Było, minęło. I nie wróci więcej...

Kontuzja sprawiła, że Radosław Galant nie znalazł się w kadrze Polski na mistrzostwa świata elity. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Było, minęło. I nie wróci więcej...

Im lepiej jestem przygotowany fizycznie, tym bardziej się czuję silniejszy mentalnie - wyjawia nowy napastnik Re-Plastu Unii Oświęcim, Radosław Galant.

W tym mieście spędził większość życia; w nim notował nie tylko sukcesy sportowe, ale poznał żonę, rodziły im się dzieci. Z klubem, tak się wydawało, był związany na dobre i na złe do końca kariery, ale pod koniec kwietnia to się skończyło. Oczywiście, miasta nie opuścił, bo, tak się wydaje, zakotwiczył w nim na dobre, ale teraz będzie reprezentował zespół zza miedzy. Takie są koleje losu... Wielce utytułowany hokeista Radosław Galant, bo o nim mowa, po zakończeniu sezonu od trenerów oraz prezesa GKS-u Tychy usłyszał: Panu już dziękujemy! Zaskoczenie, z naszego punktu widzenia, było ogromne, wszak uchodził za wzór pracowitości na lodzie, jak i poza nim. A tymczasem po 15 sezonach ligowych ni stąd, ni zowąd uznano, że jego umiejętności sportowe nie przystają do koncepcji drużyny, którą miał budować trener Pekka Tirkkonen wraz ze współpracownikami.

Specjalność klubu

Tyski klub w środowisku uchodzi za specjalistę od nieoczekiwanych rozstań ze swoimi ikonami. Tak przecież było z Michałem Woźnicą, potem z wieloletnim kapitanem Michałem Kotlorzem, a teraz trafiło na Galanta. Wprawdzie ten ostatni urodził się w Krynicy-Zdroju, ale po Szkole Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu przybył do Tychów i w nich się został.

- Nie zamierzam opuszczać miasta, bo czuję się tu z moją rodziną wspaniale – mówi nasz bohater. - Losy sportowe tak się potoczyły, że nie będę mógł zakończyć sportowej przygody w miejscowym GKS-ie. Siła wyższa i nic na to nie poradzę. Trener Tirkkonen uznał, że moje umiejętności nie przystają do jego wizji drużyny. W trakcie sezonu, może niezbyt udanego z różnych względów, czułem pismo nosem, bo nie należałem do jego ulubieńców. Wraz z Szymonem Marcem byłem oddelegowany do czwartej formacji i do nas dochodzili młodzi zawodnicy, poznający dopiero seniorski hokej. Z chwilą przybycia Marka Viitanena stworzyliśmy, moim zdaniem, wartościowy atak i nasza gra nabrała rozmachu. Nieźle to wyglądało w play offie, ale w końcu Viitanen został przeniesiony do innej piątki. Po sezonie zapadła głucha cisza, ale po moich interwencjach doszło do spotkania z trenerami i prezesem Krzysztofem Woźniakiem. I usłyszałem, że nowego kontraktu już nie podpiszę i muszę sobie szukać nowego miejsca pracy. Pewnie, że mocno zabolało, bo przecież w Tychach spędziłem wiele radosnych chwil oraz poznałem wielu wspaniałych ludzi. Informacja o moim rozstaniu szybko się rozniosła w środowisku i otrzymałem kilka ofert. Jednak ta z Oświęcimia, po akceptacji trenera, była najbardziej konkretna i szybko doszliśmy do porozumienia. W tym trudnym momencie otrzymałem wsparcie ludzi mi bliskich oraz kibiców.

Jak sen

Galant i jego przyjaciel, też kryniczanin, Jakub Witecki, po skończeniu SMS-u w Sosnowcu jako zdolni juniorzy pojawili się w GKS-ie Tychy i chyba nie przypuszczali, że spędzą w nim najlepsze lata.

- Początkowo myślałem, że pobyt w Tychach będzie krótki, bo ciągnęło mnie do rodzinnej Krynicy – uśmiecha się Galant. Potem poznałem miasto i jego okolice, zaś teraz mogę powiedzieć: jestem tyszaninem, choć niektórzy pewnie dodadzą, że tylko przyszywanym.... Potem z Kubą Witeckim mówiliśmy sobie, że fajnie byłoby w Tychach grać do końca kariery. Zarówno jemu, jak i mnie to się nie udało.

