Chwała „maluczkim”!
LIGOWIEC - Bogdan Nather
Czapki z głów przed piłkarzami Puszczy Niepołomice. Przed konfrontacją z liderem podopieczni trenera Tomasza Tułacza byli z góry skazywani na pożarcie, a jedyną niewiadomą miały być rozmiary zwycięstwa drużyny z Bułgarskiej, Tymczasem zespół trenera Nielsa Feredriksena musiał obejść się smakiem i zamiast wracać do stolicy Wielkopolski w glorii i chwale, tylko najadł się wstydu. „Żubry” zgasiły bowiem rywala jak lampę albo świecę, nie pozostawiając mu żadnych złudzeń, kto zasłużył na zwycięstwo. Występujący w roli ubogich krewnych niepołomiczanie potraktowali faworyta wyjątkowo surowo, ich strzały zakończone zdobyciem goli przypominały uderzenie kulą do kręgli, na dodatek nabijaną gwoździami. Nic zatem dziwnego, że spojrzenia Lechitów skierowane do przeciwników po końcowym gwizdku arbitra przypominały sztylety. Szkoleniowiec gości Niels Frederiksen nie szukał tanich usprawiedliwień, chociaż nie ukrywał rozczarowania. - Jesteśmy bardzo rozczarowani, jeśli chodzi o wynik - powiedział Duńczyk. - Ale jesteśmy też niezadowoleni z tego, w jaki sposób zarządzaliśmy tym meczem. Oczywiście spory wpływ na to miała czerwona kartka, ale pomimo tego powinniśmy grać lepiej.
Przyznaję się bez bicia, że nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest sufit możliwości piłkarzy Jagiellonii Białystok. W Zabrzu „Duma Podlasia” pokazali wyjątkową „perfidię” i mądrość taktyczną, odnosząc piąte zwycięstwo w sześciu ostatnich meczach ligowych. Dopełnieniem tej znakomitej serii był remis z Legią Warszawa, więc aktualny wicelider tabeli zaksięgował aż 16 puntów w ostatnich pojedynkach. Przy okazji starcia z Górnikiem wyszło czarno na białym, że zaledwie 32-szkoleniowiec mistrza Polski Adrian Siemieniec doskonale zarządza zasobami ludzkimi. Po raz kolejny miał „nosa”, dokonując zmian. W 64 minucie posadził na ławce Afimico Pululu, desygnując na boisko Portugalczyka Nene. Ten w pierwszym kontakcie z piłką popisał się znakomitym podaniem, po którym w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Jesus Imaz. Hiszpan z zimną krwią wykorzystał stuprocentową okazję, zapewniając swojej drużynie prowadzenie.
Zasłużone pochwały zbiera również inny „młody, gniewny”, czyli Dawid Kroczek. 35-letni szkoleniowiec Cracovii po raz szósty zgarnął komplet punktów w meczu wyjazdowym (tym razem „ofiarę” jego zespołu była Lechia Gdańsk) i pod tym względem nie ma sobie równych - przynajmniej na razie - w całej ekstraklasie. Przy tym wszystkim nie brakuje mu pokory oraz świadomości, że jego zespół ma jeszcze dużo braków. Widać, że ten będący jeszcze na dorobku trener doskonale wie, że pycha przed upadkiem kroczy.
Może to nie po chrześcijańsku, ale koniecznie trzeba wbić „szpilę” Pogoni Szczecin. W sobotę „Portowcy” przegrali szósty mecz na wyjeździe (oprócz tego mają jeszcze jeden remis, z Cracovią) i musi to zastanawiać, skoro na własnym boisku w siedmiu podejściach zainkasowali komplet punktów. W tym momencie aż ciśnie mi się na usta refleksja, że na obcych boiskach w zespole „Dumy Pomorza” grają ci, co mają grać, a nie ci, którzy potrafią grać. I jestem w tym momencie poważny jak atak serca.