Trener Adam Nocoń stwierdził, że z Wisłą najbardziej odczuwalny był brak kapitana zespołu, Mateusza Kamińskiego. Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus


Brakowało zawodników

Kontuzje, czerwona kartka i choroba mocno przetrzebiły opolski zespół.


Porażka z Wisłą Kraków oznaczała dla Odry Opole pożegnanie ze strefą barażową. Podopieczni Adama Noconia po 22. kolejce znaleźli się na 8. pozycji, ale do 6. w tabeli Miedzi Legnica tracą zaledwie punkt, więc na pewno nie zrezygnują z walki o miejsce w czołówce. Tym bardziej że końcówka spotkania z „Białą gwiazdą” w wykonaniu niebiesko-czerwonych świadczyła o dużych możliwościach drużyny ze stolicy polskiej piosenki. - Źle weszliśmy w II połowę - stwierdził na gorąco po spotkaniu z Wisłą trener opolan. - To było widoczne i okazało się najważniejsze dla losów tego meczu. Straciliśmy szybko dwie bramki w dziwnych okolicznościach, pierwszą po rykoszecie, a drugą po „odbijance” w polu karnym. Takie sytuacje są niedopuszczalne. Gdyby Wisła nas „rozklepała”, to bym to zrozumiał, ale w takim ważnym meczu, w którym o wyniku decydują detale, tak stracone gole bardzo bolą. I choć później nasz zespół dobrze zareagował, o czym świadczą nasze sytuacje bramkowe, bo okazję miał Hebel, który trafił z wolnego w poprzeczkę, a w końcu strzeliliśmy kontaktowego gola z karnego, ale mam wrażenie, że to już było za późno. Taki klasowy zespół jak Wisła nie pozwolił sobie na to, żeby w ostatnich sekundach stracić drugą bramkę choć było jeszcze dużo zamieszania. W sumie po dwóch „gongach”, jakie zaliczyliśmy na początku II połowy, później byliśmy bliżsi strzelenia niż stracenia goli. Mam takie wrażenie, że gdybyśmy wcześniej zdobyli bramkę kontaktową, to jeszcze moglibyśmy coś w tym meczu ugrać.


Przemeblować ustawienie

A trzeba dodać, że w starciu z hiszpańską armadą spod Wawelu opolanie zagrali w wyjątkowo przetrzebionym składzie. Nie dość, że z powodu pauzy po czerwonej kartce nie mógł zagrać Artur Pikk, to jeszcze do borykających się od dłuższego czasu z kontuzjami Piotra Żemły, Dawida Czaplińskiego i Vittoria Continelli dołączył Mateusz Kamiński. Kapitan i lider defensywy rozchorował się bowiem w dniu meczu i nie był w stanie zagrać z Wisłą, więc trener Nocoń musiał mocno przemeblować ustawienie.


Żeby wrócili do zdrowia

- Oczywiście, że brakowało zawodników, którzy są kontuzjowani i nie było zbyt dużej możliwości zmian - dodał szkoleniowiec Odry. - Na ławce rezerwowych w meczu z Wisłą byli już co prawda Łukasz Kędziora i Konrad Nowak, ale jeszcze nie są w optymalnej dyspozycji meczowej. Nie grali sparingów, nie mieli mocniejszego przetarcia i dlatego trudno było ich wpuścić na boisko w trakcie tego spotkania. Ważne jest więc, żeby wrócili do zdrowia: Żemło, Czapliński i Continella. Żeby wyzdrowiał Mateusz Kamiński, a Artur Pikk odcierpiał kartkową pauzę. Są naprawdę ważnymi ogniwami tego zespołu, który znalazł się poza strefą barażową, ale nie składamy broni. Trudno powiedzieć kiedy będziemy w pełnym składzie, bo leczenie trwa.


Jakiś taki niedosyt

- Czapliński wraca do treningów i przekonamy się, czy będzie gotów do gry, czy też ten uraz wykluczy go na dłużej. Myślę, że Żemło potrzebuje jeszcze dwóch tygodni. Z Continellą, choć wyglądało to bardzo poważnie, bo kolano mu uciekło ze stawu, mam nadzieję, że będzie ok. Pikk wróci po czerwonej kartce, natomiast Mateusz Kamiński, który rozchorował się w dniu meczu z krakowianami i nie mógł zagrać, a szkoda, bo myślę, że przy straconych bramkach na pewno by pomógł, mam nadzieję, że szybko się wyleczy i znowu będzie kapitanem zespołu, który przygotowuje się już do następnego meczu. Wyciągamy wnioski, aczkolwiek po meczu z Wisłą mam jakiś taki niedosyt, bo uważam, że drużyna zapracowała na ten punkt, ale te szczegóły zaważyły, że Wisła okazała się o jedną bramkę lepsza - zakończył Adam Nocoń.

Jerzy Dusik