W tym momencie szanse Polaków na punkty spadły do zera. Fot. PAP/EPA

Michał Zichlarz z Berlina

Bye, bye Euro

Niestety - przegrywamy zasłużenie z Austrią i szans na wyjście z grupy już nie mamy.

 

Polacy starali się, walczyli, robili, co mogli i - niestety - przegrali całkowicie zasłużenie. Smutek jest wszechogarniający. Czy jeszcze nam cokolwiek zostało poza łkaniem? Czy z Francją jest jeszcze o co walczyć poza honorem?

Szybko stracona bramka

W porównaniu do pierwszego meczu z „Oranje” w składzie naszego zespołu doszło do rewolucji. Przede wszystkim dalej nie było Roberta Lewandowskiego, a partnerem w ataku Adama Buksy został Krzysztof Piątek, który kilka lat temu w eliminacjach Euro 2020 załatwił Austriaków we Wiedniu, zdobywając zwycięskiego gola. Z podstawowego składu ze starcia z Holendrami wypadli Bartosz Salamon, Kacper Urbański i Sebastian Szymański. W ich miejsce Paweł Dawidowicz oraz... defensywni pomocnicy, Bartosz Slisz, Jakub Piotrowski. Austriacy? Trener Ralf Rangnick tym razem postawił z przodu na doświadczenie Marko Arnautovicia, wcześniej z Francją tylko rezerwowego.

„Gramy u siebie! Polacy gramy u siebie!” - ryknęło kilkadziesiąt tysięcy gardeł, kiedy nasi zawodnicy wyszli na mokre boisko. Przed meczem zaczęło mocno padać. To staje się normą podczas tego Euro.

Spotkanie też zaczęło się od nawałnicy, tyle że tej boiskowej i w wykonaniu naszego rywala. Na efekty nie trzeba było długo czekać... Długi wyrzut z autu lewego obrońcy Philippa Mwene, piłka wróciła do niego, wrzutka w pole karne i inny obrońca Gernot Tauner z kilku metrów świetnie pakuje głową futbolówkę do siatki. Wojciech Szczęsny niewiele mógł zrobić. Zaraz potem szansa asa Austriaków Marcela Sabitzera, ale zostaje zablokowany. Nasi przeciwnicy atakowali, grali szybko i z pomysłem, a my znajdowaliśmy w głębokiej defensywie.

Dopiero w 17 minucie godna odnotowania akcja naszej drużyny. Z kilkunastu metrów uderzał Piotr Zieliński. Nabił piłką rękę Mwene, ale turecki arbiter Halil Meler nie zareagował. W chwilę później doskonała okazja Nikoli Zalewskiego, niestety; fatalnie zaprzepaszczona. Nasz skrzydłowy posłał futbolówkę wysoko nad poprzeczką. Coś się jednak ruszyło; Polacy zaczęli w końcu atakować. Na to czekały tysiące polskich kibiców na Olympiastadion.

Próbował Zieliński, próbował prawą stroną Przemysław Frankowski. W końcu po dwóch kwadransach na tablicy wyników pojawił się wynik 1:1! Dobra akcja Polaków, piłka po strzale Dawidowicza została wprawdzie zablokowana przez Traunera, ale dopadł do niej Piątek i chytrym, płaskim uderzeniem trafił do siatki w swoim stylu, jak w meczu we Wiedniu w marcu 2019. Wcześniej dobrze piłkę na przedpole austriackiej bramki zgrywał Jakub Kiwior.

Szalone tempo rywala z pierwszych minut opadło, co nie znaczy, że nie trzeba było być czujnym. Szansę miał Sabitzer, jednak został zatrzymany. Potem jeszcze groźnie strzelał z dystansu, na nasze szczęście - obok słupka.

W doliczonej minucie szansa dla nas. Z wolnego bardzo dobrze przymierzył starający się i widoczny Zieliński, uderzył z ponad 20 metrów dokładnie, a przede wszystkim celnie, ale kapitalną interwencję zaliczył Patrick Penz. Do przerwy statystyki w miarę wyrównane, Austriacy oddali na bramkę Szczęsnego 5 strzałów z czego 3 celne. My uderzaliśmy trzykrotnie i dwa razy w światło bramki.

„Lewy” nie pomógł

Na drugą połowę oba zespoły wyszły z jedną zmianą. U nas Piotrowskiego zmienił Jakub Moder. Zaczęliśmy dużo lepiej niż na początku, Austriakom brakowało tej werwy, jaką pokazali w pierwszym fragmencie spotkania, choć znowu byli częściej przy piłce. Po godzinie wielkie ożywienie na trybunach 70-tysięcznego berlińskiego stadionu: na boisko wszedł Robert Lewandowski. Selekcjoner Michał Probierz wpuścił też innego naszego kontuzjowanego ostatnio napastnika - Karola Świderskiego.

Posypaliśmy się

Z upływającymi minutami starcie się zaostrzyło, a arbiter coraz częściej sięgał po żółte kartki. 66 minuta okazała się fatalna dla naszej reprezentacji... Składna akcja rywala, Arnautović przepuszcza piłkę do psującego nam sporo krwi dynamicznego Christiana Baumgartnera, a piłkarz RB Lipsk pokonuje bezradnego Szczęsnego... Nie popisała się nasza obrona.

Zaraz potem mógł nas „dobić” rezerwowy Wimmer, ale świetnie interweniował „Szczena”. Na ratunek trener Probierz wysłał 36-letniego Kamila Grosickiego. Nic to nie dało, bo... posypaliśmy się. Kolejny fatalny błąd w ustawieniu i szarża Sabitzera, który przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, po czym upadł, zahaczony przez Szczęsnego... twarzą! Karny dla Austriaków, pewne uderzenie Arnautovicia i 37. gol w kadrze. Dla nas właściwie po meczu i po mistrzostwach Europy... Pozostały beznadziejne minuty rozbitego polskiego zespołu. W 83 minucie huknął Stefan Posch, ale znowu bardzo dobra interwencja naszego golkipera. Zaraz potem z naszą obroną zabawił się Laimer, objechał też Szczęsnego, ale piłka przeleciała wzdłuż linii bramkowej.

Rywal rządził już na boisku i robił co chciał, my nie mieliśmy żadnych argumentów. Przegrywamy drugi mecz na ME i z Francją we wtorek w Dortmundzie, jak to było w innych wielkich turniejach z naszym udziałem w XXI wieku, zagramy tylko o honor. Na koniec austriaccy kibice zaśpiewali nam „auf wiedersehen”.