Brutalne konsekwencje
W meczu z wicemistrzem Polski „portowcy” będą chcieli „odkuć się” za porażkę z poznańskim Lechem.
POGOŃ SZCZECIN
W minioną niedzielę prawie 44-letni Robert Kolendowicz musiał przełknąć pierwszą porażkę jako pierwszy trener „Dumy Pomorza”. Jego podopieczni przegrali 0:2 w Poznaniu z Lechem, a na domiar złego w najbliższej kolejce przeciwko Śląskowi Wrocław nie będzie mógł zagrać stoper Benedikt Zech, który został ukarany czerwoną kartką. Popularny „Zechi” ujrzał ją za faul na Afonso Sousie. - Nawet grając jedenastu na jedenastu w pierwszej połowie prezentowaliśmy się bardzo słabo - przyznał samokrytycznie prawie 34-letni Austriak. - Pokazaliśmy zupełnie inną twarz niż ta, którą zaprezentowaliśmy w meczu z Widzewem. Nie kontrolowaliśmy gry, za szybko podejmowaliśmy decyzje i przez to zwykle były one błędne. Poziom, jaki pokazaliśmy w tym meczu, był zdecydowanie zbyt niski, aby nawiązać skuteczną walkę z tak dobrze dysponowanym Lechem Poznań.
Za duża intensywność
„Kolejorz” od początku niedzielnego spotkania narzucił „portowcom” twarde warunki. - Intensywność, jaką narzucili od pierwszych minut była jakimś problemem, ale największym było to, że nie byliśmy dostatecznie cierpliwi z piłką przy nodze - stwierdził Zech. - Nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązania na kłopoty, które mieliśmy z rozprowadzaniem piłki. Pozwalaliśmy Lechowi spokojnie budować akcje, nie wywieraliśmy na nim presji. Dawaliśmy mu za dużo swobody. To były nasze największe błędy. W drugiej połowie, grając o jednego zawodnika mniej, trudno już było coś zmienić. Tak czy owak chłopcy bardzo mocno walczyli i robili wszystko, co było możliwe, aby wynik był korzystniejszy.
Czerwona kartka, którą Austriakowi pokazał sędzia Piotr Lasyk, wzbudziła nieco kontrowersji. - Nie wiem, czy to była słuszna decyzja - powiedział Benedikt Zech. - Nie jestem pewien, czy przeciwnik wychodził na wolną pozycję, czy ktoś jeszcze wbiegał w pole karne i miał szansę go powstrzymać. Według mnie to była sytuacja 50 na 50. Sędzia podjął taką decyzję, jaką podjął i muszę się z nią pogodzić.
Wiatr w żagle
Niepocieszony po meczu w stolicy Wielkopolski był 17-letni pomocnik granatowo-bordowych Adrian Przyborek, który w 57 minucie zastąpił Ormianina Wahana Biczachczjana. - Lech wszedł bardzo dobrze w ten mecz - przyznał wychowanek klubu SAS Sianów. - Nie spodziewaliśmy się, że wejdzie aż tak mocno. Tak naprawdę zdominował nas od samego początku. Czerwona kartka jeszcze bardziej pokrzyżowała nam plany, ale taka jest piłka nożna. Musieliśmy zmierzyć się z wyzwaniem, grając jednego mniej. Niestety, nie udało się. Lech zaprezentował się bardzo dobrze, a ta czerwona kartka tylko dodała mu wiatru w żagle.
Podopieczni trenera Nielsa Frederiksena doskonale wykorzystali grę w przewadze liczebnej. W drugiej połowie bramki zdobywali Portugalczyk Afonso Sousa i Irańczyk Ali Gholizadeh. - Lech zrobił to, co miał zrobić - powiedział „Przybor”. - Zrealizował plan i nas zdominował. Grał na dużo wyższej intensywności od nas. Bardzo możliwe, że to było kluczowe. Będziemy musieli przeanalizować to, co się wydarzyło w tym spotkaniu i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Śląsk na celowniku
Najbliższym przeciwnikiem „portowców” będzie aktualny wicemistrz Polski, czyli Śląsk Wrocław, z którym zmierzą się na Stadionie im. Floriana Krygiera w Szczecinie w niedzielę o godzinie 17.30. Przygotowania do starcia rozpoczęli we wtorek, ponieważ w poniedziałek otrzymali wolne od sztabu szkoleniowego. Zaliczyli regenerację oraz zajęcia z piłką, w środę mieli dwa treningi - najpierw w siłowni, a później na boisku. Dzisiaj, w piątek i sobotę podopieczni Roberta Kolendowicza będą trenowali tylko raz.
Bogdan Nather