Ciężkoatletyka
REMANENT - Jerzy Chromik
Jeszcze pobiegną, jeszcze podskoczą, jeszcze czymś rzucą, a już jest nam wszystkim ciężko. Jak w tym makabrycznym kawale o pacjencie karetki pogotowia ratunkowego, który ocknął się podczas niespodziewanej podróży i zapytał: – Panowie, a wy dokąd? Usłyszał, że do kostnicy, więc przerażony krzyknął: – Ale ja przecież jeszcze żyję!
Na to kierowca odpowiedział:
– Ale my jeszcze jedziemy!
Ten dowcip pochodzi z czasów mrocznej afery „łowców skór”, gdy odmieniano przez przypadki nazwę pavulon.
W kraju kwitnącego smogu jest od kilku dni parno, duszno i... smutno. Niby mało kto się łudził, niby wszyscy, łącznie z prezesem PZLA przy mikrofonie sprawozdawcy, dobrze wiedzieli, że o medal będzie trudno, ale nadzieja, nie tylko w sporcie, umiera ostatnia.
Jest środa, Tokio kaszle miarowo i nie można jeszcze wykluczyć miłej niespodzianki Polki lub Polaka, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że nasi są na wycieczce w Japonii. Nie wszyscy, ale spora grupa tylko zwiedza. Biegacz Rak nawet o tym zażartował. Makabrycznie, jak w dowcipie o karetce ostatniej posługi.
Nasz „reprezentant” udzielił zwyczajowego wywiadu za metą i z poważną miną opowiedział o tym, dlaczego do mety doszedł – jak pan słowik – piechotą. Dlaczego? To tak najkrócej. Bo swoje zrobił, a poza tym zapomniał w hotelu... kremiku do opalania! Zdębieli prawie wszyscy specjalni wysłannicy naszych mediów, ale przecież o to chodzi artystom, nie tylko bieżni, w protest songach!
Lekkoatleta o mylącym nazwisku chciał w ten sposób wyrazić swoje, tu będzie trudne słowo, za co z dołu przepraszam: désintéressement.
Oto w dalekim kraju, z którego wyjechał na opłaconą przez rodaków wycieczkę do Tokio, siedzą na kanapach kibice z pilotami w rękach, skaczą po kanałach i oczekują cudów na stadionie lekkoatletycznym. Jakie mają do tego prawo?! Przypomniało mi to konferencję prasową sprzed lat, gdy zaczepiony przez dziennikarza tenisista zadał w odpowiedzi swoje pytanie:
– Jakie wy macie prawo od nas wymagać? Trenujemy po szopach i to cud, że jeszcze gramy za swoje i swoich rodziców pieniądze!
Poza biegunami na kuli ziemskiej mamy także umowne zwrotniki. Blisko zwrotnika Raka jest ostatnio słowo serducho! To najczęściej pada z ust sprinterki Swobody. Ona zostawia je na bieżni, bez opieki, ale dobrze wie, gdzie zostawiła. I nie szuka łatwych tłumaczeń. Równie często o serduchu wspomina w rozmowach Justyna Święty-Ersetic kończąca sztafetę mieszaną, której najbliżej, jak dotąd, było do podium! 0,02 sekundy zabrakło „na kratach”! Są powody do płaczu. A jednak, nie wertując kalendarzy, ta zawodniczka biega i wstydu nie przynosi. Przegrywa, ale walczy i przeprasza, nie tylko partnerów ze sztafety, że nie zwyciężyła. I nie wspomina o olejku do opalania, bo opala się tylko na treningach.
Jakże różne te postawy lekkoatletów! Lekko i ciężkostrawne. Jedno nie ulega kwestii w tych rozważaniach. Najbardziej wzruszył wszystkich nie Rak, a Fajdek. Ma patent i to od dawna! Wynik w eliminacjach zadedykował ukochanej babci, która kończyła akurat... 101 lat.
– Sto lat – przekazał na wizji.
Stu metrów, Panie Pawle! Niekoniecznie od razu w Tokio.
A ja nie wiadomo dlaczego z rozrzewnieniem wspominam igrzyska z 1964. Nasi zdobywali wtedy medale. Dużo medali. Cóż, nie co rok jest 1964, a nawet... 2021. Kto bogatemu zabroni żyć ubogo, jak przekonuje od lat Andrzej Poniedzielski. On ma zawsze najwięcej do powiedzenia. I to tylko szeptem.
