Sport

Chmara buduje mosty

Rozmowa z Markiem Plawgo, prezesem Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki, specjalistą od wizerunku i marketingu

Fot. Michał Laudy/PressFocus

Czy to dobrze, że jest jeden kandydat w wyborach na prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki? W demokracji, gdzie naturalne jest ścieranie się poglądów i koncepcji, to podejrzane.

– Ta demokracja spowodowałaby polaryzację środowiska, a tutaj mamy płynne przekazanie władzy, co pokazuje, że wizja jest akceptowana przez zdecydowaną większość środowiska koncepcja rozwoju dyscypliny, która będzie realizowana bez podziałów.

Sebastian Chmara gwarantuje ten rozwój?

– Tak. Sebastian ma jedną ważną cechę – jest osobą koncyliacyjną, nie kreuje konfliktów, łączy, a nie dzieli, buduje mosty, a nie burzy, potrafi rozmawiać i gasić zapalne lonty. To jest człowiek z wizją i właściwy na tym miejscu.

Piękna laurka! Rozumiem, że jest pan w jego drużynie?

– Tak, chociaż jest moim największym rywalem. Ale w triathlonie, choć Sebastian uśmiałby się zapewne, że niby rywalizujemy, bo gdy on jest już dawno po prysznicu, ja dopiero dobiegam do mety.

Polska lekkoatletyka na ostatnich igrzyskach też przybiegła daleko za najlepszymi. Pesymiści przewidują, że ten jeden medal w Paryżu – Natalii Kaczmarek – to i tak dobrze, bo za cztery lata nie będzie niczego, gdyż nie mamy pokolenia „środka”, następców schodzących mistrzów.

– No, niewiele brakowało już teraz, przecież jak się obejrzy jeszcze raz finał na 400 metrów, to Natalia wydarła ten medal z gardła, bo bieg nie ułożył się tak, jak miał z przebiegu sezonu. Co do przyszłości pojawiły się ostatnio talenty, ale choćby w sztafecie kobiet 4x400 zapewne poczekamy kilka lat na kolejne medale. Może faktycznie być krucho, choć liczę, że w Los Angeles pojawią się kandydaci już z programu Lekkoatletyka Dla Każdego, który po 10 latach wydał pierwszych olimpijczyków, jak choćby Pia Skrzyszowska.

Co jest więc największą bolączką polskiej lekkoatletyki Anno Domini 2024?

– Hmm… Jak odpowiedziałbym na to pytanie i miałbym rację, to myślę, że noszono by mnie na lektyce. Wszyscy się nad tym zastanawiamy i nie mamy złotej odpowiedzi.

Trenerzy? Ci szkolący medalistów największych imprez zarabiają po 20 tysięcy złotych, ale to garstka, cała reszta musi gonić na etatach w kilku szkołach i jeszcze na uczelni, żeby związać koniec z końcem.

– Miałem mnóstwo zapytań, dlaczego nie jestem trenerem. Bo na poziomie krajowym na pełnym etacie jest ich mniej niż palców u dwóch rąk. To jest wyzwanie, innym jest to, że przegrywamy na poziomie instruktorskim wśród ludzi, którzy powinni wyszukiwać talenty i przeprowadzać je przez pierwsze kroki w lekkoatletyce.

No właśnie, nie ma młodych kadr, a reszta to długoletni pasjonaci, których za chwilę zabraknie.

– AWF-y teoretycznie powinny być kuźnią tych kadr, ale ich absolwent woli zostać trenerem personalnym na siłowni, poprowadzić jakiś fitness – ma prosty przepis i szybkie pieniądze. W lekkoatletyce, żeby zarabiać podobnie, trzeba założyć stowarzyszenie, prowadzić klub, postarać się o jakieś dotacje, wychować sobie jakiegoś medalistę, dołożyć do niego kilkudziesięciu kolejnych wychowanków i dopiero wtedy, być może… Zatrzymanie takich ludzi, danie im do ręki wędki i pokazanie, że lekkoatletyka jest – mówiąc kolokwialnie – seksownym zawodem i takim, który daje radochę, jest wyzwaniem. Bo nie mam wątpliwości, że jest w tym mnóstwo pozytywnych aspektów: móc obserwować radość dzieciaków i mieć udział w ich progresie, odciągać od nicnierobienia i pokus cywilizacyjnych, siedzenia z telefonem i oglądania jakichś patostreamów. Na dodatek sport i aktywność fizyczna doskonale regulują emocje, co aktualnie jest coraz większym problemem u młodych ludzi. Tylkożeby to nie było walenie głową w mur.

A czy w środowisku zastanawiacie się, skąd ostatnio taki sukces włoskiej lekkoatletyki, która wygrała klasyfikację medalową mistrzostw Europy zarówno seniorów, jak i juniorów? Może coś od nich zapożyczyć?

– Dodałbym do tego jeszcze Holendrów czy Norwegów – nacje, które nie istniały w LA, a teraz stanowią o jej sile na kontynencie. Ale nie będę udawał, że się na tym znam. Zajmuję się marketingiem, wizerunkiem i komunikacją. Ze swojego doświadczenia zawodniczego mogę coś podpowiedzieć, ale wnioski i decyzje należą już do pionu szkolenia w PZLA.

