Sport

Coaching głupcze!

Michał Listkiewicz

Hasło „gospodarka głupcze” pomogło Billowi Clintonowi w pokonaniu rywala i zajęciu prezydenckiego fotela kosztem George'a W. Busha, który niewiele wcześniej był na szczytach popularności. Minęły 32 lata, a hasło nic a nic się nie zestarzało, pasuje jak ulał w wielu okolicznościach. Niekoniecznie musi chodzić o gospodarkę, można ją zastąpić kulturą (wszak chodzenie do teatru, kina, biblioteki i filharmonii rozwija, udowodniono to ponad wszelką wątpliwość) lub sportem. Uprawianie go dla zdrowia i przyjemności to super sprawa, wyczynowo to szansa na karierę i pieniądze.

Po obejrzeniu meczów polskich reprezentacji narodowych w koszykówce pań i panów mam ochotę zaapelować do trenerów Karola Kowalewskiego i Igora Milicicia „coaching panowie”! Bez słowa o głupcu oczywiście, wszak nie jesteśmy na Dzikim Zachodzie. O co mi chodzi? Otóż końcówki obu spotkań, pań z Belgią i pierwszego panów z Estonią, zostały rozegrane fatalnie pod względem taktycznym, przegraliśmy je na własne życzenie. Nietrafione zmiany, czas na żądanie w złym momencie, faule przerywające akcje rywali też nie wtedy, gdy należało...

Trenerzy gier zespołowych dzielą się na specjalistów od treningu i prowadzenia drużyny w trakcie meczu i tylko najlepsi potrafią perfekcyjnie połączyć oba elementy. Coaching to właśnie wyczucie rytmu meczu, przewidywanie zdarzeń. Są setki świetnych dyrygentów, ale tylko Agnieszka Duczmal, von Karajan, Bernstein i Maksymiuk potrafili poprowadzić każdą orkiestrę, wyczuć każdą ćwierćnutę. Trener koszykówki, siatkówki czy szczypiorniaka ma w trakcie meczu dużo większy wpływ na drużynę niż w futbolu. Inna jest odległość między ławką trenerską a zawodnikami, są przerwy na żądanie, nie pada i nie wieje. Nie można mieć pretensji do Michała Probierza o to, że w rozstrzygającej o wyniku ostatniej akcji ostatniego meczu naszej reprezentacji Walukiewicz wybił piłkę wprost pod nogi Szkota, choć miał kilka lepszych wariantów do wyboru ani za to, że Zalewski się zdrzemnął na sekundę. „Dzięki” covidowi mamy w futbolu pięć zmian, co daje trenerowi możliwość wymiany nawet połowy składu w trakcie meczu. Najlepsi roztropnie z tego korzystają, słabsi reagują za szybko, za pochopnie. Franciszek Smuda wielkim trenerem był, ale i on zawalił zmiany w pamiętnym meczu z Czechami na Euro 2012. Jego kolega z Pragi zareagował szybciej i skuteczniej, gdy okazało się, że trzeba wygrać, a nie zremisować po wieściach z rozgrywanego równolegle meczu Rosja - Grecja.

Igor Milicić nie ma ostatniej dobrej passy i... prasy. Fot. Piotr Matusewicz/Prssfocus

Podobno mądrość jest ozdobą starości. Jeżeli tak, to aż się prosi, by młodym trenerom doradzali bardziej doświadczeni koledzy po fachu. Czy komuś spadłby włos z głowy, gdyby Milicić porozmawiał czasem z Andrzejem Kucharem, a Kowalewski z Ludwikiem Mięttą-Mikołajewiczem?

Wielu wybitnych szkoleniowców obejmowało stery w reprezentacjach narodowych w dojrzałym wieku. Choćby Trapattoni, Sacchi, Del Bosque, Koncewicz, Beenhakker - długo można by ciągnąć tę listę. Bywało nawet, że kadrę prowadziło kilku selekcjonerów równocześnie, tworząc tzw. kapitanat związkowy. Nie namawiam, by rozbudowywać sztaby do niebotycznych rozmiarów jak za czasów Sousy i Santosa. U niechlubnej pamięci Portugalczyków męczących się z naszą reprezentacją dorabiali nie tylko ich rodacy, lecz także Włosi i Hiszpanie. Tylko dla tubylców znad Wisły miejsca zabrakło.

