Sport

Chłopaki ciągle płaczą

Mentalność, wola zwycięstwa i poświęcenie - one sprawiły, że Polacy w starciu z Amerykanami zdołali się podnieść i po 48 latach znów zagrają w finale turnieju olimpijskiego! Ich rywalem o złoto w sobotę będzie Francja.

Tomasz Fornal (z prawej) zdobywał cenne punkty w kluczowych momentach czwartego i piątego seta. Fot. PAP/Adam Warżawa

Ponad dwie godziny heroicznego boju. Polacy prowadzą w tie-breaku14:10. Amerykanie bronią trzy piłki meczowe. Nerwy siatkarzy obu zespołów napięte do granic możliwości. Serwuje Matthew Anderson. Nasi zawodnicy przyjmują piłkę i Jakub Łomacz wystawia ją do Wilfredo Leona, który w poprzedniej akcji, w podobnej sytuacji przestrzelił. Ręka mu nie zadrżała. Obił ręce blokujących, zdobywając zwycięski punkt!

Gdy tylko piłka wylądowała poza polem gry, Polacy padli na parkiet i tak jak w ćwierćfinale ze Słowenią popłynęły łzy radości. Czy można się dziwić? Biało-czerwoni po 48 latach znów znaleźli się w finale turnieju olimpijskiego i mają szansę na drugie złoto w historii! Mecz Polski z USA osiągnął niebotyczny, wręcz kosmiczny poziom i pewnie przez kolejne dekady będzie wspominany.

Na przekór kontuzjom

Przed półfinałem trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Obie drużyny miały w turnieju wzloty i upadki. Amerykanie dobrze zaprezentowali się w ćwierćfinałowej potyczce z Brazylią, a i w fazie grupowej grali równo, choć nie ustrzegli się błędów i przestojów. Biało-czerwoni z kolei dopiero w 1/4 finałuze Słowenią wskoczyli na wyższy poziom.

Starcie miało niesłychaną dramaturgię i pełne było nagłych zwrotów akcji. Marcin Janusz, umiejętnie rozgrywał piłkę, ale na początku czwartego seta musiał zejść z boiska, by oddać się ręce fizjoterapeutów. Miał poważne kłopoty z plecami i już do końca nie pojawił się na boisku. Jego miejsce zajął Grzegorz Łomacz, który do tej pory wchodził sporadycznie na podwójną zmianę. Rozgrywający PGE GiEK Skry Bełchatów stanął na wysokości zadania. Poprowadził drużynę do historycznego zwycięstwa.

Nie byłoby tej wygranej gdyby nie skuteczność Wilfredo Leona, poświęcenia Tomasza Fornala oraz Bartosza Kurka, czy skuteczności środkowych, Jakuba Kochanowskiego i Norberta Hubera. Na szczególne słowa uznania zasłużył też Paweł Zatorski. W trzecim secie doznał urazu barku, ale mimo że zwijał się z bólu wytrwał na posterunku. 

Krok od porażki

Początkowo nic nie zapowiadało jednak nadchodzących emocji. Polacy kontrolowali mecz. Od 13:13 zbudowali 4-punktową przewagę. Prowadzili już 24:20. Amerykanie nie dali za wygraną. Zbliżyli się na 23:24. Po ataku Hubera ze środka Polacy w końcu dopięli swego. Emocjonująca końcówka była tylko wstępem do wydarzeń, które kibiców o mało nie przyprawiły o zawał serca.

Od drugiej partii rozpoczęła się wymiana ciosów. Amerykanie, głównie za sprawą Andersona i Aarona Russella,  długo utrzymywali drobną, bo 2-punktową przewagę. W końcówce, po kolejnych udanych akcjach Hubera, był remis 23:23. Doszło do gry na przewagi i duet Anderson – Russell przesądził jednak o wygranej rywali.

O trzecim secie chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, bowiem Amerykanie sprawili naszej drużynie solidne lanie. Polacy nie potrafili ustawić szczelnego bloku, spadła skuteczność w pierwszej akcji. A nasi rywale nakręcili się. Grali jak natchnieni, popisując się efektownymi obronami. W ataku też imponowali, mając 70-procentową skuteczności. Wygrana do 14 mogła wszystkim zaimponować.

Pełna mobilizacja

Biało-czerwoni na początku czwartej odsłony wydawali się być pogodzeni z losem. Sprawiali wrażenie "pobitych". Potrafili się jednak podnieść. Z ogromnym oddaniem walczyli o każdą piłkę, każdy punkt. Imponowali zaangażowaniem i wolą zwycięstwa. Choć przegrywali nawet czterema punktami, w końcówce odwrócili losy meczu. Przy stanie 22:22 sprawy w swoje ręce wziął Leon. Najpierw zdobył punkt atakiem, a za chwilę asem serwisowym. Wprawdzie Russell zmniejszył stratę, ale Fornal zdobył zwycięski punkt. 

Gracze grają, zaś zawodnicy zawodzą - to powiedzenie mistrza świata z 1974 r. w Meksyku, a później cenionego trenera, Stanisława Gościniaka, w tym momencie pasowało jak ulał.

Nasi siatkarze przed tie-breakiem byli pozytywnie nakręceni i sprawiali wrażenie pewnych swego. Rozpoczęli dobrze, bo wywalczyli przewagę. Świetnie grali: Leon, Kochanowski, Fornal, Huber... Amerykanie jednak nie rezygnowali, grali do końca, ale w końcu Leon dał Polakom wymarzony, ostatni punkt. 

Tym razem emocje wzięły górę i trener Nikola Grbić grał wspólnie siatkarzami. Po każdej udanej akcji eksplodował i swoim zachowaniem dodatkowo motywował swoich podopiecznych. To był znakomity mecz w wykonaniu obu zespołów.

W drugim półfinale Francja łatwo pokonała Włochy 3:0 (25:20, 25:21, 25:21) i w sobotę (godz. 13.00) zagra z Polską o złoto. Dla trójkolorowych to drugi olimpijski finał z rzędu. Przed trzema laty w Tokio pokonali Rosjan 3:2.

 (sow)

Polska - USA 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13)

POLSKA: Janusz, Leon (26), Kochanowski (8), Kurek (11), Fornal (13), Huber (15), Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek, Bołądź (2), Semeniuk. Trener Nikola GRBIĆ.

USA: Christenson (1), Russell (20), Holt (12), Anderson (24), DeFalco (4), Averill (8), Shoji (libero) oraz Ma'a, Jaeschke (10), Muagututia. Trener John SPERAW.

Sędziowali: Stefano Cesare (Włochy) i Fabrice Collados (Francja). Widzów 9333.

Przebieg meczu

I: 10:6, 15:13, 20:16, 25:23.

II: 8:10, 12:15, 17:20, 25:27.

III: 7:10, 9:15, 12:20, 14:25.

IV: 8:10, 13:15, 18:20, 25:23.

V:5:3, 10:7, 15:13.

Bohater – Cała drużyna!


CYTAT DNIA

Dawać, ku*wa, napier*dalamy się z nimi! 

Tomasz Fornal w przemowie do kolegów w krytycznych chwilach czwartego seta.


Z FRANCJĄ O ZŁOTO

W drugim półfinale Francja pokonała Włochy 3:0 (25:20, 25:21, 25:21) i w sobotę (godz. 13.00) zagra z Polską o złoto. Dla trójkolorowych to drugi olimpijski finał z rzędu. Przed trzema laty w Tokio pokonali Rosjan 3:2.