Sport

Ciesz się tą ligą, człowieku!

Rozmowa z Łukaszem Tomczykiem, trenerem Polonii Bytom

Łukasz Tomczyk cały czas szuka nowych bodźców dla drużyny, ale bytomian niesie sama gra w I lidze. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

PIERWSZA LIGA

Jesteście bezwzględni dla zarządu Polonii. Ledwo co zrobiliście awans, dwa lata temu graliście jeszcze w III lidze, a po 9 kolejkach zespół jest czwarty w I lidze. Już widzę to drapanie się po głowach, jeśli wiosną pojawi się w Bytomiu szansa na ekstraklasę...

- To dopiero dziewięć kolejek, z 34, więc spokojnie. Liga jest ciekawa - stadiony, otoczka, jakość zawodników... Dlatego warto odczuwać wdzięczność, że się w tym jest. I nie mieć jakichś szalonych oczekiwań, które na końcu zabiją drużynę, tylko pomóc piłkarzom i zespołowi cieszyć się tym. Bo człowieku: jesteś w pierwszej lidze i grasz z Ruchem Chorzów czy Wisłą Kraków!

Jedno za wami, drugie jeszcze przed. Po drodze Miedź Legnica.

- Gdybyśmy zapunktowali w tym meczu, byłoby super. Przed sezonem punkt z Miedzią i punkt z Wisłą bralibyśmy w ciemno, teraz apetyty niektórych rosną. A to jest trochę ponad stan, my musimy po prostu grać swoje, pracować, poprawiać się. Oczywiście, zawsze gramy o pełną pulę, nikt nie może sportowcowi odebrać takich marzeń. Natomiast fajny start jest ważny, a największym plusem jest to, że mamy już 10 punktów nad strefą spadkową i trochę spokoju. Zawodnicy mogą pograć odważniej, mogą być najlepszą wersją siebie, bo mają komfort psychiczny.

Okazuje się, że jeden z najmniejszych budżetów w lidze nie musi oznaczać ogona tabeli. Pana zaskoczył tak dobry start drużyny?

- Wiadomo; myślisz sobie, że w tym meczu będzie trudniej o punkty, w innym łatwiej, ale zastanawiałem się, jak szybko zaadaptujemy się do tej ligi. Czy wystarczy nam potencjału, czy zawodnik, który wyszedł w pierwszych trzech meczach, ma jeszcze rezerwy, czy liga go rozwinie, czy będzie tylko lepszy. No i na przykład tacy Łabojko, Gajdaczy Apolinarski - widać, że oni kwitną, że są lepsi dzięki tej lidze. I to jest fajne, bo czasem wiesz, że dałeś już piłkarzowi dużo, a zauważasz sufit. Dlatego szukamy nowych bodźców, a teraz tym bodźcem jest po prostu sama liga. Jednym z najgorszych momentów dla trenera jest ten, kiedy już nie masz pomysłu, jak rozwinąć drużynę.

W Polonii - prowadzi ją pan od dwóch lat - już pan tak miał?

- Oczywiście. Doskonale wiem, ile chłopaki ze sztabu tutaj robią, ile wkładają pracy, analiz indywidualnych, treningów, a u niektórych zawodników nie było postępu. No i myślisz sobie: kurde, no i co teraz, co tu jeszcze dodać?

Tak było w pana pierwszym sezonie w II lidze, gdy objął pan zespół we wrześniu 2023?

- Nie, to było jeszcze jak robiliśmy awans. Mieliśmy taki moment, że przegrywaliśmy, było widać, że zawodnik X po treningu nie robi postępów. Robisz te wrzutki z nim, a on nie wrzuca dobrze. I trochę czujesz się bezradny. Zastanawiasz się, czy on w ogóle jest w stanie jeszcze zrobić postęp? No to zmieniasz mu pozycję, szukasz innego treningu, nowego bodźcowania. A tu sama liga nakręca zawodnika.

Zdobyliście 10 punktów w ostatnich czterech meczach. Co pan zmienił w drużynie po trzech porażkach, że zaskoczyło?

