Sport

„Buk” z nami?

REMANENT - Jerzy Chromik

Nie angielska, nie kreolska, ale nasza, nasza polska, nie austriacka, nie jakaś inna, ale rodzinna, ale rodzinna!

Ekstraklasa? Trochę myląca nazwa, bo to dziwna spółka z ograniczoną odpowiedzialnością i nieograniczoną nieodpowiedzialnością zarazem. Kopalnia memów, ale też kopalnia akapitów każdego felietonisty.

Wróciła! Jakby niechcący otarła się w tunelu o Panią Wiosnę. Gdyby zaczęli kopać kilka dni wcześniej, to mieliby na termometrach plus 12. I wtedy byłaby w pełni uzasadniona nazwa „runda wiosenna”. A teraz ta niby zielona odsłona zaczyna się już na progu zimy, więc... wypada jeszcze przed Wigilią.

Wróciła! Kalendarz chciał, że w pierwszej kolejności zajrzała na Bukową. Zastanawia, że żadna z firm bukmacherskich nie wpadła jak dotąd na pomysł takiej reklamy! A gdzieżby miała być pierwsza kolejka po Nowym Roku jak nie na Bukowej? Tam postawiłbym kolekturę przy kolekturze, a nad ulicą powiesił krzykliwy transparent:

Każdy kupon wygrany, pamiętaj, masz 5000 złotych na start, bo dobrze wiemy, że zaraz przegrasz u nas więcej niż 10 000.

A czy wiecie, że jeden z niewielu klubów piłkarskich bez reklamy „buka” to... Bruk-Bet Nieciecza. Taki paradoks. Może dlatego, że na koszulce źle wyglądają dwa słowa BET? Spróbowałbym jeszcze dać jedno z przodu, a drugie na plecach, bo i tak „Buk” rozpoczyna i kończy każdy nasz dzień. A jest ich tylu, że niegrającym, czyli myślącym, zbiera się stale na wymioty.

To może wreszcie jakieś pozytywy wznowionych rozgrywek. Marne to pocieszenie, ale sędziów mamy coraz przystojniejszych i z pięknymi czuprynami. Nawet Wit Żelazko sięga odruchowo po grzebień. Wszyscy tak uczesani, jakby przed chwilą wyszli od fryzjera. Kiedyś, jeszcze w czasach Polskiego Kolegium Sędziów (w skrócie PKS), każdy arbiter dostawał ekwiwalent za szampon, choć mało która łysina go wymagała. A pan Arys ze Szczecina to żywy model eksportowy. Ma tak dużo z Kena, że Barbie mogłaby się pomylić. A biedak zamiast w filmie wystąpił tylko w 19. kolejce. Przeszkodził nieco w jednej akcji, a potem tak chytrze wznowił grę, że szybko musiał anulować zdobytą bramkę.

Odnotujmy jeszcze z kronikarskiego obowiązku, że pierwszy gol „na wiosnę” został strzelony właśnie przy Bukowej i to... lewą nogą. Bywałem tam nie raz i nie trzy! Czasami wraca mi przed snem refren „Naciś, GieKSa, naciś” i wtedy mam przed oczyma smutnego Mariana Dziurowicza po pucharowej porażce z Rovaniemi. Ktoś, kto nie mógł znaleźć odpowiednich słów pocieszenia, wypalił:

Nie martw się, Marian, tam renifery całe życie zimne jedzą!

I ostatni paradoks inauguracji. Nie wiedzieć czemu, bez uzgodnienia z szefem Animuckim, już w trakcie meczu Lecha z Widzewem TVP1 zaczęła wyświetlać po raz 1670. film „Piłkarski poker”. To fenomen kinowo-telewizyjny! Nigdy nie pytam Janusza, jak od 36 lat żyje z tych tantiem. W tym obrazie reżyser obsadził się w roli piątoplanowej. Zagrał cinkciarza przed drzwiami śląskiego banku i pytał:

– Bony, dolary?

Ale to nie jest w tym felietonie najważniejsze. Istotne, że miał przed oczami numer gazety „Sport” z 1988. No to jak? Na 80-lecie właściciel ma gotowy kadr. Powinien to wykorzystać. Nikt nie zrobi mu lepszego klipu reklamowego! Obiecuję, że zagram Jurka łącznika w negocjacjach z „Zaorkiem”.

Ekstraklasa w polskim realu. Po godzinach. Fot. Autora