Cieszył się jak szef
Łukasz Moneta okazał się bohaterem Ruchu w ostatnich derbach Śląska. Strzelił na dobrze sobie znanym stadionie.
RUCH CHORZÓW
Mało kto jeszcze pamięta, że rok temu popularny „Monet” znajdował się poza kadrą Ruchu. Latem klub postanowił dać mu wolną rękę na poszukiwanie nowego pracodawcy, ale skrzydłowy pozostał w Chorzowie. Grał w rezerwach, lecz w listopadzie ponowie dostał szansę w „jedynce”. Wiosną w Częstochowie dał Ruchowi remis, strzelając gola w ostatnich sekundach. W poniedziałek zapewnił „Niebieskim” zwycięstwo w górnośląskich derbach z GKS-em Tychy.
Złodziej asyst
– Nie przypominam sobie meczu, w którym miałbym tyle sytuacji – zamyślił się Łukasz Moneta, który był najgroźniejszym zawodnikiem Ruchu przy Edukacji. W samej pierwszej połowie miał trzy okazje, każdą lepszą od poprzedniej, ale dopiero tą ostatnią wykorzystał. – Cieszę się, że dochodziłem do sytuacji, bo w poprzednich spotkaniach nawet strzałów nie oddawałem. Brakowało trochę wykończenia, ale to jeszcze przyjdzie. Śmiali się ze mnie w przerwie, że jestem „złodziejem asyst”, ale mam nadzieję, że nie będą mi mieli za złe, bo najważniejsze jest zwycięstwo. Po drugiej sytuacji przeszło mi przez głowę, że, kurde, oby jeszcze jedna się nadarzyła. Fajne było to, że po golu chłopaki do mnie podbiegli i powiedzieli: „brawo za charakter, o to chodzi, do trzech razy sztuka” – cieszył się 30-latek.
Jak u Fornalika
Po zwolnieniu trenera Janusza Niedźwiedzia Moneta wrócił do wyjściowego składu. Zagrał w nim u trenera tymczasowego w Płocku, zagrał dwukrotnie pod skrzydłami Dawida Szulczka. Pod wodzą świętochłowiczanina jego forma poszła w górę, czego kulminacją były – jak do tej pory – derby z GKS-em. – Pod wodzą trenera Dawida chcemy grać ofensywnie, szybko, z kontry, z czego słynął Ruch w poprzednich latach. Ten styl lubił chociażby trener Fornalik. Dobrze, że się w tym odnajdujemy i mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie to wyglądało jeszcze lepiej. Lubię grać ofensywnie, na skrzydle, bazując na szybkości. Fajnie, że w Tychach to zadziałało. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach również będą sytuację, a my będziemy strzelać i wygrywać – podkreślił „niebieski” skrzydłowy.
Zerkną z optymizmem
Dwie wygrane z rzędu poprawiły humory chorzowian. Dużo punktów zostało już co prawda straconych, ale jak widać Ruch się nie poddaje. – Mamy taką zasadę, żeby nie patrzeć w tabelę. Ktoś może nie wierzyć, ale... uwierzcie – tak sobie mówimy. Mamy skupiać się na każdym kolejnym spotkaniu, bo każdy jest świadomy, że czołówka nam odjechała i musimy ją gonić. Dlatego trzeba się koncentrować na każdym kolejnym wyzwaniu. Jeśli będziemy zdobywać 3 punkty, to potem będzie można zerknąć tam z optymizmem. Gdy po kontuzjach wrócą wszyscy zawodnicy, będzie porządna sportowa rywalizacja i to będzie nas napędzało na treningach. Miejmy nadzieję, że to przyniesie skutek na boisku i przede wszystkim w tabeli – zaznaczył Moneta.
Szacunek dla GKS-u
30-latek to postać nieprzypadkowa w kontekście ostatnich derbów. Najwięcej meczów rozegrał dla Ruchu, ale drugi w tym zestawieniu jest właśnie GKS Tychy. – Kiedy przyjechałem do Tychów ze Stomilem Olsztyn od razu po odejściu z GKS-u, to po zdobytej bramce nie cieszyłem się. Wyraziłem wtedy szacunek dla tego klubu i jego kibiców. Trochę czasu już jednak minęło – powiedział, gdy „Sport” zapytał go o „strzelecką” celebrację po zdobytym golu. – Nie strzelałem do ławki rezerwowych – wyjaśnił potencjalne wątpliwości. – To była „cieszynka” w stylu tego Turka z igrzysk olimpijskich, który do zawodów w strzelectwie podszedł na pełnym luzie, spokoju, jak szef. Oglądając go pomyślałem sobie, że kiedy strzelę gola w lidze, będę chciał zrobić taką „cieszynkę”. Wypadło akurat na derby. Broń Boże, to nie było skierowane w kibiców czy chłopaków z przeciwnej drużyny – zaznaczył zdecydowanie.
Trzyma kciuki za Racibórz
Co należy podkreślić, to że Łukasz Moneta urodził się w Raciborzu. To górnośląskie miasto znajduje się teraz na świeczniku z racji ogromnego zbiornika, który przejmując falę powodziową z Odry ratuje wiele śląskich miejscowości, od Raciborza właśnie aż po Wrocław. – Nie ma co się oszukiwać, czas dla moich rodzinnych okolic jest ciężki. Dlatego szacunek dla wszystkich osób, które tam walczą i pomagają, dla strażaków i innych ludzi. Jesteśmy z wami, trzymajcie się tam! – wsparł swoich „Monet”.
Piotr Tubacki