Sport

Chcemy być w trójce

Rozmowa z Łukaszem Ganowiczem, trenerem MKS-u Kluczbork

Trener MKS-u Kluczbork Łukasz Ganowicz nie ukrywa, że chciałby ze swoją drużyną awansować do 2. ligi. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Co najbardziej pana boli po przegranym meczu z Pniówkiem Pawłowice? To pierwsza porażka pańskiej drużyny w meczu wyjazdowym w tym sezonie.

- Bardzo boli mnie to, że sędzia nie uznał nam prawidłowo strzelonej bramki. Sprawdzaliśmy to bardzo dokładnie, w tej sytuacji nie złamaliśmy przepisów, nie było tam żadnego faulu naszego zawodnika i gol powinien zostać zaliczony.

Dlaczego w ostatnim meczu ligowym nie zagrał wasz najlepszy strzelec, Dawid Wojtyra? Nie musiał pauzować z powodu nadmiaru żółtych kartek...

- W środę podczas treningu przy interwencji wślizgiem nabawił się kontuzji. Mam nadzieję, że nie jest to poważny uraz.

W protokole meczowym początkowo był wpisany Michał Maj, ale potem został wykreślony i zastąpił go Jakub Trojanowski. Powody jego absencji?

- Po prostu w nocy rozchorował się.

W waszej kadrze meczowej nie było również Patryka Tuszyńskiego...

- To też efekt kontuzji. Nieobecnych inni godnie ich zastąpili, pod względem gry i zaangażowania, szkoda tylko, że nie przekuliśmy tego na bramki.

Przed sezonem plan był taki, że będziecie ścigali się z rezerwami Śląska Wrocław o awans do drugiej ligi?

- Cel jest taki, że gramy o mistrzostwo grupy 3 trzeciej ligi. Nie ukrywajmy i powiedzmy szczerze - przy tym potencjale, przy takiej infrastrukturze jaką ma MKS Kluczbork i której wszyscy mogą nam pozazdrościć, to inny cel były minimalizmem. Za tym idą transfery, nie szalejemy na rynku, ale są to przemyślane zakupy, przyszli do nas fajni zawodnicy. Nie są przepłacani, bo nie jesteśmy krezusem. Ale dzięki dobrym wyborom chcielibyśmy się sportowo pokusić o awans o szczebel wyżej, ale nie mamy hasła „awans, albo śmierć”. To się nigdy nie sprawdza. To mój cytat i będę musiał go opatentować: że awanse się robi, a nie o nich mówi. Dlatego chcemy być wysoko w tabeli, ustawić się tak, by zimą mieć twardy orzech do zgryzienia, w którym kierunku to ma iść.

Do tej pory przegraliście dwa mecze na własnym boisku. Bardziej zabolała pana porażka 0:3 z Podlesianką Katowice, czy 0:1 z Odrą Bytom Odrzański?

- Z Podlesianką zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę, ale podobnie jak w Pawłowicach, bardzo nieskuteczną. W drugiej połowie Podlesianka zasłużenie strzeliła trzy bramki, więc jeżeli ktoś jest lepszy, to trzeba mu to oddać i uszanować. Po postu po przerwie nie wyszliśmy z szatni, słabo to wyglądało, stąd dotkliwa porażka. Boli mnie porażka z Pniówkiem, ale jeszcze bardziej z Odrą Skrzynie Bytom Odrzański, bo mieliśmy mnóstwo klarownych sytuacji do zdobycia gola. To było wręcz niepojęte, że tego meczu nawet nie zremisowaliśmy.

Kto w pańskiej ocenie, oprócz was i rezerw Śląska Wrocław, będzie się ubiegał o awans do drugiej ligi?

- Patrząc dzisiaj na tabelę i posiłkując się matematyką, to dzisiaj wiemy tylko jedno - jeszcze żadna drużyna nie utrzymała się w 3. lidze. Nawet Pniówek ma szansę włączenia się do walki o awans o szczebel wyżej, bo po wygranej z nami podgonił czołówkę i ma 19 punktów. Wszyscy, którzy mają mniejszą stratę niż dziewięć punktów do lidera, są w grze. To są dwie-trzy kolejki plus bezpośredni mecz i wtedy każda z tych drużyn liczy się w tym wyścigu. W tym sezonie nie ma takiego zdecydowanego faworyta, jak w poprzednich latach były rezerwy Zagłębia Lubin, Ruch Chorzów, Polonia Bytom czy Rekord Bielsko-Biała. Teraz wiele zespołów skrada się, czai w tych okopach i myślę, że wiosną dwie-trzy głowy z nich wyjdą. Jednak więcej niż trzech kandydatów nie będzie, mam nadzieję, że my będziemy w tej trójce.

Rozmawiał Bogdan Nather