Bytomski huragan
Polonia - Sandecja 2 liga
Adrian Piekarski (nr 29) fruwał znacznie wyżej niż obrońcy Sandecji. Fot. Krzysztof Kadis/Polonia Bytom
Bytomski huragan
Niebiesko-czerwoni potrzebowali zaledwie 8 minut, by odwrócić losy spotkania i wrócić na zwycięską ścieżkę.
Po ostatnim 1:4 w Krakowie bytomianie wyszli na murawę z mocnym postanowieniem poprawy. W konfrontacji z „czerwoną latarnią” szybko zbudowali przewagę, prowadząc grę na jej połowie, lecz niewiele z tego wychodziło. Po dwóch kwadransach dalekie podanie Patryka Stefańskiego do wbiegającego w pole karne Konrada Andrzejczaka zakończyło się faulem Dawida Szufryna. O tym, że rzut karny potwierdziło się chwilę później, gdy niezawodnego dotąd z 11 metrów Kamila Wojtyrę powstrzymał Paweł Sokół. To zdarzenie dało kopa gościom, którzy postanowili zaatakować. Przyniosło to efekt w postaci dwóch bramek; Radosław Gołębiowski przymierzył zza pola karnego, a Rastislav Vaclavik równie ładnym strzałem skorzystał z błędu obrońców.
W przerwie trener Łukasz Tomczyk zachował chłodną głowę, co okazało się kluczowe. 35-latek zaufał tym, na których postawił od pierwszego gwizdka. Początek II połowy to „creme de la creme” w wykonaniu jego podopiecznych. Stali się oni niczym huragan niszczący wszystko, co napotka na drodze. Wystarczyło im 6 minut, by z nawiązką odrobić straty. Najpierw debiutujący w tym roku w meczu o punkty Dominik Konieczny główkował po dośrodkowaniu Patryka Romanowskiego, a następnie - finalizując podanie Stefańskiego - wyrównał Andrzejczak. W 51 min atomowym uderzeniem poprzeczkę obił Lucjan Zieliński, jednak później miejscowi kibice skandowali już tylko nazwisko Adriana Piekarskiego. Rosły obrońca po raz pierwszy pokonał Sokoła uderzeniem głową po dośrodkowaniu Stefańskiego, a spektakl swojego zespołu zakończył w 82 min, z bliska pakując piłkę do bramki po zagraniu Romanowskiego.
Robert Kasperczyk, który w trenerskiej pracy widział już dużo, nie był w stanie uwierzyć w to, co stało się z jego zespołem na początku II połowy. - Mieliśmy ten mecz pod kontrolą i choć wiedzieliśmy, jak rywale będą grać, nie byliśmy w stanie ich powstrzymać. Nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć „położenia” tego spotkania - powiedział rozżalony szkoleniowiec. Jego zespół, wobec porażki w Bytomiu i zwycięstwa Skry z rezerwami ŁKS-u, stracił szanse na utrzymanie, notując drugi spadek z rzędu.
- Chcielibyśmy, żeby nasi zawodnicy w każdym meczu prezentowali się tak, jak w pierwszych 10 minutach drugiej połowy tego spotkania. Nie potrzeba było do tego huku w szatni, tylko pobudzenia i uświadomienia, że nawarzone piwo trzeba wypić - spuentował wygraną trener gospodarzy.