Sport

Chuligani przejęli Śląski

Mecz Ruchu z ŁKS-em był tylko tłem dla wydarzeń, które miały miejsce na trybunach „Kotła czarownic”.

Kibolom ŁKS-u nudziło się na sektorze gości, więc postanowili go opuścić. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus

Chorzowianie zaczęli znakomicie, bo już w 11 minucie po asyście Daniela Szczepana na 1:0 strzelił Miłosz Kozak. „Niebiescy” mieli znakomite pierwsze 20-30 minut i... fatalne 20 ostatnich. Wtedy bowiem ŁKS „ukłuł” trzy razy, a podsumowaniem występu Ruchu był gol Mateusza Wysokińskiego na 3:1 – gdy Jehor Cykało kopnął piłkę tak, że odbiła się od rywala i wpadła do siatki. Nie to jednak przykuło ogólnopolską uwagę.

Walki z policją

Około 30 minuty na sektorze gości pojawiło się ok. 1300 kibiców ŁKS-u, wśród których znalazła się kilkudziesięcioosobowa grupa chuliganów. Fani gospodarzy zaprezentowali oprawę oraz odpalili pirotechnikę i mniej więcej w tym momencie (prawie od razu po wejściu) łódzcy kibole wydostali się z sektora gości na dolne bufory, szukając konfrontacji. Chorzowianie odpowiedzieli, rzucając w ich kierunku race, na czym ucierpiały wielkoformatowe bilbordy sponsorskie rozciągnięte na pustych sektorach. Starcia gospodarzy z policją trwały zresztą już do końca. Pod „młynem” Ruchu stała policyjna armatka wodna, popularna „polewaczka” oraz duża grupa prewencyjna (tzw. białe kaski). W ich kierunku też leciały race, kilka spadło na bieżnię, a jedna w okolice narożnej chorągiewki na boisku. W bramach, przez które wchodzi się na trybuny, co jakiś czas było widać błyski, słychać petardy hukowe używane przez funkcjonariuszy. W drugiej połowie policja użyła gazu... przy sektorze rodzinnym, blokując też jedno z wyjść ze stadionu. W efekcie rodzice i dzieci z rodzinnego musieli wyjść awaryjnie na bieżnię okalającą boisko, skąd oglądali spotkanie do końca lub wychodzili ze stadionu główną bramą.

Zdemolowali gastronomię

Największym echem odbiły się jednak ekscesy łódzkich chuliganów. Mniej więcej w przerwie meczu ponownie wydostali się z sektora gości, tyle że przeszli na trybunę wschodnią, gdzie zasiadało kilka tysięcy kibiców gospodarzy – różnych, nie fanatyków, starszych, młodszych, kobiet, mężczyzn, dzieci. Widząc przedzierających się kiboli, którzy zaczęli demolować punkty gastronomiczne, kibice gospodarzy zasiadający najbliżej sektora gości zaczęli uciekać w przeciwnym kierunku. Przez trybunę prasową przebiegł ojciec z dzieckiem na rękach, biegały przerażone kobiety. Początkowo nie było do końca wiadomo, o co chodzi, a okazało się, że na koronie Śląskiego, tj. tuż pod trybunami, na niemalże całej długości trybuny wschodniej, grasują chuligani z Łodzi. Kilka osób, które na nich trafiło, zostało rannych – mijałem mężczyznę z obandażowaną głową i drugiego z opatrunkiem na nosie. Chuligani sympatyzujący z ŁKS-em nie trafili bowiem na innych chuliganów, ale na tzw. „pikników”, zwyczajnych kibiców. W końcu jednak ci zwyczajni kibice postanowili przegonić nieproszonych gości, którzy uciekli na swój sektor. W trakcie rozmów ze stewardami można było usłyszeć, że „było grubo”, obawy, że kibole mogą jeszcze wrócić oraz stwierdzenia, że nigdzie nie było (i nadal nie ma) ani ochrony, ani policji. Chuligani przyszli niezaczepiani przez nikogo. W klubowych kuluarach cieszono się, że agresorzy nie wbiegli na sektory.

To nie była tajemnica

Za ochronę na meczach Ruchu odpowiada chorzowska firma Steward Security Grup, której właścicielem jest Krzysztof Hermanowicz, będący zarazem... kierownikiem działu bezpieczeństwa w klubie. Ochrona posiada oddziały prewencyjne, które w pierwszej kolejności powinny odpowiadać za zatrzymanie zamieszek, a jeśli sobie nie radzą – kierownik ma prawo zwrócić się o pomoc do policji (na Śląskim było ok. 1000 funkcjonariuszy), co jest jednak traktowane jako ostateczność. Wcześniej policja nie ma prawa działać. W sobotę odpowiedzialność została przekazana w jej ręce, ale już po dokonaniu zniszczeń na trybunie wschodniej. To ciekawe o tyle, że już przed meczem było wiadomo, że dojdzie do rozrób, bo – z tego co usłyszeliśmy – środowiska chuligańskie nie robiły z tego tajemnicy. Mimo tego przejście na trybunę wschodnią było zabezpieczone tak, jak wcale.

„Pragniemy przeprosić całą Niebieską Społeczność, wszystkie osoby, które poczuły się w jakikolwiek sposób urażone, bądź – co gorsza – zagrożone zdarzeniami mającymi miejsce na trybunach i wokół nich. To czas nie na PR-ową kurtuazję, a raczej śląską bezpośredniość – wiemy, że zawiedliśmy Wasze zaufanie” – czytamy w oświadczeniu Ruchu, który wystąpił do firmy ochroniarskiej o szczegółowe wyjaśnienia. „Kilkadziesiąt minut po zakończeniu meczu Prezes Seweryn Siemianowski wraz z grupą pracowników klubu dokonał wstępnych oględzin Stadionu. Po dokonaniu wyceny strat przez Zarządcę Obiektu wystąpimy do Łódzkiego Klubu Sportowego o rekompensatę. (…) Ubolewamy, że w drugiej połowie sobotniego meczu środki przymusu bezpośredniego stosowane przez Policję dotknęły również rejony Sektora Rodzinnego, w znaczący sposób wpływając na komfort i poczucie bezpieczeństwa rodzin z dziećmi ” – czytamy. ŁKS na razie nie zabrał głosu w tej sprawie.

Piotr Tubacki

OCENA MECZU ⭐

◼  Ruch Chorzów – ŁKS Łódź 1:3 (1:0)

1:0 – Kozak, 11 min, 1:1 – Głowacki, 72 min, 1:2 – Wzięch, 80 min, 1:3 – Wysokiński, 90+2 min

RUCH: Bielecki – Konczkowski, Cykało, Sz. Szymański (68. Karasiński), Preisler – Ventura – Szwoch, Mezghrani – Kozak (83. Moneta), Szczepan (83. Novothny), Adkonis (83. Borowski). Trener Dawid SZULCZEK.

ŁKS: Bomba – Dankowski, Rudol, Guelen, Głowacki – Mokrzycki, Kupczak, Wysokiński – Norlin (86. Zając), Mrvaljević (56. Wzięch), Sitek (56. Młynarczyk). Trener Ryszard ROBAKIEWICZ.

Sędziował Piotr Idzik (Poznań). Widzów 13 276. Żółte kartki: Adkonis, Ventura, Cykało – Kupczak.

Piłkarz meczu – Mateusz WYSOKIŃSKI