Nie tak dawno biegał pan po medale na bieżni, w tym na mistrzostwach świata w 2007 roku w Osace na 400 metrów przez płotki, teraz został pan działaczem z tak zwanego terenu. Jak to się robi?

– Jeszcze nie wiem. Trzeba budować zaufanie do siebie, bo zostałem wybrany prezesem Dolnośląskiego ZLA głosami środowiska, głównie trenerów. Dostałem mandat, kredyt zaufania i dopiero teraz okaże się, jak to się robi. Niektórzy mówią, że wiedzą, jak wygrać wybory, ale nie wiedzą, jak rządzić. Ja mówiłem, że mam pomysł, jak rządzić i nie wiedziałem, jak wygrać wybory, okazało się, że wygrałem. Teraz muszę się wykazać i mam egzamin za cztery lata. Wtedy okaże się, czy to, co zrobiłem, jest warte kontynuowania, czy powiedzą mi: „Myśleliśmy, że będzie lepiej”. Muszą być zadowolone kluby, zadowoleni trenerzy, muszą być wydarzenia, musi zgadzać się kasa. Mam fajny zespół wokół siebie, ludzi młodych i zaangażowanych, sami się nakręcamy, tylko trzeba pilnować, żeby nie zabrakło zapału, bo największym wyzwaniem, przyznam, jest zarządzanie konfliktem. Wszedłem do środowiska skłóconego, spolaryzowanego, na tym zresztą polegała łatwość wygrania tych wyborów, bo to środowisko powiedziało „dość” i chciało ten konflikt rozwiązać.

Co jest największą bolączką regionalnych środowisk lekkoatletycznych, na przykładzie Dolnego Śląska?

– Mocno ograniczone budżety.

Klubów?

– Kluby powinny teraz odczuć radykalną poprawę w związku z nową ustawą o sporcie, a zwłaszcza programem Klub Pro, który umożliwia dofinansowanie wynagrodzenia trenerów do 7 tys. zł brutto miesięcznie. Na generalną ocenę skutków przyjdzie czas za kilka lat, ale najlepsze kluby powinny być zadowolone, bo część środków będzie wpływać z ministerstwa bezpośrednio na ich konta.

A co pan obiecał?

– Lepszą kulturę komunikacji i lepsze nagrody na zawodach organizowanych przez nas. Poza środkami z PZLA na programy szkolenia młodzieży i kadr makroregionalnych reszta funduszy w stu procentach pochodzi z budżetów samorządowych. To pokazuje, że nie było pomysłu, jak sięgnąć po środki niepubliczne, komercyjne.

Naprawdę myśli pan, że takie środki znajdą się akurat na lokalną lekkoatletykę – z całym szacunkiem – przy konkurencji piłki nożnej, siatkówki czy żużla?

– Znajdują się, czego dowodem zaangażowanie firmy Nestle w program Lekkoatletyka Dla Każdego, czy marki Kinder, która wspiera fundację Moniki Pyrek. U nas liczę na efekt skali. Czeka mnie za chwilę seria spotkań z dużymi markami. Na samej hali KGHM Ślęza Arena we Wrocławiu, otwartej w ubiegłym roku, mamy zaplanowane sześć dużych zawodów w kategoriach od U14 do U20 dla trzech tysięcy dzieci i młodzieży. To doskonała okazja dla społecznej odpowiedzialności biznesu. Do tej pory odbywało się to w zaciszu – no, zbierzemy sobie sędziów, wystartujemy, policzymy wam czasy i uciekamy do domów. Nikt nie pokazywał tego jako produkt. A można i trzeba opakować to jako atrakcyjny projekt, czytelny do prezentacji na zarządach firm, pokazać jego skalę i jakość, raportować efekty. Jestem optymistą, na pewno jakieś środki na to znajdziemy, choć być może będzie to trwało dłużej niż rok, bo trzeba najpierw coś zrobić i pokazać jak to działa. Ale nawet jeżeli zbiorę 5 tysięcy złotych, to będzie to o 5 tysięcy więcej niż do tej pory. Na razie mówimy o małych wyzwaniach, ale jak skala będzie większa, to i efekt również.

Rozmawiał Tomasz Mucha

Jedyny kandydat

Rekordzista kraju w dziesięcioboju 53-letni Sebastian Chmara jest jedynym oficjalnym kandydatem na stanowiska prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA). Wybory odbędą się w sobotę podczas Krajowego Zjazdu Delegatów w Centrum Olimpijskim w Warszawie. Były lekkoatleta w 1998 roku wygrał halowe mistrzostwa Europy w Walencji, a rok później zdobył złoty medal mistrzostw świata pod dachem w japońskim Maebashi. Po zakończeniu kariery sportowej działał w strukturach PZLA, obecnie jest wiceprezesem ds. marketingu i promocji. Kieruje też Stowarzyszeniem Lekkoatletycznym CWZS Zawisza w Bydgoszczy. Od lat komentuje lekkoatletykę w TVP, najczęściej w duecie z Przemysławem Babiarzem.

Od 2016 roku prezesem PZLA był Henryk Olszewski. 72-letni były trener dwukrotnego mistrza olimpijskiego w kuli Tomasza Majewskiego (2008, 2012) kończy drugą kadencję i nie mógł ponownie kandydować. Przez pewien czas mówiło się o rywalizacji Chmary właśnie z Majewskim, ale ostatecznie dwukrotny mistrz olimpijski nie zdecydował się ubiegać o prezesurę.