Sport

Było na co patrzeć

Wreszcie! Na boiska ekstraklasy po wielu latach wraca Śląski klasyk. Znowu będzie się działo!

Piłkarze GKS-u po triumfie nad Górnikiem w finale Pucharu Polski 1 maja 1986 roku. Pierwszy z lewej, klęczy, Jan Furtok. Fot. laczynaspilka.pl

Z LAMUSA

Długo trzeba było czekać na rywalizację Górnika z GieKSą w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie licząc meczów w 1. lidze między obu zespołami - sezony 2009/10 i 2016/17 - 19 lat.

Zabrakło Schmidta

Historia spotkań ekip z Zabrza i Katowic sięga połowy lat 60. „Górnicy” byli wtedy na szczycie i trzęśli ligą. W latach 60. zdobyli przecież aż 6 mistrzostw i 3 Puchary Polski. To było apogeum Górnika, który liczył się też w europejskiej stawce. Nic dziwnego, że w pierwszych spotkaniach zdecydowanie dominowała drużyny, w której grały takie sławy, jak Hubert Kostka, Stanisław Oślizło, Ernest Pohl czy Włodzimierz Lubański.

Pierwszy mecz pomiędzy GKS-em a ówczesnym mistrzem Polski, Górnikiem, rozegrano na Stadionie Śląskim 8 sierpnia 1965 roku. Jak nazajutrz pisał „Sport”: „Katowiczanie z honorem wyszli z pierwszej próby sił ekstraklasy”. Do przerwy było bez bramek, ale potem Piotra Czaję zaskakiwali kolejno Pohl, Jerzy Musiałek i na kwadrans przed końcem Erwin Wilczek. Dwie bramki zdobyte w końcówce przez Piotra Sobika na niewiele się zdały. Być może byłoby inaczej, gdyby grał wielki nieobecny Zygmunt Schmidt. W tamtym sezonie ten świetny napastnik z GieKSy trafił do reprezentacji; był pierwszym kadrowiczem z GKS-u.

Załatwił ich… A-klasowiec!

W trzech kolejnych meczach Górnik odniósł zwycięstwa po 3:0. Tak było do 24 września 1967 roku. W meczu 8. kolejki na stadionie w Katowicach gospodarze wygrali 2:1. „A-klasowy piłkarz zdeklasował reprezentantów” - napisał wtedy „Sport”. Do przerwy GieKSa nie miała wiele do powiedzenia i przegrywała po bramce Zygfryda Szołtysika. Wprowadzenie po przerwie przez trenera Jerzego Nikla debiutanta Andrzeja Krakowiaka zmieniło sytuację. Swoją świetną grą rozruszał niemrawy wcześniej atak swojego zespołu. Zdobył gola na 1:1, a potem o wszystkim przesądził Jerzy Nowok. - Bardzo się cieszę ze zwycięstwa i udanego debiutu Krakowiaka. Miałem nosa, że nie pozwoliłem mu w sobotę na występ w naszym A-klasowym zespole. W swojej drużynie nikogo nie wyróżniam. Wszyscy grali w drugiej połowie niemal bezbłędnie - komentował trener Nikiel.

Górnik był wtedy kilka dni po meczu w 1/16 finału Pucharu Europy Mistrzów Klubowych ze szwedzkim Djurgardens, który wygrał 3:0. Piłkarze więc mieli prawo być zmęczeni. Zresztą w sezonie 1967/68 doszli aż do ćwierćfinału tyh rozgrywek, przegrywając dwumecz z późniejszym klubowym mistrzem kontynentu, Manchesterem United. Jako jedyni wtedy w całej kampanii PEMK pokonali zespół legendarnego Matta Busby’ego 1:0.

Furtok w natarciu

Kolejna epoka to druga połowa lat 80. GieKSa się odbudowywała, Górnik znowu miał złoty okres, zdobywając kolejne tytuły mistrza kraju (1985-88). Był jednak ktoś, kto stale kąsał „Górników”. Był to Jan Furtok. W 4. kolejce rozgrywek 1982/83 na Stadionie Śląskim rozegrano dwa ligowe mecze. Najpierw Ruch Chorzów rywalizował z Szombierkami Bytom. Po słabym spotkaniu „Niebiescy” wygrali 1:0. Potem jednak 25 tysięcy kibiców zobaczyło doskonałe widowisko, w którym beniaminek po bramce Furtoka ograł zabrzan. „To były derby!” – pisał „Sport”.

„W 17 minucie katowiczanie przeprowadzili błyskawiczną kontrę. Churas otrzymał piłkę z głębi pola, defensywa zabrzan trochę zbagatelizowała niebezpieczeństwo, a zanim się spostrzegła napastnik Katowic oddał silny strzał na bramkę Famuły. Golkiper Górnika sparował piłkę przed siebie, a nadbiegający Furtok nie miał żadnych kłopotów z umieszczeniem jej w siatce. Sytuację próbował jeszcze zażegnać Dankowski, ale interweniował tak nieszczęśliwie, że doznał kontuzji i 3 minuty później, po bezskutecznych zabiegach lekarza, musiał opuścić boisko” - pisała nasza gazeta. W tamtym sezonie pan Janek zdobył w lidze 9 bramek, co mocno pomogło w utrzymaniu, bo GieKSa rozgrywki skończyła na 13. miejscu, tuż za Górnikiem.

Osobna sprawa to mecze w Pucharze Polski. W finale rozegranym 1 maja 1986 na Stadionie Śląskim - w obecności 55 tysięcy widzów - GKS rozegrał jeden z najlepszych meczów w swojej historii, wygrywając po porywającym spotkaniu 4:1! Bohater mógł być tylko jeden i był nim oczywiście Jan Furtok, który zanotował hat trick; czwartego gola strzelił Marek Koniarek, a honor zabrzan uratował Ryszard Komornicki. „Górnikom” umknął wtedy sprzed nosa dublet.

Z karnego w doliczonym czasie

Ostatni mecz obu zespołów w ekstraklasie to smutne widowisko przy Bukowej w czerwcu 2005 roku, kiedy katowiczanie, zresztą pod trenerską wodzą Jana Furtoka, wygrali przy pustych trybunach (efekt zamieszek po starciu z Odrą Wodzisław) 1:0. Gola na wagę wygranej w 8 minucie doliczonego czasu zdobył z karnego Krzysztof Markowski. Niewiele to dało, bo GieKSa, która w tamtym sezonie zanotowała zaledwie 4 zwycięstwa i wszystko chyliło się w niej ku upadkowi, opuściła szeregi ekstraklasy. Teraz „Śląski klasyk” znowu wraca na ligowe salony!

Michał Zichlarz