Sport

Budowali z głową

KOMENTARZ „SPORTU” - Kacper Janoszka

Jeśli już ktoś myślał, że w finale ekstraligi trzeci rok z rzędu spotkają się drużyny Motoru Lublin i Sparty Wrocław, po weekendzie mógł poczuć zwątpienie. Wrocławianie zostali pokonani w półfinale przez ekipę z Torunia. Wynik 52:38 mówi praktycznie wszystko. Co prawda zespół z Dolnego Śląska ma szansę odrobić stratę w rewanżu u siebie, ale nie potrafię w to uwierzyć. Dlaczego? Bo torunianie tworzą zbyt silny kolektyw, żeby nagle wypuścić 14-punktową przewagę. Sparty nie można zlekceważyć, to jasne. W końcu ma bardzo szybkich żużlowców, którzy wielokrotnie udowadniali swoją jakość. Nie zmienia to jednak faktu, że Toruń jest równie silny, a może nawet silniejszy.

Ta drużyna budzi moje uznanie. Doskonale pamiętam, jak bezradni torunianie spadali w 2019 roku z ekstraligi. Wówczas czuć było, że klub chce jak najszybciej powrócić do elity – tam, gdzie jego miejsce. Drużyna szybko została odbudowana, błyskawicznie awansowała z drugiego szczebla rozgrywkowego, następnie wytrzymała najtrudniejszy, pierwszy sezon w roli w beniaminka, a później zaczęła się stopniowo rozwijać. Tworzona była z głową. Najpierw postawiono solidne fundamenty, a później zaczęto dokładać kolejne klocki, które sprawiły, że Toruń może mierzyć się z najlepszymi, że teraz ma ogromną szansę na walkę w finale ligi.

Już w niedzielę torunianie cieszyli się tak, jakby zagwarantowali sobie awans. Fot. Sławomir Kowalski/PressFocus

Wystarczy spojrzeć na transfery, jakich dokonywano w Toruniu w ostatnich latach. Od razu po powrocie do ekstraligi nie szastano pieniędzmi. Do ekipy, która ścigała się w 1. lidze (obecnej 2. ekstralidze), dołączono wyróżniającego się w sezonie 2020 w Rybniku Roberta Lamberta, który do teraz pozostaje zawodnikiem toruńskiego klubu, oraz doświadczonego Pawła Przedpełskiego. Gdy udało się utrzymać, w Toruniu dokonano kolejnego kroku na ścieżce rozwoju. Na sezon 2022 do zespołu dołączyli Patryk Dudek oraz Emil Sajfutdinow, do dzisiaj liderzy drużyny. W kolejnym roku oddano Jacka Holdera do Lublina, w następnym oknie grano na wyczekanie, a i tak w tym czasie torunianie sięgnęli dwukrotnie po brązowy medal. Przed trwającym sezonem skład został natomiast uzupełniony – przygarnięto Mikkela Michelsena z Częstochowy i Jana Kvecha z Zielonej Góry. W ten sposób stworzono drużynę, która jest niemal pozbawiona wad. Brakuje tylko solidnego drugiego juniora, bo poza Antonim Kawczyńskim żaden z młodych zawodników nie jest w stanie punktować na zadowalającym poziomie. To jednak jeden minus w zalewie plusów, więc nie możemy być szczególnie zdziwieni, że teraz torunianie są już jedną nogą w finale ekstraligi.

Ci, którzy uważają, że na ostatniej prostej wywrócą się o własne nogi, zapewne patrzą na wyniki z rundy zasadniczej i widzą, że Sparta niedawno, 10 sierpnia, pokonała podopiecznych Piotra Barona 56:34. W tym przypadku jestem jednak zdania, że nic dwa razy się nie zdarza. Tę porażkę torunian uznaję za wypadek przy pracy, który spowodowany był rozluźnieniem – w końcu doskonale wiedzieli, że bez względu na wynik rywalizacji i tak wezmą udział w play offie. Dlatego będę ogromnie zdziwiony, jeśli Toruń nie znajdzie się w finałowej batalii z lublinianami. To się po prostu torunianom należy. Po raz ostatni do finału awansowali w 2016 roku, gdy przegrali ze Stalą Gorzów. Z kolei ostatni złoty medal zdobyli w 2008 roku, gdy pokonali Unię Leszno.