Christian Eriksen ostatnie mistrzostwa Europy zakończył przedwcześnie po ataku serca. Teraz zdobył pierwszego gola dla Danii na turnieju w Niemczech. Fot.   Spada/LaPresse/SIPA USA/PressFocus


Bohater z ekstraklasy

Dzięki ambitnej końcówce Słoweńcy urwali punkt niewygodnemu przeciwnikowi.

W niedzielę na stadionie w Stuttgarcie rozpoczęła rywalizację grupa C. Słowenia, która wróciła na Euro po 24 latach, nie była faworytem starcia z kadrą Kaspra Hjulmanda, choć w ostatnich meczach radziła sobie dobrze. Przegrała tylko 1 z 12 ostatnich spotkań, ale była to porażka z… Danią 1:2 w kwalifikacjach do ME. Pewniakiem byli Duńczycy, mistrzowie Europy z roku 1992 i półfinaliści ostatniego turnieju Euro, mający w dodatku świetny bilans spotkań z jedenastką z Bałkanów. Niedzielne spotkanie było siódmą konfrontacją tych drużyn w historii, Dania wygrała 5 z 6 dotychczasowych spotkań.

Warto jeszcze podkreślić, że w niedzielnym spotkaniu rolę obserwatora pełnił przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN Tomasz Mikulski, zaś sędziami wideo, członkami zespołu VAR, byli Tomasz Kwiatkowski i Bartosz Frankowski.

Ofensywne ustawienie obu zespołów zwiastowało emocjonującą rywalizację i pierwsza połowa nie zawiodła oczekiwań ekspertów, bukmacherów i przede wszystkim duńskich kibiców, bo to ich ulubieńcy schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. W 17 minucie po wyrzucie z autu kapitalnie piłkę pietą odegrał Jonas Wind, a Christian Eriksen pewnym, silnym strzałem pokonał Jana Oblaka. Gol ten potwierdził teorię o przewrotności piłki, bowiem pół minuty wcześniej znakomitą okazję mieli Słoweńcy. Piłka po strzale Benjamina Szeszki minimalnie minęła prawy słupek. Duńczycy zwietrzyli szansę, poszli za ciosem i omalże nie ucieszyli się z drugiego, tym razem samobójczego gola, gdy wybijający piłkę Szeszko trafił w kolegę z drużyny Jana Mlakara, a piłka wyszła na aut bramkowy tuż przy słupku. Duńczycy mieli jeszcze wyborną szansę na podwyższenie wyniku w 43 minucie, gdy Wind obsłużył „ciasteczkiem” Eriksena. Skończyło się na tym, że duńska „dziesiątka” posłała piłkę wysoko nad poprzeczkę.

Duńczycy prowadzili zasłużenie, a Słoweńcy mieli o czym rozmawiać w przerwie. Wrócili na boisko mocno zmotywowani, a ich głowy zagotowały się bardzo, gdy w 53 minucie domagali się rzutu karnego po - ich zdaniem - ręce w polu karnym. Finalnie szwajcarski arbiter po analizie VAR nie wskazał na wapno. Słoweńcy nie radzili sobie z dobrze zorganizowanymi przeciwnikami, którzy w 65 minucie mieli kolejną, znakomita okazję. Tym razem Oblak zablokował strzał z bliska Rasmusa Hojlunda po dograniu Victora Kristiansena. W rewanżu Adam Gnezda Czerin główkował niecelnie i Słoweńcy uwierzyli, że można w tym meczu pokusić się co najmniej o remis. W 75 minucie „setkę” zmarnował Andraż Szporar, za moment w słupek trafił Szeszko. Do trzech razy sztuka! W 77 minucie po strzale sprzed „szesnastki” Erika Janży – 30-letni obrońca w sobotę przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze (!) - piłka po rykoszecie znalazła drogę do bramki. Ostatecznie, mimo jeszcze kilku dogodnych okazji z obu stron, na Euro 2024 odnotowaliśmy pierwszy remisowy wynik.

Zbigniew Cieńciała