- Najbardziej potrzebna była nam adaptacja do ligi, do tempa, do jakości przeciwnika, do kontry, na jaką możesz się nadziać, nawet do stadionów. Potrzebowaliśmy chwili, żeby się otrzaskać na tym poziomie, wszyscy - pierwszy trener, sztab, zawodnicy, dyrektor. No i teraz kwestią twojej siły jest, jak szybko wyciągniesz z tego wnioski. Jak szybko analizujesz, co dodasz w treningu, co powiesz sztabowi i zawodnikom, do czego muszą się szybciej adaptować, co utrzymasz, bo jak nie, to będziesz dostawał bramki, czy i jak podkręcisz tempo treningowe, czy zrobisz jakiś transfer.

Zdarzyło się panu zarwać noc pan po trzeciej kolejnej porażce, w Siedlcach?

- To był ciężki okres, jeden z trudniejszych. Były obawy, żeby nie wpaść w dołek punktowy. I kłębek myśli, co dodać, żeby zawodnicy mogli wygrywać, jak im pomóc, no bo trener musi pomóc w tym trudnym momencie. Strategią, treningiem, decyzjami. Natomiast zwykle raczej te trudne momenty w Polonii miałem... niezłe. Gdybym miał wymienić trzy swoje mocne strony, to jedną byłaby umiejętność radzenia sobie w kryzysie. Dużo tych trudnych momentów miałem od dzieciństwa i wydaje mi się, że w miarę swobodnie się w tym czuję.

Zahartował się pan, wychowując się w domu dziecka.

- Tak, nie panikuję, tylko działam, szukam rozwiązań.

Ale w drugiej lidze nie przegrał pan trzech meczów z rzędu.

- Zgadza się, więc to była nowa sytuacja.

Wytrzymał pan ciśnienie, nie robił rewolucji w składzie.

- Była jedna-dwie zmiany, ale bardziej, żeby dać drużynie świeżość, bo po porażce w Siedlcach graliśmy z Grodziskiem po trzech dniach, a ktoś akurat zasłużył na szansę.

Więc co zatrybiło?

- To nigdy nie sprowadza się do jednego genialnego ruchu, nie jest zero-jedynkowe. My działamy procesowo, parę rzeczy się skleiło i już poszło. Może też to była kwestia czasu, kolejnego meczu. Trzy dni wcześniej w Siedlcach wcale źle nie graliśmy. Dostaliśmy bramkę z karnego po kuriozalnym nabiciu w rękę, gdy na Wiśle takiej ręki inny sędzia już nie zagwizdał. Więc równie dobrze mogło się skończyć 0:0.

Nie graliście też źle w pierwszej połowie z ŁKS, choć po 90 minutach zeszliście z 0:5?

- I nie graliśmy też źle ze Stalą Rzeszów, gdzie dostaliśmy gola z kontry i biliśmy głową w mur. Ważne wtedy jest spojrzeć uczciwie, jak faktycznie prezentuje się zespół, żeby nie wpaść w pułapkę, sprawdzić statystyki i dać zawodnikom informację, że wcale nie grałeś źle, że nie jesteś w apatii, tylko miałeś trochę pecha, że w każdym meczu było dużo pozytywów.

W sobotę gracie z drużyną, która przeszła niezwykłą przemianę. Po czterech kolejnych porażkach Miedź nie przegrała pięciu ostatnich meczów, wygrała z Wisłą. Janusz Niedźwiedź obudził w Legnicy potwora?

- To dobry, doświadczony trener, robił wynik w wielu klubach, z mniejszym czy większym budżetem. Na pewno dał impuls. I widać, że drużyna lepiej wygląda. A pamiętajmy, w tamtym roku byli w finale barażu o ekstraklasę. Mają doświadczenie, obycie zawodników. Wreszcie sam klub, jego potencjał, budżet... To może być mecz podobny do tego ze Stalą, tylko że Miedź ma wyższą jakość, potencjał, na każdej pozycji po dwóch zawodników z ligi, ściągają ciekawych graczy. To nie będą przelewki.

Polonia wygrywa, gdy szybko strzela - Łęczna, Chrobry, Pogoń Grodzisk, Wieczysta, Tychy. W każdym z tych meczów trafialiście jako pierwsi, już w pierwszym kwadransie!

