Ciężka bitwa o awans
Porażki Legii i Jagiellonii komplikują obu polskim drużynom bezpośredni awans do 1/8 finału Ligi Konferencji.
Piłkarze Jagiellonii (białe stroje) nie dali rady w mieście Skody. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Przed piątą, przedostatnią serią gier wszystko układało się znakomicie. Oba nasze zespoły były w ścisłej czołówce. Przy dobrych wynikach w czwartek można było świętować awans do 1/8 finału. Niestety, po raz pierwszy w tym sezonie oba nasze zespoły poległy, legioniści z Lugano u siebie 1:2, a „Jaga” z czeskim FK Mlada Boleslav 0:1.
Przerwana passa
Obie nasze ekipy nadal są w ósemce, ale wszystko jest już na styku, a kolejne straty punktów sprawią, że zamiast bezpośredniego awansu do czołowej szesnastki, trzeba będzie się bić w dodatkowej fazie, w 1/16 finału, w której zagrają drużyny z miejsc 9-24.
Łatwo nie będzie, bo kolejni rywale przedstawicieli ekstraklasy też walczą o awans. Szwedzki Djurgardens, z którym Legia zagra w czwartek, jest w tabeli 11. Ma tyle samo punktów co Jagiellonia, bo 10, a do jedenastki z Warszawy traci dwa „oczka”. Mistrz Polski zagra z kolei u siebie z Olimpią Lublana, która ma do niego ledwie punkt straty. Trzeba więc wygrać. Legii do awansu (do 1/8 finału) remis raczej wystarczy.
- Nie chcę, żeby wszyscy byli smutni. Jeżeli my jesteśmy załamani, że przegraliśmy w Europie po jedenastu meczach, to już jest okej. Nienawidzę przegrywać, ale naszą drogę trzeba docenić. Głowa do góry. W imieniu swoim, sztabu, drużyny, chciałbym podziękować kibicom. Wsparcie na każdym kroku, także po meczu. Kibice pchali nas do przodu, wierzyli w nas. Dla tej drużyny jest to bardzo istotne. Bardzo dziękuję - mówił po przegranym spotkaniu z Lugano szkoleniowiec legionistów Goncalo Feio.
„Jaga” mecz z Mladą Boleslav kończyła w dziesiątkę po tym, jak czerwoną kartkę zobaczył Adrian Dieguez. Mecz z czeskim zespołem przerwał znakomitą serię mistrzów Polski 17 kolejnych gier w lidze czy w pucharach, gdzie nie przegrali. Wywindowało ich to wysoko i w lidze, i w pucharowych europejskich rozgrywkach.
- Porażka jest porażką, to element sportu potrzebny, by się zatrzymać, by poddać się refleksji. Gratuluję drużynie tej serii, która dzisiaj się kończy. Trzeba to zaakceptować i iść dalej. Został jeden mecz i chcemy zakończyć ten rok tak, jak on wyglądał, czyli bardzo dobrze; zrobimy wszystko, by wygrać z Olimpiją – komentuje trener Adrian Siemieniec.
Więcej grania niż inni
Co łączy oba polskie zespoły? To, że w czwartek zagrały w tym sezonie już 31 raz! To tyle, ile niektórzy zawodnicy grają w całym sezonie. Jasne, to zawodowcy i za to otrzymują olbrzymie pieniądze, ale granie czuć w nogach i to było widać w czwartkowy wieczór.
Dla przykładu Chelsea, która otwiera tabelę Ligi Konferencji z 15 punktami - komplet pięciu wygranych - wystąpiła w tym sezonie 24 razy. Włoska Fiorentina, finalista Ligi Konferencji w dwóch ostatnich edycjach, zagrała jeszcze mniej, bo 22, a przecież kadry obu drużyn są niepomiernie silniejsze i liczniejsze niż polskich klubów. Teraz więcnie pozostaje nic innego, jak życzyć naszym przedstawicielom, aby na finiszu rozgrywek Conference League nie zaprzepaściły dorobku z wcześniejszych spotkań i zakończyły rozgrywki w pierwszej ósemce, w której są od początku rozgrywek, zarabiając kolejne ważne punkty do rankingu UEFA.
Michał Zichlarz