Chcieliście rower, to pedałujcie
PODWÓJNY NELSON - Bogdan Nather
PODWÓJNY NELSON - Bogdan Nather
Nie należę do bezkrytycznych kibiców polskich zespołów rywalizujących w europejskich pucharach, ale zawsze trzymam za nie kciuki. Poczynając od wtorku, zasiadałem przed ekranem telewizora, by delektować się (taką miałem nadzieję) interesującymi spektaklami piłkarskimi, z udziałem polskich drużyn. Czy moje oczekiwania i pragnienia zostały zaspokojone?
W lwiej części tak, ale największy zawód spotkał mnie ze strony urzędującego mistrza Polski. Oglądając „popisy” ekipy z Białegostoku, poczułem się jak klient kawiarni, który udał się do tego lokalu w nadziei, że otrzyma gorącą, aromatyczną „małą czarną”, tymczasem zaserwowano mu letnią lurę, zaparzoną na pomyjach i przecedzoną przez stare worki po cemencie. Drastycznie? Być może, ale sytuacja wymagała wytoczenia ciężkich armat.
Kiedy w 4 minucie spotkania rewanżowego „Jaga” odrobiła straty z Białegostoku, łudziłem się, że może napędzić strachu drużynie z Norwegii. Czar prysł bardzo szybko, bo niemal każda akcja zaczepna piłkarzy Bodo/Glimt pachniała golem, którego zdobycie przez przeciwnika naszego mistrza było tylko kwestią czasu. I potem posypały się one niczym z rogu obfitości. Nic dziwnego, bo podopieczni trenera Adriana Siemieńca po kwadransie zaczęli przypominać dzieci zagubione we mgle, więc dominacja gospodarzy nie podlegała żadnej dyskusji. Nie przypominam sobie, żeby w poprzednim sezonie jakakolwiek drużyna zdominowała tak wyraźnie obecnego mistrza Polski. I wiem, że może to zabrzmieć jak herezja, ale strata czterech goli była we wtorek najniższym wymiarem kary dla „Jagi”.
Jej trener nie załamywał jednak rąk z powodu twardego lądowania swojej drużyny. Nie płakał, że jego zespołowi udzielono surowej lekcji futbolu. - W tym dwumeczu wygrał zespół lepszy - powiedział. - Wiem, że to dziwnie brzmi, jeśli przegrywa się 1:4, ale byliśmy lepszą wersją samych siebie niż tydzień wcześniej. Były fragmenty, gdy graliśmy naprawdę dobrze i mecz był wyrównany, ale fragmenty dobrej gry to trochę za mało, żeby pokonać taki zespół. Cieszę się, że możemy grać takie mecze. Chciałeś rower, to pedałuj. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski i nie będziemy teraz przepraszać, że gramy takie mecze.
Przed meczem rewanżowym Śląska z Sankt Gallen nie byłem wprawdzie aż takim optymistą jak trener wicemistrza Polski Jacek Magiera, ale jego słowa o bardzo dobrym przygotowaniu taktycznym, fizycznym i mentalnym zespołu oraz przekonanie, że gospodarze zdobędą kilka goli, wziąłem za dobrą monetę. Kiedy Szwajcarzy wyszli na prowadzenie i powiększyli swoją przewagę do trzech bramek, straciłem - nie ukrywam - nadzieję na korzystny zwrot akcji w tym spotkaniu. Tymczasem końcówka pierwszej połowy była piorunująca w wykonaniu wicemistrzów Polski, którzy w ciągu ośmiu minut zaaplikowali rywalom trzy gole! Zawodnicy trenera Enrico Maassena w ostatnim fragmencie tej odsłony przypominali kulejące okapi, które na boisku gonił tłum kłusowników. To była nierówna walka, podobna do ulicznej bójki, w której facet wagi ciężkiej wymienia ciosy z gościem mierzącym co najwyżej metr pięćdziesiąt i ważącym nie więcej niż 73 kilogramy, w dodatku w przemoczonym ubraniu.
Ale nie tylko Śląsk zasłużył na oklaski przy otwartej kurtynie za swoją heroiczną postawę w czwartkowej potyczce, również „Biała gwiazda” udowodniła, że czasami chcieć, znaczy móc.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Legia Warszawa jakoś „przepchnęła” mecz rewanżowy z Broendby i zameldowała się w IV rundzie eliminacyjnej Ligi Konferencji Europy. Ten awans rodził się w potwornych bólach, a trener zespołu z Łazienkowskiej, Goncalo Feio, w momencie, gdy Duńczycy strzelili gola, był blady jak ściana. Nie będę pastwił się nad jego zawodnikami, ponieważ jest taka zasada, że cel uświęca środki. Tym niemniej 34-letni Portugalczyk musi być świadomy tego, że jego zespół wielu kibicom stoi ością w gardle. Nie zmienia to faktu, że stołeczna drużyna na razie skutecznie broni honoru polskich zespołów na arenie europejskiej i za to należy się jej szacunek. Nie jestem obiektywny? Jeżeli ktokolwiek zamierza postawić mi zarzut, że mam ograniczone horyzonty, to informuję, że umysł mam otwarty tak szeroko, że za chwilę wypadnie mi mózg.