Sport

Chorwacki „gwóźdź”

Miedź Legnica po zażartym boju uporała się z ŁKS-em, odnosząc szóste zwycięstwo w siódmym meczu z łodzianami.

Solówka Benedikta Miocza (z prawej) zapewniła Miedzi komplet punktów w meczu z ŁKS-em. Fot. Ernest Kołodziej/miedzlegnica.eu

Łódzki Klub Sportowy rywalizuje z Miedzią Legnica od niedawna. Sobotni mecz był dopiero siódmym starciem tych zespołów o ligowe punkty. Ostatni raz obie ekipy spotkały się ze sobą w sezonie 2021/22. W Legnicy ŁKS wygrał 2:0 i było to jedyne zwycięstwo łodzian w dotychczasowych potyczkach z drużyną znad Kaczawy. W Łodzi natomiast Miedź zwyciężyła gospodarzy 1:0.

Kontuzja na rozgrzewce

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem 24-letniego arbitra Mateusza Piszczeloka, pochodzącego z wioski Lubomia położonej w powiecie wodzisławskim, w zespole gości doszło do zmiany w wyjściowej jedenastce. Austriak Husein Balić doznał kontuzji na rozgrzewce i zastąpił go Jędrzej Zając.

Gospodarze od początku ruszyli do frontalnego ataku. Pierwszy groźny strzał oddał w 7 minucie Iwo Kaczmarski, w 14 minucie uderzeniem zza pola karnego próbował szczęścia Jacek Podgórski, ale bramkarz ŁKS-u Łukasz Bomba obronił strzał pomocnika Miedzi. Goście odpowiedzieli w 26 minucie, lecz strzał Michała Mokrzyckiego poszybował nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Jakuba Wrąbla. Dwie minuty później piłkę w bramce łodzian - po akcji Bartosza Kwietnia i Krzysztofa Drzazgi - umieścił Wiktor Bogacz, ale sędzia odgwizdał spalonego. W 40 minucie znów spróbował Mokrzycki, lecz ponownie uderzył nad poprzeczką.

Błysk geniuszu

Dwie minuty po przerwie dośrodkowywał Florian Hartherz, piłkę wybił Kamil Dankowski, lecz dopadł do niej Benedik Miocz i strzałem z woleja minimalnie chybił celu. W 54 minucie szansę mieli goście - Jose Antonio Ruiz Lopez „Pirulo” dośrodkował z rzutu wolnego, a Ivan Mihaljević główkował obok bramki rywali. W 61 minucie szansę na zdobycie gola miał ponownie Bogacz, lecz po podaniu Jacka Podgórskiego z 5. metrów posłał futbolówkę Panu Bogu w okno!

W 68 minucie podopieczni trenera Ireneusza Mamrota wreszcie dopięli celu. Fenomenalnym podaniem za plecy obrońców ŁKS-u popisał się Podgórski, Miocz wystartował jak z procy, stanął oko w oko z Bombą, położył na ziemi bramkarza łodzian i mimo rozpaczliwej interwencji defensorów gości wpakował piłkę do bramki. To był błysk geniuszu chorwackiego pomocnika.

Walczyli do końca

Mimo straty gola goście nie złożyli broni i napędzili dużo strachu defensorom „Miedzianki”. W 70 minucie po wrzucie z autu i zamieszaniu w polu karnym gospodarzy Anderu Arasa strzelił obok słupka. Z kolei 76 minucie bardzo groźnie strzelał Pirulo, ale Wrąbel trafił futbolówką w bramkarza legniczan. Przy okazji wypada dodać, że 32-letni Hiszpan jest najlepszym strzelcem swojej drużyny w potyczkach z zielono-niebiesko-czerwonymi. W pięciu meczach trzy razy wpisał się na listę zdobywców bramek. Po sobotnim, siódmym spotkaniu obu zespołów, bilans jest wybitnie korzystny dla legniczan. Odnieśli oni sześć zwycięstw i ponieśli jedną porażkę, bramki 13:5.

Bogdan Nather



GŁOS TRENERÓW

Jakub DZIÓŁKA: - Wynik jest dla nas dużym rozczarowaniem, bo chcieliśmy grać o pełną pulę. To oczywiście żadne tłumaczenie, ale już przed meczem mieliśmy pierwszą wymuszoną zmianę, bo awizowany do gry pod początku Husein Balić doznał kontuzji, a wiemy, jak wartościowy i istotny jest to dla nas gracz. Przed przerwą dobrze graliśmy bez piłki, w obronie wysokiej, poza tym kilka szans na to, żeby zdecydowanie lepiej zachować się w polu karnym Miedzi. Była tylko jedna groźna sytuacja, gdzie był spalony i finalnie nieuznana bramka. W pierwszej połowie z piłką brakowało nam jakościowych działań. Przerwa pozwoliła nam na kilka merytorycznych uwag, po przerwie chcieliśmy poprawić atak, bo w pierwszych trzech kwadransach szwankowała gra środkowych pomocników. W drugiej połowie zabrakło nam konsekwencji w wysokiej obronie i Miedź dzięki temu radziła sobie lepiej z wyjściami spod pressingu. Dopiero po straconej bramce nasza gra uległa poprawie i wtedy stworzyliśmy groźniejsze sytuacje pod bramką przeciwnika. Plan na mecz nie został zrealizowany.

Ireneusz MAMROT: - Byliśmy świadkami dobrego widowiska z obu stron. Odnieśliśmy skromne zwycięstwo 1:0, może sytuacji do zdobycia bramki nie było wiele, natomiast na boisku działo się dużo, oba zespoły chciały grać w piłkę, dużo było faz przejściowych i wyjść spod pressingu. Przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy ławki rezerwowych. Mogliśmy się pokusić, zwłaszcza w pierwszej połowie, o lepsze i częstsze uderzenia. Brakowało mi też troszeczkę, kiedy wywalczyliśmy już sobie przewagę w bocznym sektorze, dośrodkowań. Nie chodzi mi o to, by każdą akcję kończyć dośrodkowaniem, ale tego było za mało. Zabrakło mi też stałych fragmentów gry, których przeciwnik miał zdecydowanie więcej i musieliśmy się przed tym bronić. My w pierwszej połowie mieliśmy tylko jeden rzut rożny. Cieszy zwycięstwo, co ważne widziałem dużo zaangażowania w naszej grze. To oczywiście jest obowiązek zawodników, ale dzisiaj wyglądało to tak, jak powinno być.