Jednym z moich bardziej udanych posunięć w roli prezesa PZPN było nakłonienie Leo Beenhakkera, by otoczył się polskimi asystentami. Zbytnio zresztą nie oponował, wręcz zapalił się do tego pomysłu. Bobo Kaczmarek, Jan Urban, Adam Nawałka, Rafał Ulatowski, Radosław Mroczkowski, Dariusz Dziekanowski, Andrzej Dawidziuk - świetna ekipa. Pewnie Nawałka nie okazałby się tak świetnym selekcjonerem bez praktyki u Holendra.

„Listopad to dla Polski niebezpieczna pora” głosił książę Konstanty w „Nocy listopadowej” Wyspiańskiego. Kończący się miesiąc okazał się kiepski dla polskiego sportu. Porażki piłkarzy, koszykarek i koszykarzy, szczypiornistów w europejskich pucharach, marne skoki narciarzy, średnio na korcie. Tylko rugbiści uratowali honor. Idzie zima, więc czas na odwoływanie spotkań z powodu zasypanej śniegiem murawy. Na polskich stadionach jak na angielskich lotniskach - wystarczy kilka centymetrów białego puchu i już paraliż. W Anglii mogą pozamykać lotniska, dworce i metro, ale stadionu Premiership nigdy. Ot, taki paradoks. Uczulam ludzi odpowiedzialnych za stan murawy, by nie ograniczali się do zgarniania śniegu. Równa, niezbyt twarda, ale i nie za miękka nawierzchnia to miejsce pracy piłkarzy. Wiele kontuzji bierze się z gry na kiepskich boiskach.

Firma budowlana Termalica Bruk-Bet skończyła 40 lat. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, wszak mamy w Polsce zakłady ponad stuletnie, gdyby nie fakt, że Termalica opiekuje się sportem i kulturą. Nie jest to rutynowe przelewanie pieniędzy na konta, ale pomoc w szerokim tego słowa rozumieniu. O liczącej 750 dusz wiosce głośno nie tylko w Polsce, nawet niemiecka telewizja poświęciła jej uwagę, powiększa się grono fanów za oceanem. Wakacje i warsztaty dla dzieci, szkoła, zespół muzyczny, teatr, renowacja zabytków - to wszystko dzięki wielkim sercom państwa Danuty i Krzysztofa Witkowskich. A wszystko zaczęli nieżyjący już seniorzy rodu - państwo Maria i Kazimierz. Wtedy to raczkująca firma przejęła ludowy klubik i uczyniła z niego licząca się siłę w polskim futbolu.

Teraz pewnym krokiem zmierza do ekstraklasy, w której już dwukrotnie występowała. Prowadzi kilkanaście grup młodzieżowych, także dziewczęcych, zapewnia godziwą sportową rozrywkę mieszkańcom wielu gmin Powiśla i historycznego Tarnowa. Prześmiewcom punktującym 3-tysięczną frekwencję na „Kukurydza Arenie” w Niecieczy proponuję, by rozwiązali proste zadanie matematyczne: ilu widzów musiałoby zasiąść na stadionach w Warszawie, Poznaniu czy Krakowie, by procentowo dorównać wiosce nad Dunajcem? Gdy ktoś chce dokuczyć stołecznej Legii, pyta jej fanów o to, ile razy ich ulubieńcy wygrali w Niecieczy?

Spośród wielu byłych piłkarzy dywagujących, czy Probierz powinien odejść - jakby stanowiło to najistotniejszy problem polskiej piłki - tylko jeden zasługuje na moje zaufanie. To Włodzimierz Lubański, legenda prawdziwa, a nie malowana. Człowiek o ogromnym dorobku, wiedzy i kulturze osobistej. Jego zdaniem obecny selekcjoner powinien kontynuować pracę z reprezentacją. Podstawowy użyty przez Włodka argument to chemia między piłkarzami i trenerem. To podstawa, zawodnicy powinni swojego szkoleniowca lubić jak uczniowie nauczyciela, studenci wykładowcę, aktorzy reżysera, a pacjenci lekarza. Pewnie trudno będzie o taki szacunek, respekt, uwielbienie, jakim zawodnicy darzyli Kazimierza Górskiego, ale Probierz na pewno nie jest przez swoich podopiecznych lekceważony, wykpiwany po kątach, nazywany wuefistą. Przy okazji: nauczyciel wf jest ważniejszy od kolegi nauczającego matematyki, fizyki czy chemii. Te można wykuć na blachę, a zamiłowania do sportu nie da się narzucić. To jak z muzyką, historią i literaturą. Dobrzy nauczyciele czynią, że zarażamy się pasją do nich na całe życie. Jak ja dzięki mojej nauczycielce Annie Radziwiłł (historia), Aleksandrowi Bardiniemu (teatr) i Henrykowi Wymiarkiewiczowi (trener trampkarzy w Marymoncie).