Tu jeszcze w koszulce Stali. Dziś Olivier Sukiennicki zadebiutuje w sparingu z Puszczą. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl 


Chcę być liderem

Rozmowa z Olivierem Sukiennickim, nowym środkowym pomocnikiem Wisły Kraków

 

Prezes Jarosław Królewski mówił, że był pan jednym z zawodników, których poczynania szczególnie były śledzone przez krakowski klub. Kiedy dowiedział się pan o zainteresowaniu Wisły?

- Po  ostatnim meczu barażowym o awans do I ligi w Stali Stalowa Wola. Zagrałem swoje przez cały sezon, wykonaliśmy dobra robotę i mogłem już myśleć o przyszłości. Wcześniej o wszystkim wiedział menedżer. Tak było lepiej, bo mieliśmy natłok meczów i tylko na tym chciałem się skupiać. Czasami natłok informacji, zwłaszcza takich, że ktoś się tobą interesuje, jest zbędny.

Od razu był pan na „tak”?

- Gdy wracałem do Polski, nawet nie myślałem o tym, że za dwa lata mogę być piłkarzem tak dużego klubu. Urzekła mnie jego historia i rzesza fanów, a przede wszystkim chciałem zrobić kolejny krok do przodu. Ucieszyło mnie, że Wisła chce na mnie postawić.

Na której pozycji w środku pola czuje się pan najlepiej?

- Na ósemce, tak grałem w Stali Stalowa Wola. Trzeba biegać od jednego pola karnego do drugiego, ale to nie jest mi obce, tak było już od występów w Anglii. Mogę powiedzieć, że zaszczepili tam we mnie pressing, a w Rakowie było to samo.

Pochodzi pan z Częstochowy, gdzie grał w trzech akademiach: Ajaks, APN, Raków, ale jeszcze w szkole podstawowej wyjechał do Anglii. Jak do tego doszło?

- Moja babcia od 15 lat mieszkała w Stoke-on-Trent i pewnego razu razem z bratem i mamą pojechaliśmy do niej w czasie ferii zimowych. Poszliśmy do parku, znaleźliśmy boisko, graliśmy z bratem jeden na jeden, wygłupialiśmy się. Nagle podszedł do nas mężczyzna, który przedstawił się jako skaut West Bromwich Albion. Do dziś pamiętam, że nazywał się Tom Brady.

Niesamowita historia. Był tam na spacerze?

- Do dziś próbuję się dowiedzieć co on tam wtedy robił! Wręczył nam wizytówkę z nazwą klubu i numerem telefonu. Po powrocie do domu babci postanowiliśmy zadzwonić, trochę przedłużyliśmy ferie i poszliśmy na pierwsze zajęcia w tym klubie. I tak się zaczęło.

Rodzice szybko zdecydowali się na przeprowadzkę i tam znaleźli pracę.

- Podjęli odważną decyzję, by wyjechać i w Anglii spełnić nasze marzenia. W Polsce zostawiliśmy szkołę, kolegów. Ta przygoda zostanie ze mną do końca życia, bo nauczyłem się języka, poznałem wielu ciekawych ludzi. Postanowiliśmy jednak o powrocie do Częstochowy, w Anglii nadal mieszka moja mama.

Po West Bromwich Albion krótko był Manchester City, a potem dłużej Stoke City i Bradford City.

- W City mieliśmy epizod, bo trwało to nieco ponad pół roku, ale udało się poznać całą infrastrukturę. Potem ja i brat otrzymaliśmy ofertę dwuletnich kontraktów w młodzieżówce Stoke. Było nam to na rękę, bo na trening mieliśmy dziesięć minut jazdy samochodem. Wcześniej na podróże przeznaczaliśmy bardzo wiele naszego i rodziców czasu, którzy nas wozili. Później w Bradford otrzymałem stypendium i podpisałem profesjonalny kontrakt.

Nie zadebiutował pan w ekstraklasie u Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa. Jak pan wspomina trenera?

- Plan był taki, żeby przez trzy miesiące odbudować się w rezerwach, a potem przenieść się do „jedynki”. To pół roku pod okiem trenera Papszuna traktuję jako bardzo dobry epizod. Poświęcał mi wiele czasu, z czego jestem bardzo zadowolony. Dużo się nauczyłem jeśli chodzi o grę pressingiem, podejmowanie decyzji na boisku. Wisła chce grać podobnie.

Z beniaminkiem Stalą Stalowa Wola awansował pan do I ligi. Czy przez ten rok bardzo się pan zmienił jako piłkarz?

- Poczułem się liderem zespołu, trener mocno na mnie stawiał. Dawał mi wolną rękę, pozwolił być kreatywnym, dzięki czemu mogłem się rozwijać i prowadzić drużynę.  Każdy zawodnik ma aspiracje, by być liderem i się spełniać. Z każdym meczem czułem się coraz bardziej pewny siebie także w szatni, bo te nawyki zostają po zakończeniu meczu.

Od początku za cel mieliście awans?

- Chcieliśmy dobrze zacząć, by dość szybko zapewnić sobie utrzymanie. W drugiej rundzie zaczęliśmy bardzo dobrze grać i wtedy powiedzieliśmy sobie, że idziemy na całość i gramy o awans. W Stalowej Woli była bardzo dobra frekwencja jak na II ligę. 

W Woli Chorzelowskiej rozmawiał Michał Knura