Sport

Chciałabym kiedyś trenować męską drużynę

Rozmowa z Karoliną Koch, trenerką żeńskiego zespołu GKS-u Katowice

Karolina Koch, trenerka piłkarek GKS-u Katowice żyje futbolem. Fot. Paweł Czado

Ubolewam nad ogólnym przeświadczeniem, że piłka nożna jest dla facetów.

- Myślę, że to już się zmienia. Powoli, ale kiedy zaczynałam, rzeczywiście takie przeświadczenie było dominujące. A mnie piłka nożna towarzyszy odkąd pamiętam, kopałam z chłopakami, kiedy byłam małą dziewczynką. Byłam chyba jedyna taka w całej dzielnicy, więc nie mogło być mowy o meczu dziewczynek (uśmiech). Znajomi do dziś wspominają, że była jedna blondynka z długimi włosami, która biegała między chłopakami. W klubie nie mogłam trenować, więc kopałam sobie piłkę z chłopakami, którzy grali w Wawelu Wirek. Razem graliśmy, razem trafiliśmy do klasy sportowej. Moim pierwszym klubem kobiecym był Grunwald Ruda Śląska. Nie myślałam wtedy, na jakiej pozycji grać, nie marzyłam koniecznie o strzelaniu bramek. Chciałam grać w piłkę. A moim faworytem zawsze był... Zinedine Zidane. Zainteresował mnie środek pola, byłam rozgrywającą.

Jest pani siostrzenicą Grzegorza Kapicy, króla strzelców polskiej ekstraklasy w 1982 roku w barwach Szombierek Bytom, mistrza Polski z Ruchem Chorzów i Lechem Poznań.

- Bardzo często rozmawiamy o piłce, choć tego czasu na spotkania jest mało. Kiedy grał, to byłam zbyt mała, żeby to pamiętać, ale kiedy był trenerem, obserwowałam go podczas meczów Grunwaldu, jeździłam na nie z babcią. Już jako dziewczynka wiedziałam, że chcę być trenerem piłki nożnej, pasjonowało mnie to i pasjonuje. Gdy byłam w gimnazjum, bacznie zwracałam uwagę na to, co dzieje się na ławce trenerskiej. Wszystkich obserwowałam, różnych trenerów zresztą. Zawsze bardzo mnie interesowało zarządzanie drużyną.

Po latach, kiedy ma pani na koncie trenerskie sukcesy, to zarządzanie okazuje się trudniejsze niż pani mogła przypuszczać?

- Ciągle są jakieś wyzwania. Ale przecież do tego dążyłam. Kiedy przyszłam do GKS-u, jeszcze jako piłkarka, zostałam asystentką trenera. Myślę, że mam szczęście do fajnych ludzi, którzy są trenerami. Zawsze mogłam ich męczyć rozmowami, zawsze chciałam się jak najwięcej dowiedzieć o procesie treningowym. Dużo czasu spędzałam z trenerem Piotrem Mazurkiewiczem (szkoleniowiec trzykrotnie doprowadził Górnika Łęczna do mistrzostwa Polski - red.). Przyglądałam się uważnie drużynom z ekstraklasy, głównie męskiej. Nie ukrywam bowiem, że wzoruję się tylko na męskiej piłce. Zawsze interesowało mnie, jak trenerzy zarządzają sztabami, jak wygląda profesjonalizm w tym względzie, bo nie da się ukryć, że w kobiecej piłce kluby nie dawały takiej możliwości. Sztabów trenerskich w kobiecej piłce nie było. Powiedziałam sobie, że jeśli będę trenerem, to chcę wprowadzać profesjonalizm w kobiecej piłce.

Zarządza pani podopiecznymi w twardy, męski, autokratyczny sposób czy ma dozę empatii?

- Dostrzegam różnicę w prowadzeniu obu zespołów, ale nie robiłabym z tego pierwszoplanowego zagadnienia. My, jako kobiety, jesteśmy bardzo emocjonalne, to na pewno, ale wychodzę z założenia, że musimy być w tych emocjach profesjonalne. Czy indywidualne podejście? Owszem, ale nie wydaje mi się, żeby to tak bardzo różniło się od tego co dzieje się w męskiej szatni. Na pewno trzeba myśleć nad tym, co się mówi do dziewczyn, wiem, że my, kobiety, po prostu bardzo uważnie słuchamy. Świadomość w futbolu się zmienia. Rosną pokolenia piłkarzy i piłkarek, którzy wiedzą, czego chcą i wiedzą, jakie mają marzenia. Jako trener wiem, co chcę przemycać, czego chcę unikać. Nie boję się użyć stwierdzenia, że jestem... merytorycznym trenerem. Oczywiście rozmawiam z zawodniczkami o życiu prywatnym, bo to zawsze przekłada się na drużynę. Tych indywidualnych rozmów jest więc dużo. Oczywiście zawsze zdarzy się moment, kiedy trzeba podnieść głos, ale nawet podnosząc głos, trzeba być merytorycznym. Trener buduje drużynę, ale i drużyna buduje trenera.

Co się dla pani liczy? Wynik jest najważniejszy? A może styl? Zidane grał nie tylko skutecznie, ale i efektownie.

- Gdy rozmawiamy o piłce seniorskiej, zawsze musimy pamiętać, że nas definiuje wynik, nie ma co tego ukrywać. Jednak cieszę się, że w GKS-ie dochodzi do tego również cierpliwość. Cierpliwość, żeby budować. Teraz jest pierwszy sezon, w którym będę miała dwóch asystentów. Wcześniej od spraw czysto piłkarskich byłam ja i trener bramkarek Michał Barczyk. A pracy jest ogrom i jeśli chcemy się rozwijać, musi postępować specjalizacja. Cieszę się więc z cierpliwości działaczy. Nasze sukcesy pozwalają nam wprowadzać coraz wyższe standardy.

