Brutalne zderzenie z elitą
Będzinianie w pierwszym występie we własnej hali gładko ulegli PGE Projektowi Warszawa, zdobywając w trzech setach zaledwie 51 punktów.
PLUSLIGA
Zanim do akcji wkroczyły obie drużyny mieliśmy czas na chwilę wspomnień olimpijskich. Miejscowi działacze pamiętali o medalistach ostatnich igrzysk iw Paryżu i medalistom wręczyli efektowne plakietki. W gronie uhonorowanych przez Kamila Kowala, prezesa Nowak-Mosty MKS Będzin i Władysława Nowaka, szefa tytularnego sponsora będzińskiego klubu, znaleźli się Kevin Tillie (złoty medalista) oraz Jakub Kochanowski i Bartłomiej Bołądź (zdobywcy srebra). Kibice, którzy w liczbie 2400 szczelnie wypełnili Będzin Arenę gorącymi oklaskami nagrodzili bohaterów niedawnych zawodów w Paryżu.
Późniejsze wydarzenia pokazały, że nagrodzeni medaliści nie utracili olimpijskiej formy, przyczyniając się walnie do 3-setowego zwycięstwa gości. Będzinianie starali się równać do zdecydowanych faworytów tego spotkania, ale już pierwszy set pokazał, że wysoka jakość to rzecz bezcenna w ligowej siatkówce.
To właśnie bardzo dobra gra Kochanowskiego i Bołądzia pomogła stołecznej drużynie realizować wyznaczone przez trenera Piotra Grabana cele. W inauguracyjnej odsłonie zespoły szły początkowo „łeb w łeb”, ale wystarczyło, że Bolądź i Artur Szalpuk poczęstowali gospodarzy soczystymi zagrywkami i nastąpił wyraźny odjazd punktowy. Momentami odnosiło się wrażenie, że to Pendolino ucieka osobowemu, nie zatrzymując się na żadnej stacji…
Miejscowi, nie chcąc zawieść swoich kibiców, próbowali ratować się mocnym serwisem i silnymi zbiciami, ale tylko Damian Schulz i Brandon Koppers – odpowiednio 6 i 5 punktów w pierwszej partii – mieli coś do zaoferowania.
- Staraliśmy się bardzo, chcieliśmy wygrać, ale rywal prezentował naprawdę dużą jakość siatkarską. To kandydat do tytułu mistrza Polski – stwierdził po spotkaniu Kanadyjczyk. Z kolei trener Dawid Murek zwrócił uwagę na ryzykowną zagrywkę jego drużyny. - Tak to prawda, chcieliśmy mocno serwować, a jak się ryzykuje to zdarzają się także błędy – stwierdził lekko zawiedziony końcowym wynikiem Murek.
Jeśli będzinianie zdobywali punkty togłównie po błędach przeciwników, a nie po swoich akcjach. Przewaga warszawian w drugim secie sięgała nawet dziewięciu punktów, co obrazuje skalę wydarzeń w tym jednostronnym meczu. Goście zdobywali punkty nawet pojedynczym blokiem, mając wówczas na parkiecie kilku rezerwowych zawodników. Demonstracja siły była aż nadto widoczna, gracze z Będzina tylko zaciskali zęby ze złości nie mogąc nawet zbliżyć się do naszpikowanego gwiazdami faworyta.
Trzeciego seta przyjezdni rozpoczęli z roszadami w szóstce. Pojawili się Andrzej Wrona, Linus Weber i Tobias Brand. Z kolei na pozycji libero zameldował się Jędrzej Gruszyński. Ta czwórka już w drugiej partii hasała po parkiecie, przekonując trenera Grabana, że warto w nią zainwestować w kolejnej partii. Co prawda jej początek był po myśli MKS-u (4:2), jednak im dalej tym było już gorzej. Zwłaszcza że swój potencjał w ataku ujawnił Weber, którego dynamiczne ataki siały spustoszenie po drugiej stronie siatki.
W końcowym fragmencie warszawski zespół grał praktycznie w rezerwowym składzie (z podstawowej szóstki pozostał tylko rozgrywający Jan Firlej, który został MVP spotkania), łatwo zdobywając brakujące mu punkty. - To było brutalne zderzenie z PlusLigą – tak gorzko skomentowali występ swojej drużyny kibice będzinian.
Jerzy Mucha
Nowak-Mosty MKS Będzin – PGE Projekt Warszawa 0:3 (18:25, 15:25, 18:25)
BĘDZIN: Pająk (1), Koppers (5), Siwicki (1), Schulz (14), Depowski (8), Todua (2), Olenderek (libero) oraz Wójcik (1), Tadić, Ratajczak (3), Szwaradzki, Kopij. Trener Dawid MUREK.
WARSZAWA: Firlej, Tillie (6), Kochanowski (7), Bołądź (11), Szalpuk (6), Semeniuk (2), Wojtaszek (libero) orz Gruszczyński (libero), Kozłowski, Borkowski, Weber (7), Worna (4), Brand (7), Kowalczyk (2). Trener Piotr GRABAN.
Sędziowali: Grzegorz Janusz (Jasło) i Damian Lic (Żołynia). Widzów 2400.
Przebieg meczu
I: 9:10, 10:15, 12:20, 18:25.
II: 6:10, 9:15, 11:20, 15:25.
III: 8:10, 12:15, 17:20, 18:25.
Bohater – Jan FIRLEJ.