Sport

Chwyt piórkowy

KOMENTARZ „SPORTU”- Paweł Czado

Przyznaje się bez bicia – uwielbiam tenis stołowy. To jedna z tych widowiskowych dyscyplin, które świetnie ogląda się w telewizji, ale i fantastycznie się w nią gra. Pamiętam te wszystkie zabawy w latach 80., kiedy w suszarni stał stary stół pingpongowy, a wygrywający zostawał przy stole. Grało się jeszcze do 11, cudów nie było, bo metr za graczem była ściana… Pamiętam, jak wśród dzieciaków kozakiem był ten, który miał chińską rakietkę. Ja miałem tylko paletkę wietnamską z okładziną z wypustkami i cierpiałem, bo na topie była wtedy okładzina gładka… To były czasy, gdy tenisa stołowego było w telewizji całkiem dużo. Dyscyplina była na tyle popularna, że w 1984 roku tenisista stołowy Andrzej Grubba był w stanie wygrać plebiscyt „Przeglądu Sportowego” na sportowca roku. To były już czasy gdy dominowali Chińczycy i spodobało mi się wtedy, jak większość z nich trzymała rakietki – stosowali oto uchwyt piórkowy i sam jako 12-latek zacząłem go stosować – do dziś nie umiem rakietki trzymać w inny sposób. Wydawało mi się, że jestem niezły, ale nigdy nie miałem pretensji do pierwszeństwa. Tak się składa, że 5 minut na piechotę od domu działał klub, który wkrótce stał się najlepszy w Polsce. Baildon Katowice wdrapywał się po szczebelkach ligowej drabinki i nagle okazało się, że jest najlepszy w Polsce, zdobył dwa mistrzostwa. Drużyną zawiadywał trener Henryk Fornalak (ojciec Dariusza, mistrza Polski z Ruchem w piłce nożnej z 1989 roku). Baildon pod jego wodzą zdobył drużynowe mistrzostwo Polski w 1992 i 1996 roku. A jeszcze w latach 80. w nieistniejącej już hali Baildonu przy ul. Dzierżyńskiego (dzisiaj Chorzowskiej) odbył się Turniej Asów z udziałem wspaniałych Szwedów, a ja tam też za bajtla byłem, miód i mleko piłem…

Ad rem! Skoro świetny klub był blisko, to kilku moich kolegów z sąsiedztwa w nim trenowało i grało. I to grało tak, że zazdrościłem im tego całym swym jestestwem. Nie byłem w stanie im podskoczyć, jakakolwiek rywalizacja nie miała sensu. Ale pamiętam, że grzałem się w ich umiejętnościach w ogólniaku. W szkole rozstawiony był czasami stół pingpongowy, więc robiliśmy wrażenie na koleżankach w ten sposób, że ja ścinałem, a kolega odbierał każdą piłkę wysokim lobem. Dobre, co? Odwrotnie być nie mogło, bo tak nie umiałem. Ale cośmy usłyszeli piski zachwyconych koleżanek – to nasze.

Wiecie co? Znowu bym zagrał…