Gole Sebastiana Bergiera przydałyby się GKS-owi Katowice w trudnych meczach. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Brak cierpliwości

Porażka poniesiona w miniony weekend nie może wpłynąć negatywnie na działania GKS-u w następnych spotkaniach.


GKS KATOWICE

Mecz z Odrą Opole mógł przenieść kibiców GKS-u Katowice myślami do rundy jesiennej. Drużyna Rafała Góraka miała możliwości i szanse, by zwyciężyć. Doprowadziła do wyrównania w trudnym momencie i wydawało się, że jest w stanie zdobyć kolejne bramki na wagę zwycięstwa. Jednak odkrycie się GieKSy sprawiło, że goście dwukrotnie ją ukarali.


Doskonały strzał

Przede wszystkim zawodników ze stolicy województwa śląskiego mogła zaboleć stracona bramka na 1:2. Vittorio Continella przed polem karnym oddał świetne uderzenie, pomimo że upilnować go chcieli Marcin Wasielewski i Shun Shibata. - Niekiedy chęć wyjścia na prowadzenie trochę szkodzi. Oglądałem bramkę na 1:2. Sam strzał był doskonały i to należy oddać strzelcowi. Natomiast do tej sytuacji nigdy nie powinno dojść. To była akcja po tym, jak strzeliliśmy gola na 1:1. Był to moment, gdy chcieliśmy zdobyć kolejnego teraz, zaraz, już. Zabrakło cierpliwości, rozwagi i wytrzymania z remisem przez pewien czas. Można było odczuć, że Odra jest dobrze dysponowana i trzeba było mieć na uwadze, że będzie szukała okazji do kontrataku. Właśnie jedną z pierwszych sytuacji w pierwszej połowie opolanie wykorzystali. Nie powinniśmy doprowadzić do tego momentu, bo oddaliśmy przeciwnikowi piłkę za łatwo – stwierdził po spotkaniu Rafał Górak, który komentował to, jak doszło do tego, że GieKSa mecz przegrała.


Nie było konkretów

Pytanie o powód porażki jest oczywiście zasadne, ponieważ mało kto przypuszczał, że GKS może w sobotę stracić punkty. Przede wszystkim dlatego, że dobrze radził sobie w poprzednich meczach, ale także dlatego, że Odra zaliczała serię meczów bez zwycięstwa. Ponadto katowiczanie na boisku wyglądali nieźle. Realnie mieli narzędzia w swoich rękach – o czym świadczą też statystyki – do strzelania bramek, ale nie potrafili ich skutecznie wykorzystać. 64 proc. posiadania piłki i 35 niebezpiecznych ataków... Zabrakło jednak celnych uderzeń (jedynie 3) i to był jeden z powodów, dla których katowiczanie musieli pogodzić się z porażką. - Nie graliśmy tak, jak w poprzednich spotkaniach. Brakowało przyspieszenia akcji i konkretów pod bramką rywala. Gdy dochodziliśmy do sytuacji, wrzutka albo strzał nie miały takiej jakości jak w ostatnich meczach. To nas zawiodło - zaznaczył po meczu Adrian Błąd. To, o czym wspomniał skrzydłowy, było też problemem i przyczyną jesiennego kryzysu. Kibice mają więc nadzieję na to, że stare demony nie powracają na Bukową.


Wypięta klata

Drużyna musi udowodnić, że porażka z opolanami była tylko wypadkiem przy pracy. - Bramki, które straciliśmy, obnażyły nas. Ten mecz był pod kontrolą, ale Odra słynie z tego, że ma dobre stałe fragmenty, dobrze też wychodzi z kontrami. Uczulaliśmy się na to przed meczem… Nie wyszło, ale liga trwa. Jedziemy do Niecieczy i trzeba tam zrobić wszystko, żeby się odkuć. Nie będzie spuszczania głów, nadal „klata” będzie wypięta. Głowa do góry, róbmy swoje - stwierdził Błąd. Wyjazd do Małopolski musi dać katowiczanom odpowiedź na pytanie, czy dadzą radę jeszcze walczyć o pozycję gwarantującą bezpośredni awans do ekstraklasy. Niedawno ten cel wydawał się odległy. Teraz jest realny, ale nie da się ukryć, że niezwykle trudny - potrzeba jednak zwycięstw i trochę szczęścia.

Kacper Janoszka