Budujemy markę Górnika
Rozmowa z Lukasem Podolskim, piłkarzem zabrzańskiego klubu
Lukas Podolski buduje markę Górnika na boisku i poza nim. For. Marcin Bulanda/Pressfocus.pl
- Były dwie opcje: albo gram dalej, albo kończę. Stwierdziłem, że lepiej grać i skończyć wtedy, kiedy chcę, niż po paru tygodniach czy miesiącach żałować, że już nie biega się po boisku. Trzeba było podjąć decyzję i więcej argumentów było za tym, żeby dalej grać. Jasne, myślałem o tym, żeby skończyć już teraz, bo w życiu są też inne sprawy, rodzina, dzieci, inne opcje. Kocham jednak piłkę, całe życie to robię i chcę grać dalej. Do tego nic mnie nie boli. Jasne, jest zmęczenie – także tym, co dzieje się wokół klubu, to bieganie, papiery... Gdyby nie to, energii byłoby jeszcze więcej. Po wakacjach od nowa zaczynamy przygotowania.
Przekazał pan to w nietypowy sposób przed meczem z Koroną. Kto był pomysłodawcą takiego rozwiązania, pan czy dział marketingu?
- Już mówiłem, że zmiany, które dokonały się w ostatnim czasie w klubie, są na plus, i ludzie, którzy tutaj teraz są, robią dobrą robotę. Widać, jak to teraz wygląda, a jak wyglądało rok temu czy wcześniej, gdy byłem tu przez trzy lata. Sami widzicie, że jest duża poprawa. Dobrze że doszło do tej zmiany, ale nie można się zadowalać, dalej to trzeba nakręcać, ściągać dobrych ludzi do klubu, czy na boisko, czy poza nim. Wielu z nas myśli, jak dobrze robić tego typu akcje. To wszystko trzeba wyciskać jak cytrynę i iść pomodlić się do kościoła, żeby doszło do zmiany w klubie. Dzięki temu Górnik poza boiskiem zrobił duży krok do przodu i udało się też wszystkich... wystraszyć moim zakończeniem i o to też chodziło. Ludzie w marketingu myślą, są fajne zdjęcia, fajne widea, akcje.
Co pana najbliżsi mówili o dalszej grze?
- Mama powiedziała mi: słuchaj, możesz grać dalej, masz charakter jak ja, jesteś zdrowy. Zawodnicy, których spotykam, a już skończyli, też doradzali: graj tak długo, jak możesz, bo to jest najważniejsze na świecie. Wielu musiało skończyć, bo mieli kontuzje, a mnie nic nie jest. Zobaczymy, jak będzie w nowych rozgrywkach. Nie wiem, czy będzie tak samo dużo grania jak w poprzednich latach w Górniku, czy mniej, ale nie chodzi mi o to, czy będę dobrze wyglądał. Mnie chodzi o budowanie Górnika, zarówno na boisku, jak i poza nim. Przed nami dużo pracy i mam nadzieję, że za parę lat będą tego efekty.
Myśli pan, że doczeka czasu, że na trening pierwszego zespołu Górnika zostanie zaproszony pana syn, Louis?
- Nie wiem, musi na to zasługiwać. Jasne, to mój syn - kocham go, wspieram, ma świetny charakter, mamy bardzo dobre relacje, ale nie jest tak, że chcę taki bonus. Cieszę się, że gra, że to mu się podoba. Może jako właściciel zaproszę go na trening? Ale za nazwisko nie może być żadnych ulg.
Jak ocenić 9. miejsce Górnika na koniec rozgrywek 2024/25?
- Mogło być trochę lepiej, ale jest okej. Gdybyśmy wygrali z Koroną, byłoby wyżej. Co innego, jak stawiasz przed sobą cel przed sezonem, że grasz o mistrzostwo czy puchary, a celu nie udaje się zrealizować, jak w przypadku Pogoni. Wtedy jest problem. U nas tak nie jest.
Czy po odwołaniu prezydent w referendum nie obawia się pan, że prywatyzacja Górnika zostanie odłożona w czasie?
- Wiemy, jak polityka w mieście działa. Walczymy od paru lat. Szczerze powiem, że w ostatnich tygodniach w ogóle o tym nie myślałem. Co będzie z prywatyzacją, tego nie wiem i nie mogę nic zrobić. Mogę powiedzieć, że chcę, że mam za sobą ludzi, którzy chcą zainwestować. W mieście dalej są rozgrywki. Musimy poczekać i zobaczyć, co się wydarzy. Jest właściciel i to on decyduje, czy chce sprzedać klub. Jeśli nie, to niech wiele nie mówi, bo miasto do klubu dorzuca zero. Nie może być tak, że to my, ludzie w klubie, robimy całą robotę dla właściciela, czyli miasta.
Ludzie, którzy chcą zainwestować w Górnika, będą cierpliwi w przedłużającym się procesie prywatyzacji?
- Nie wiem. Każdy ma swoją głowę, nie mogę za nich odpowiadać i nie wiem, co będzie za dwa, trzy, cztery miesiące. Niestety, znowu tracimy czas. Na razie trzeba uciszać emocje, bo wiemy, jak to jest w Górniku. Każdy myśli o pucharach, o piętnastej gwiazdce, ale nie mogę teraz powiedzieć, że w nowym sezonie startujemy i zaczynamy grać o najwyższe cele. Inne kluby są inaczej ustawione. My budujemy powoli i może lepiej, że tak jest, bo robimy to z głową, żeby się udało, żeby stadion był dokończony, bo budowa trwa już kilka dobrych lat, a czwarta trybuna dalej nie jest skończona. Trzeba cierpliwości, dalej budować i mam nadzieję, że ci ludzie, którzy dalej chcą zainwestować, oraz sponsorzy, piłkarze, którzy chcą przyjść, będą mieli tę cierpliwość, żeby trafić do Górnika. Wszyscy słuchają, co się dzieje, jak polityka we wszystko się włącza. To w jakiś sposób odstrasza.
Teraz wakacje. Jak wolny od piłki okres będzie wyglądał w przypadku Lukasa Podolskiego?
- Lecę do Kolonii. Mam tam trochę zajęć, w tym jest finał Ligi Mistrzów dla sponsora. Potem wylatuję do Turcji na wakacje. Tam sobie pojem, herbatkę wypiję, alkoholu nie piję. Turcja to fajny kraj, bo są kebaby, ryż i... Potem wrócę i znowu będziemy atakować.
Jaki będzie nowy sezon dla Górnika, najprawdopodobniej z Michalem Gasparikiem na ławce trenerskiej?
- Jeszcze nie ma trenera. Na pewno szybko wszystko się wyjaśni. W tej kwestii działają Łukasz Milik i zarząd. Do tego będą zmiany w kadrze, bo część piłkarzy odchodzi, część zostaje. Już kilka kontraktów jest podpisanych. Na pewno będzie dużo ruchów w Górniku. Nie oznacza to, że w nowym sezonie nie można grać o coś konkretnego. U nas jest tak, że trzeba graczy sprzedawać, do tego mamy zawodników na wypożyczeniach. Oczywiście, stabilizacja jest dobra, ale nie zawsze oznacza, że na koniec masz gwarancję jakiegoś wyniku.
Rozmawiał Michał Zichlarz