A po chwili zastanowienia dodaje: - Z tyskim zespołem byłem związany na dobre i na złe. Nigdy nie zapomnę atmosfery w szatni oraz rywalizacji z Cracovią o mistrzostwo Polski. W sezonie 2015/16 najpierw zajęliśmy trzecie miejsce w finale Pucharu Kontynentalnego w Rouen, zaś w finale mistrzostw prowadziliśmy już 3-1, ale ulegliśmy „Pasom” 3-4. Dopiero trzy lata później „odkuliśmy się” na rywalach, choć wcześniej sięgnęliśmy po złoto, ale rywalizowaliśmy z Jastrzębiem. Mieliśmy świetną atmosferę w szatni i te piętnaście lat w GKS-ie minęło błyskawicznie. W swojej sportowej przygodzie miałem sporo szczęścia, bo poważne kontuzje mnie omijały. Raz musiałem dłużej pauzować, gdy na turnieju EIHC w Gdańsku podczas treningu dostałem krążkiem w oko. Oczywiście, miałem urazy, ale z reguły wykluczały mnie tylko na krótki czas. Zawsze wracałem i starałem się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej. Okazuje się, że w ostatnim sezonie, wedle niektórych, nie byłem zbyt wartościowym zawodnikiem. Było, minęło. I nie wróci więcej...

Nowy rozdział

Galant to zwolennik ciężkiej pracy i wielokrotnie byliśmy świadkami, kiedy hokeiści po skończonym meczu szybko biegli pod prysznic i... czmychali szybko do domu, podczas gdy nasz bohater zdejmował łyżwy i... szedł do minisiłowni, by jeszcze trochę poćwiczyć. - Im lepiej jestem przygotowany fizycznie, tym czuję się silniejszy mentalnie i w tym tkwi moja tajemnica – uśmiecha się sympatyczny hokeista. - Nawet podczas urlopów nie próżnuję i z żoną, choć nie jest sportsmenką, ćwiczymy, by podtrzymać swoją formę - dodaje.

Galant należy do hokeistów, którzy często wyjeżdżają  w osłabieniu i czasami w przewadze. Trenerzy Nik Zupancić i Krzysztof Majkowski doceniają jego umiejętności i widzieli dla niego miejsce w zespole mistrza Polski z Oświęcimia.

- Dla mnie to nowy rozdział i cieszę się, że przede mną jakże ważne wyzwania – podkreśla hokeista. - Przede wszystkim przed zespołem obrona tytułu oraz gra w Lidze Mistrzów. - Przygotowania do sezonu zacząłem samodzielnie w ostatnim tygodniu maja, potem trenowałem z nowymi kolegami, a teraz w czasie urlopów ćwiczymy sami wedle planu trenerki przygotowania motorycznego. Czekam z niecierpliwością na wyjście na lód i nowy sezon. Jestem ciekawy, jak zostanę przyjęty przez tyskich kibiców, gdy pojawię się w koszulce Unii. Mam nadzieję, że się ode mnie nie odwrócą, bo przecież losy sportowca bywają różne. Nie miałem zamiaru się przeprowadzać, ale zadecydowano za mnie...

Zmartwienia zawodnika chyba są trochę na wyrost. Tyscy kibice pamiętają o jego zasługach: medalach MP oraz Pucharach Polski i powinni zgotować mu aplauz na stojąco, gdy pojawi się na tafli Stadionu Zimowego. Za dotychczasowe dokonania w pełni na to zasłużył.

Włodzimierz Sowiński


RADOSŁAW GALANT

– ur. 10.11.1990 r. w Krynicy-Zdroju; żona Claudia, dzieci Klara (9 lat) i Maks (6).

Kariera klubowa: KTH Krynica; SMS Sosnowiec (2006-09); GKS Tychy (2009-24); Re-Plast Unia Oświęcim (od 2024); w ekstralidze rozegrał 746 spotkań, zdobył 335 pkt (137 goli+198 asyst).

Największe sukcesy: 4 x złoty medal MP (2015, 18, 19, 20), 5 x srebro (2011, 14, 16, 17, 23), 3 x brąz (2010, 13, 21), 3 x Puchar Polski (2009, 14, 17), 4 x Superpuchar Polski (2015, 18, 19, 23), 3. miejsce w finale Pucharu Kontynentalnego (2016).

Reprezentacja Polski: 78 meczów i 5 goli; 5-krotny uczestnik mistrzostw świata; sukcesy: awans do MŚ elity w 2023 r. w Nottingham.