- Dużo jest takich meczów w tej lidze, że kto kogo napocznie, dostaje impuls i już broni przewagi. Ale my chcemy grać. W Tychach zareagowałem w przerwie, bo tak się cofnęliśmy, że kwestią czasu było, gdy nam strzelą. I zapytałem zawodników, czy im się podoba to, jak gramy do przerwy? I czy dalej będziemy drużyną, która tylko reaguje na wynik - gol, cofnięcie, gol, oddanie? I jeżeli tak będziemy funkcjonować, to moim zdaniem będzie ciężko, żeby zespół wygrywał, żeby zawodnicy się rozwinęli, żeby trener się wypromował, żeby ten klub w końcu kogoś sprzedał i miał z tego profity. I żeby kibic był zadowolony. Wiadomo, na wyjeździe jest ciężej, drużyny grają u siebie, też mają jakość, ale jakiś poziom przyzwoitości musi być.

Poloniści muszą się promować?

- Polonia to klub, który musi na piłkarzach zacząć zarabiać, musi mieć taką odnogę w budżecie. Bo to jest droga liga. Na dzisiaj przychodzi do klubu tylko duża faktura do zapłacenia. I dlatego powstającą drugą trybuną, i sprzedaniem kogoś, i trochę zarobkiem na Pro Junior System chcielibyśmy, żeby ta liga dała nam też profity. Zająłem się teraz mocniej w procesie treningowym „Kwiatkiem” (Oliwierem Kwiatkowskim - przyp. red.), żeby dać mu nowy bodziec, pomóc się wypromować.

I „Kwiato” dobrze reaguje na pana troskę?

- Dobrze. Dużo rozmawiamy, wymieniamy uwagi na whatsappie. Oglądaliśmy razem mecz, jego 70 minut w Tychach, w treningu zostaje na dodatkowe powtórzenia. Teraz powiedziałem mu, żeby odpoczął, bo widzę, że dostał już tyle, że potrzebuje porządnej regeneracji. Gdy był z nami Sebastian Steblecki, dużo mu podpowiadał i pomagał. I wtedy widziałem, że kwitnął, teraz potrzebna jest moja pomoc.

Jest pan zadowolony z okienka transferowego? Macie to, co chcieliście?

- Wszystkiego nie udało się zrealizować, bo nie jesteśmy klubem pierwszego wyboru. Niektóre priorytety na pozycjach nam powypadały, bo piłkarze wybrali inne kluby. Mamy numer 2-3 z naszej listy. A czasem trafiła się okazja.

Jak Słowak Mikulas Bakala?

- Czy to będzie okazja, to się zobaczy na końcu.

Tak jak Theodoros Tsirigotis?

- Planowaliśmy dziewiątkę, ale nie jego, bo nie wiedzieliśmy, że jest dostępny. Chcieliśmy zawodnika z Bułgarii, klub go nie puścił. Chcieliśmy jeszcze kogoś, ale spojrzał - Polonia, no nie... W obronie chcieliśmy Aleksandra Komora, ale Ruch dał mu zdecydowanie więcej.

Macie za to 21-letniego Chorwata Mateja Maticia.

- To dobry transfer. Myślę, że jeśli będzie utrzymywał stabilność, wyglądał tylko lepiej, to nam dużo pomoże. Ale musi wskoczyć w schemat grania w trójkę z tyłu, zgrać się i nauczyć, bo to są trochę inne zachowania niż w czwórce.

Tsirigotis nie przebił się w Górniku, będzie strzelał w Bytomiu?

- Musi biegać więcej. Jest z nami dopiero półtora tygodnia, sześć jednostek z drużyną, nie zagrał w żadnym meczu. Potrzebuje czasu na adaptację, jak w każdym nowym środowisku. Jak przeprowadzi się pan do innego miasta, to będzie pan mieszkał w innym bloku, jechał inną ulicą, miał innych sąsiadów. Potrzeba miesiąca, żeby wszystko załapać. I tak samo w piłce - pewnych etapów nie przeskoczysz. Tam grałeś czwórką, tu grasz trójką. Tam grałeś na dziewiątce, tu możesz też grać na dziesiątce. Tam więcej zawodników mówi po angielsku, tu może mniej. Dużo jest takich zależności, które musi złapać. Więc trzeba poczekać.

Rozmawiał Tomasz Mucha