Sport

Co miał na myśli?

Dariusz Banasik winę za porażkę z GKS-em Katowice zrzucił na... niską średnią wieku tyskiego zespołu

Trener Dariusz Banasik ma nad czym myśleć. Z prawej Jakub Tecław. Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl  

Co miał na myśli?

Dariusz Banasik winę za porażkę z GKS-em Katowice zrzucił na... niską średnią wieku tyskiego zespołu


GKS TYCHY   

Po znakomitej rundzie jesiennej, którą GKS Tychy zakończył na drugim miejscu z takim samym dorobkiem punktowym co liderująca Arka, ale mając jeden mecz mniej niż zespół z Gdyni, kibice tyszan uwierzyli, że w tym sezonie spełnią się ich marzenia o powrocie do ekstraklasy.


Jeden środkowy obrońca

Wiosną - choć ciągle są szanse na awans - jedenastka z Tychów zawodzi. W tabeli rundy rewanżowej znajduje się na 11. miejscu, mając na koncie aż 5 porażek na swoim boisku. Ta ostatnia przegrana zabolała kibiców trójkolorowych najbardziej. Gol stracony w doliczonym czasie, po kontrze wyprowadzonej przez Jakuba Araka niemal ze swojego pola karnego, dał bowiem zwycięstwo odwiecznemu rywalowi GKS-owi Katowice, który umocnił się na trzeciej pozycji, a tyszan zepchnął na granicę strefy barażowej.

- Byliśmy zdziesiątkowani przez kartki i kontuzje - tłumaczył porażkę trener tyszan. Dariusz Banasik dodawał. - Wystawiliśmy skład najbardziej optymalny jaki mogliśmy, ale praktycznie bez linii obrony, bo został nam tylko jeden środkowy obrońca. Po pierwszej połowie, która w mojej ocenie była bardzo fajna, to niestety doświadczenie przede wszystkim, jeszcze raz to podkreślę, doświadczenie zespołu z Katowic wzięło górę. Wiedzieliśmy, że są bardzo groźni po stałych fragmentach gry i tak właśnie strzelili wyrównującą bramkę. No i największe zastrzeżenie i pretensje do tej 90 minuty. Nasz młody zespół, bo średnia wieku naszej drużyny i GKS-u Katowice to jest przepaść, tak w cudzysłowie, po piłkarsku mówiąc „podpalił” się. Chciał strzelić bramkę na 3:2, bo my nie umiemy remisować. Zazwyczaj albo wygrywamy, albo przegrywamy. Poszliśmy va banque i niestety zostaliśmy skontrowani.


Dwa kamyczki

Do tej oceny szkoleniowca tyszan wrzućmy jednak dwa kamyczki. Po pierwsze zawodnikiem, który nie przerwał decydującej kontry katowiczan w jej zarodku był 30-letni Patryk Mikita, a po drugie szarżującego 29-letniego Araka, który zainicjował i sfinalizował decydującą akcję spotkania „odpuścił” Bartosz Śpiączka, który 19 sierpnia tego roku będzie obchodził 34. urodziny.

- GKS Katowice miał w tym meczu średnią wieku chyba 31 lat, a nasz zespół zagrał na czterech młodzieżowców - kontynuował szkoleniowiec GKS-u Tychy. - Myślę, że to jest dobra droga, bo ci chłopcy się muszą rozwijać, natomiast mecz pokazał, że I liga jest dla starych zawodników i oni tym doświadczeniem według mnie wygrali.

Żeby była jasność - GKS Katowice miał wyjściową jedenastkę ze średnią wieku 28,5, a GKS Tychy 25! W dodatku trudno zrozumieć słowa o tym, że stawianie na młodzież jest dobrą drogą skoro w następnym zdaniu padło stwierdzenie, że to jest liga dla - cytujemy - „starych zawodników”.

- W tym składzie personalnym, w którym byliśmy, zagraliśmy bardzo dobry mecz, szczególnie w pierwszej połowie - oznajmił jeszcze opiekun tyskiej drużyny. - A w drugiej nasz zespół młodzieżowy przeciwko zespołowi tak doświadczonemu dał się w 90 minucie skontrować. Ale myślę, że ci chłopcy, którzy grali, to w przyszłości może będą lepszymi piłkarzami od tych zawodników, którzy byli po drugiej stronie. Ja mam taką nadzieję i taka jest nasza droga i nasz cel.


Czekają od 1977 

Dariusz Banasik może wybiegać myślami w daleką przyszłość, bo na progu rundy wiosennej przedłużył swój kontrakt do 30 czerwca 2026 roku z opcją przedłużenia o rok w przypadku awansu do ekstraklasy. Można więc powiedzieć, że ma czas. Natomiast kibice chcieliby się cieszyć już teraz, bo na powrót GKS-u Tychy do ekstraklasy czekają od 1977 roku i jeszcze pół roku temu wydawało się, że droga do elity jest już krótka. Wiosną jednak znacznie się wydłużyła.

Jerzy Dusik