Miłosz Zniszczoł po odbiór nagrody wyszedł ze swoimi córeczkami. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Chwila, dla której warto żyć

Rozmowa z Miłoszem Zniszczołem, środkowym Aluronu CMC Warty Zawiercie i MVP finału Pucharu Polski

 


Na parkiecie byli mistrzowie olimpijscy, wicemistrzowie świata i mistrzowie Europy, a tymczasem to pan otrzymał tytuł MVP finału. Zaskoczony?


- Długo tego turnieju nie zapomnę. Pod siatką sama „śmietanka" środkowych nie tylko na poziomie ligowym, ale też światowym. Tym bardziej się cieszę, że ktoś docenił mój wkład w to, co osiągnęła nasza drużyna.

Wręczenie statuetki to była bardzo wzruszająca chwila. Nie wiedziałem, co mam tam robić, bo byłem trochę zestresowany. To była nowa sytuacja dla mnie. Uświadomiłem sobie, że na boisku zostawiłem kawał zdrowia, wiele czasu spędziłem w hali i na treningach, gdzie czasem odbywało się to kosztem rodziny. Tym bardziej cieszę się, że byli na trybunach i mogli zabaczyć nas triumf.

 

W rozgrywkach ligowych też nie miał pan wielu okazji do odbierania statuetki dla MVP spotkania.


- Faktycznie, zdobywam je rzadko, bo mam takich partnerów w zespole, że wszystko „kasują”. To niesamowite uczucie i bardzo się cieszę, że zostałem doceniony.

 

A jak smakuje główne trofeum?


- Kapitalnie! To coś niesamowitego i dla nas, i dla naszych kibiców. Dla mnie jest też wyjątkowy, bo to mój pierwszy puchar. Chłopaki może mają ich trochę więcej, ale dla mnie jest jak mówiłem wyjątkowy. Z pewnością nasi kibice też są wniebowzięci.

 

W drodze do finału pokonaliście zdobywcę Pucharu Challenge, Projekt Warszawa, i mistrza kraju oraz zespół z najlepszej czwórki Europy, Jastrzębski Węgiel. To wasz najwyższy poziom?


- Nie wiem czy to nasz szczyt, mam nadzieję że nie, że możemy grać jeszcze lepiej, ale z pewnością jest to poziom, który chcielibyśmy prezentować jak najczęściej.

 

Klucz do zdobycia Pucharu?


- Półfinał z Projektem Warszawa. Wiedzieliśmy, że to będzie kluczowe spotkanie, że zwycięstwo w nim wyzwoli w nas taką energię, że pójdziemy dalej. Zagraliśmy kapitalnie i przedturniejowe założenia się sprawdziły. W finale od początku byliśmy pozytywnie nastawieni i walczyliśmy z całych sił. Jastrzębski Węgiel musiał postawić wszystko, co miał najlepszego, by nas pokonać. To jednak myśmy byli lepsi.

 

Zdobycie Pucharu Polski osłodziło gorycz porażki w niedawnym ćwierćfinale Pucharu CEV z Asseco Resovią po „złotym secie”.


- Długo w nas siedziała tamta porażka. „Złoty set” nas bardzo bolał, bo wcześniej po kapitalnej grze odrobiliśmy straty z przegranego pierwszego spotkania w Rzeszowie. Może gdybyśmy wygrali „złotego seta” dzisiaj walczylibyśmy w finale Pucharu CEV... Czuliśmy wtedy gorycz porażki i w Krakowie nie chcieliśmy jej przeżywać jeszcze raz. W Pucharze Polski chcieliśmy wziąć główne trofeum, po to przyjechaliśmy do Krakowa i to zrobiliśmy.

(mic)