. A w dogrywce Leandro Paredes, Giovani Lo Celso i Lautaro Martinez weszli razem na boisko i wspólnie stworzyli wspaniałą bramkę, która zapewniła tytuł. Scaloni musiał czuć satysfakcję;

5. Choć nie było tej błyskotliwości co podczas mundialu w Katarze, to zespół znowu wykazał się cechami charakteru, które zapewniają mu triumf: głodem gry, zajadłością, nieustępliwością.

Duma przegranych

Dla Kolumbijczyków w symboliczny sposób skończyła się pewna era. Wicemistrzostwo i tak jest wielkim sukcesem, a ich drużyna w trakcie imprezy rosła w siłę niebywale. Zespół Nestora Lorenzo nie przegrał 28 meczów z rzędu, od… poprzedniej porażki z Argentyną. Tym razem zawiódł jednak trochę James Rodriguez, dla którego był to wcześniej wręcz rewelacyjny turniej.

Pięknie podsumowała ten mecz gazeta „El Colombiano”, która godzi się z wynikiem, ale jest dumna. „Tak, przegraliśmy. Bramka Lautaro Martíneza w dogrywce odebrała nam tytuł, ale jak powiedział kiedyś Francisco Maturana (trener jedynej mistrzowskiej drużyny Kolumbii w Copa America, przyp. aut.), dziś bardziej niż kiedykolwiek jest aktualne stwierdzenie „ta przegrana to trochę wygrana”. Kolumbia zaprezentowała występ pełen odwagi i talentu, nie ulękła się wyzwania. A przecież przed nią byli mistrzowie świata, w tym Lionel Messi.” I dalej: „Kolumbia od początku wykazywała determinację. Nie przeraziły jej prestiż i osiągnięcia rywala. Wręcz przeciwnie, grała z przekonaniem, że może osiągnąć niemożliwe. Przyzwyczajeni do dominacji mistrzowie świata zmuszeni byli się cofnąć, skrócić grę i próbować zyskać na czasie” – podkreślają z dumą kolumbijscy dziennikarze.

Szaleństwo przed finałem i w przerwie

W tym turnieju nic nie odbywało się zgodnie z przewidywaniami, wszystko mogło wydarzyć się wszędzie. Latynoski żywioł w Stanach jest nieopanowany i podczas turnieju wielokrotnie dawał temu wyraz. Jednak podczas finału w Miami przeszedł sam siebie. Mecz rozpoczął się z ponad godzinnym opóźnieniem ze względu na problemy organizatorów z zapanowaniem nad kibicami szturmującymi bramy stadionu. Według różnych mediów grupa fanów Kolumbii próbowała… siłą przedostać się na stadion bez biletów! W odpowiedzi funkcjonariusze ochrony i policjanci zamknęli czasowo wszystkie wejścia.

Ale to nie koniec: przerwa między połowami wyjątkowo trwała nie kwadrans, tylko więcej niż 25 minut. Na ten absurdalny pomysł wpadli organizatorzy: w trakcie przerwy wystąpiła kolumbijska piosenkarka Shakira. W efekcie mecz zakończył się z prawie dwugodzinnym opóźnieniem. W sumie jednak nikt się tym nie przejmował…

Maradona byłby dumny

Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, Messi rozpłakał się na ławce rezerwowych. Skrupulatni argentyńscy dziennikarze wyliczyli, że zdobył właśnie szósty tytuł w reprezentacji i… 45. w swoim osobistym rekordzie. Dzięki temu wyprzedził Daniego Alvesa w nieformalnej klasyfikacji na najskuteczniejszego zawodnika w historii.

Messi znów osiągnął coś, czego nigdy nie udało się zdobyć fenomenalnemu Diego Maradonie. „El Diez” nigdy bowiem nie wygrał Copa America, choć brał w turnieju udział trzykrotnie. W 1979 roku Menotti wystawił mocno odmłodzony skład, który nie dał rady awansować nawet do półfinału. W 1987 roku turniej odbywał się w Argentynie, wszyscy spodziewali się triumfu, ale na mistrzach świata w półfinale rewanż za Mexico wziął Urugwaj. Dobita, oniemiała Argentyna dała się jeszcze zbić w meczu o trzecie miejsce Kolumbii. Zresztą mecz o tę stawkę interesował niewielu, na stadion River Plate przyszło 10 tysięcy ludzi... Wreszcie w 1989 roku znowu klapa. Bilardo budował już "antydrużynę" na włoski mundial, która w siedmiu meczach strzeliła ledwie dwa gole (niezawodny Claudio Caniggia) i musiała zadowolić się brązem. 

Ale Maradona, gdyby żył, z pewnością nie zazdrościłby. Byłby dumny i… też zalałby się łzami.

Paweł Czado

Argentyna - Kolumbia 1:0 (0:0, 0:0, po dogrywce).

1:0 - Lautaro Martinez (112)

ARGENTYNA: Martinez - Montiel (72. Molina), Romero, Lisandro Martinez, Tagliafico - Di Maria (117. Otamendi), de Paul, Fernandez (97. Lo Celso), Mac Allister (97. Paredes) - Messi (66. Gonzalez), Alvarez (97. Lautaro Martinez).

KOLUMBIA: Vargas - Arias, Sanchez, Cuesta, Mojica - Arias (106. Carrascal), Rios (89. Castano), Rodriguez (91. Quintero), Lerma (106. Uribe), Diaz (106. Borja) - Cordoba (89. Borre).

Sędziował Raphael Claus (Brazylia). Widzów: ok. 65 000. Żółte kartki: Mac Allister, Lo Celso - Cordoba, Borja.

Piłkarz meczu – Lautaro MARTINEZ


16 

DZIĘKI triumfowi w USA Argentyna stała się rekordzistą pod względem ilości wygranych turniejów Copa America. Wyprzedziła Urugwaj, który zwyciężał 15 razy