Tym razem to jastrzębianom przyszło przełknąć porażkę. Fot. Magdalena Kowolik/PressFocus


Ból niewykorzystanej szansy

Drugi raz z rzędu przegraliśmy w finale LM. To boli, ale taki jest sport – przyznał po porażce z Itas Trentino Tomasz Fornal, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla.


LIGA MISTRZÓW

Jastrzębianie mieli szansę na dołączenie do elitarnego i wąskiego grona polskich zespołów, które wywalczyły Puchar Europy. Do tej pory udało się to jedynie Płomieniowi Milowice (1978) oraz Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle (lata 2021-23).


 Nie było jak ugryźć

Mistrzom Polski ta sztuka się nie powiodła. Przegrali w Antalyi z Itas Trentino 0:3. To była ich druga porażka w decydującym starciu, bo przed rokiem w polskim finale ulegli ZAKSIE 2:3. - Czeka nas kilka nieprzespanych nocy. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Chcieliśmy wejść w mecz agresywnie, od początku narzucić swój rytm. Tymczasem wyglądało to totalnie w drugą stronę. Rywale dobrze grali. Mają klasowych zawodników, którzy też w reprezentacjach swoich krajów pełnią ważne funkcje. Nikt nie oczekiwał, że się położą, bo przyjechał mistrz Polski. Nie mieliśmy prawie żadnych argumentów, żeby to spotkanie wygrać, co widać po wyniku 3:0. Gdyby był tie break można by się zastanawiać. Drużyna z Włoch wygrała zasłużenie. Rywale byli perfekcyjnie przygotowani taktycznie, dobrze bronili, blokowali - przyznał Tomasz Fornal.

Jeszcze tydzień temu jastrzębianie byli w euforii, po pokonaniu Aluronu CMC Warty Zawiercie w finale mistrzostw Polski. - Dziś to już historia. Przegraliśmy finał Ligi Mistrzów. Miało być trochę inaczej, przyjechały rodziny i kibice, dziękujemy im za to. Możemy tylko przeprosić, bo nie tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór. Chcieliśmy świętować zwycięstwo, a będzie jedynie smutna kolacja – stwierdził przyjmujący.

Kapitan mistrza Polski Benjamin Toniutti ze smutkiem przyznał, że wygrał zespół lepszy. - Przykro mi to mówić, ale to prawda. Rywale grali lepiej od nas i wygrali zasłużenie. My mieliśmy dobre momenty, jednak nie potrafiliśmy dłużej utrzymać takiego poziomu. Przeciwnicy wywierali na nas presję. Przeżywamy trudne chwile, jesteśmy smutni i rozczarowani – ocenił rozgrywający reprezentacji Francji.


Smutne pożegnanie

Dla Jurija Gładyra i Rafała Szymury starcie z Itasem było szczególne, bo pożegnalne w barwach Jastrzębskiego Węgla. Ten pierwszy po pięciu latach przenosi się do Aluronu CMC Warty, a Szymura po czterech do ZAKSY. Bardzo więc chcieli pożegnać się w roli zwycięzców. - Nie znaleźliśmy w sobie wystarczająco dużo charakteru i woli, żeby uwierzyć w to, że to nasz dzień. Popełnialiśmy za dużo prostych błędów. To wielkie rozczarowanie, bo została stracona kolejna okazja. Myśleliśmy, że doświadczenie z ubiegłego roku nam pomoże, ale od pierwszej piłki było widać, że jesteśmy bardzo mocno spięci. Nie graliśmy nawet w połowie naszej siatkówki. Rywal niczego specjalnego nie pokazał, to my zagraliśmy na tyle słabo, że Itasowi wystarczyły trzy sety do wygrania meczu. To co graliśmy można określić całkowitym paraliżem. Nie potrafiliśmy tego zrzucić nawet po pierwszym secie. Powinniśmy to zlać do kibla i powiedzieć sobie, że jedziemy dalej. Na koniec sezonu jest mi przykro, mamy trochę skiśniętą herbatę zamiast radości, choć oczywiście mistrzostwo Polski trochę to osładza – nie krył rozczarowania przebiegiem rywalizacji Jurij Gładyr. - Chcieliśmy wszyscy wygrać. Po to tutaj przyjechaliśmy, ale nie udało się po raz drugi. W tym finale przeciwnik okazał się lepszy, był zdecydowanie mocniejszy od nas. Może za bardzo byliśmy zmotywowani? Naprawdę trudno mi określić. Za chwilę pogadamy w szatni, co nie poszło tak jak zakładaliśmy.  Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale w finale to nie zadziałało – wtórował mu Rafał Szymura.


Najlepszy w historii

Dla Jastrzębskiego Węgla finał Ligi Mistrzów był już czwartym w tym sezonie. Zdobyli jednak tylko mistrzostwo kraju. Przegrali natomiast Superpuchar z ZAKSĄ, Puchar Polski z Aluronem CMC Wartą i teraz Puchar Europy z Itasem. Czy mogą być więc w pełni zadowoleni? - O ocenę sezonu trzeba zapytać naszego trenera albo prezesa. To oni stawiają nam cele. Graliśmy w czterech finałach, tylko jeden wygraliśmy. Tego ostatniego najbardziej szkoda. Nie mam w gablocie tego złotego medalu Ligi Mistrzów. Z jednej strony sezon dobry, bo obroniliśmy mistrzostwo Polski, ale z drugiej trzy przegrane finały – zastanawiał się Szymura.

Dodajmy, że za to był to najlepszy w historii sezon polskich klubów w europejskich pucharach. Projekt Warszawa wcześniej triumfował w Pucharze Challenge, a Asseco Resovia zdobyła Puchar CEV. Nigdy jeszcze polskie drużyny nie zdobyły w jednym roku dwóch europejskich trofeów. W Antalyi włoska ekipa zabrała jednak nadzieję na komplet. Polskie zespoły dotąd siedem razy triumfowały w europejskich pucharach. Nadal nie mogą się pochwalić powtórką z wielkich osiągnięć włoskich drużyn, które w XXI wieku trzykrotnie wygrywały w sezonie wszystkie trzy europejskie trofea. Po raz ostatni w sezonie 2010/11 (Sisley Treviso Puchar CEV, Lube Banca Macerata Puchar Challenge i Itas Trentinow Lidze Mistrzów).

(mic)