Macie dobre zawodowe relacje z trenerem Rafałem Górakiem. Dużo chyba dyskutujecie o piłce.

- Bardzo dużo! To jest klucz do tego, że chciałam wzorować się na męskiej piłce. We wcześniejszych klubach jeszcze jako zawodniczka, nie miałam jednak bezpośredniego kontaktu z trenerami. Tutaj jest inaczej. Bardzo sobie cenię te "taktyczne kawy" z trenerem Górakiem, bo tak nazywamy nasze rozmowy. My, w piłce kobiecej, musimy czerpać z doświadczeń ludzi, którzy są w piłce wiele lat. Mam świadomość ile jeszcze nie wiem...

Chcę rozwijać drużynę. U nas zawodniczki nie przychodzą jedynie na półtoragodzinny trening. Mamy tu własną bazę treningową, zaplecze, z którego dziewczyny mogą korzystać, czyli siłownia, odnowa biologiczna. Proces treningowy składa się z wielu godzin spędzonych w klubie. My, trenerzy, spędzamy wiele czasu na kompletowaniu danych, analiz, konspektów. Dużo drobnych historii, analizy indywidualne, analizy przeciwnika. Jest co robić...

Uważnie oglądam męskie drużyny, GKS Katowice, ale i Raków Częstochowa. Zawsze staram się znaleźć jakieś rozwiązania, które wprowadzam do kobiecej piłki, ale i tłumaczyć, pokazywać to dziewczynom. Choćby analizy w trakcie meczu: mówiło się, że tego nie da się zrobić, a jednak się udało (uśmiech). Zorientowałam się, że da się to zrobić, mając do dyspozycji wąskie grono osób, mając drona - po to, żeby w przerwie meczu pokazać zawodniczkom materiał. I tak robimy! A w ekstraklasie jest jeszcze łatwiej, jest system panoris (służący właśnie do analiz - red.). Jako zawodniczka nigdy tego nie doświadczyłam. Cieszę się, że mogę wprowadzać zmiany w roli trenerki. Piłka nożna jest pięknym sportem i mogę o niej gadać godzinami (uśmiech). Tym chcę zarazić dziewczyny. Zawsze powtarzam, że nie możemy wymagać cudów od pokoleń, które nie miały możliwości rozwoju i dostępu do szkolenia.

Ogląda pani światową piłkę kobiecą?

- Oglądam mecze najlepszych, choć na żywo rzadko. Staram się śledzić te najważniejsze mecze, choćby finał Ligi Mistrzów, żeby wyłapywać trendy. Ale dla mnie najważniejsze są detale, których czasem nie widać w telewizji. Lubię porozmawiać z trenerami na dużym poziomie szczegółowości, wyciągnąć coś ciekawego. Myślę, że w Katowicach jesteśmy teraz na etapie, gdy budujemy własny pomysł na grę, pracujemy nad tym.

Kiedy tak pani słucham, to myślę, że pani nie jest w pracy. To pasja. Człowiek szczęśliwy nie pracuje nawet dnia. Jest w tym coś?

- Na pewno (uśmiech). Moim marzeniem zawsze było móc powiedzieć o sobie, że jestem zawodowym trenerem, który może się z tego utrzymać. Kiedyś musiałam łączyć to zajęcie z pracą w szkole, z treningami indywidualnymi, teraz mogę się poświęcić tylko trenerce. Jestem szczęśliwa, choć pracy jest ogrom. Śmiejemy się, że klub to drugi dom.

Ale pani partner to w pełni rozumie, też jest trenerem piłkarskim.

- To prawda, jest trenerem-analitykiem. Czasem wracam z pracy o 17, czasem o 21, ale zawsze jest pełne zrozumienie. Oboje rozumiemy też, że w piłce nożnej nie ma wolnych weekendów (uśmiech). Minus jest taki, że przy podobnych harmonogramach pracy znaleźć czasem wspólny czas jest bardzo ciężko.

Cele?

- Celem nie jest wynik sam w sobie, wynik jest przy okazji podjętej drogi. Presja? Owszem jest, ale przecież kiedy chce się być trenerem, trzeba zdawać sobie sprawę, że ona jest nieodłącznym elementem pracy. To jest wręcz presja przyjemna. Chcąc być trenerem, chciałam być pod presją. Czuję ją. Nie udało się obronić mistrzostwa Polski, jesteśmy wicemistrzyniami, ale jako trener wiem, że ta drużyna zrobiła krok do przodu.

Chciałaby pani kiedyś trenować męską drużynę?

- Bardzo!

Rozmawiał Paweł Czado


DLA „SPORTU”

Rafał Górak, trener GKS-u Katowice

Karolina Koch to, w mojej opinii, ogromny talent trenerski. Jest osobą bardzo kompetentną, zna się na piłce, a przy tym ciągle chce się rozwijać. Bardzo możliwe, że kiedyś będzie kandydatem do objęcia męskiej drużyny ligowej.


KAROLINA KOCH

udowadnia, że kobiety świetnie potrafią znaleźć się w tym niby męskim świecie jakim jest piłka nożna. Kocha futbol od dziecka i odnosi w nim sukcesy. Jest pierwszą kobietą, która jako trenerka została mistrzynią Polski. Jest bowiem współtwórczynią sukcesów kobiecej drużyny GKS-u Katowice, w zeszłym roku zdobyła z nim mistrzostwo, w obecnym wicemistrzostwo. W katowickim klubie od 2017 roku, w nim kończyła karierę zawodniczą. Ogółem występowała w sześciu ekstraklasowych klubach.