Bogowie po stronie Minnesoty?
Czy szóste finałowe podejście zespołu z Nowego Jorku ponownie skończy się fiaskiem?
WNBA
Za Oceanem ruszyły finały WNBA, najlepszej kobiecej ligi koszykówki. W tym sezonie liga została przerwana na niemal miesiąc, a zawodniczki wraz ze swoimi reprezentacjami uczestniczyły w tym czasie w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. W finale spotkały się dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego - New York Liberty oraz Minnesota Lynx.
W finale na pozycji faworyta stawiono zespół z Nowego Jorku, który pewnie wygrał sezon zasadniczy (32-8), miał najlepszą w lidze ofensywę, zaś pod względem obrony klasyfikowano go na miejscu trzecim.
Pokaz siły Liberty można było obejrzeć już w półfinałach. Na tym etapie doszło do wielkiego rewanżu za ubiegłoroczny pojedynek o złoto: Las Vegas Aces rywalizowały z New York Liberty. Aktualne mistrzynie zostały zdetronizowane przez ekipę z Nowego Jorku. W czterech meczach zdecydowanie lepsze były zawodniczki z NY.
Psychika Minnesoty
Pierwszy mecz finałowy odbywał się w nocy z czwartku na piątek. Liberty zaczęło rywalizację z przewagą własnego parkietu. W Barclays Arena w obecności blisko 18 tysięcy widzów działy się niesamowite rzeczy. Pierwszą kwartę gospodynie wygrały 32:19, a w drugiej prowadziły już 18 "oczkami" (39:21). Co ciekawe, 5 minut przed końcem meczu przewaga Liberty wciąż wynosiła 15 punktów (81:66). Okazało się, że to wszystko nic. Przyjezdne doprowadziły do dogrywki, a w dodatkowym czasie nie zaprzepaściły szansy i sensacyjnie wygrały. Ton grze ekipy z Minnesoty nadawało trio Courtney Williams (23 punkty), Kayla McBride (22) i Napheesa Collier (21). - Koszykarscy bogowie byli tego wieczoru po naszej stronie - westchnęła po końcowym gwizdku szczęśliwa Williams.
Radości nie ukrywała także trenerka zwyciężczyń. - Jesteśmy pierwszą drużyną w historii play offów WNBA, która przegrywała 15 punktami w ostatnich pięciu minutach, a następnie wróciła i wygrała mecz – podkreślała Cheryl Reeve. - To pokazuje naszą siłę. To definiuje nasz zespół. Potrafimy przetrwać trudne chwile. Jesteśmy silni psychicznie, odporni. Jestem tym wszystkim podekscytowana.
Czego nie ma w szafie?
New York Liberty w finałach startuje po raz szósty. Trudno w to uwierzyć, ale klub wciąż pozostaje bez tytułu! Wszystkie pięć poprzednich starć wygrywali rywale (Houston Comets w latach 1997, 1999, 2000, Los Angeles Sparks w roku 2002 i Las Vegas Aces w 2023). - Nie widzę trofeum w naszej szafie - z uśmiechem przed tegoroczną rywalizacją zapowiadała Sabrina Ionescu, gwiazda zespołu z NY.
Po czwartkowej porażce może się okazać, że szóste podejście także będzie pechowe. W NY wciąż wierzą. - Bierzemy to na klatę. Mieliśmy wielką przewagę, a potem nadeszła szalona sekwencja na koniec czwartej kwarty. dogrywka też nam nie wyszła, ja też spudłowałam ważny rzut na koniec. Ale pamiętajmy, że to jest seria. Oczywiście chcieliśmy wygrać na własnym boisku. Ale piękno polega na tym, że w niedzielę mamy kolejny mecz i będziemy gotowi - komentowała Brenna Stewart, doświadczona silna skrzydłowa gospodyń.
Mecz numer dwa odbędzie się ponownie w Nowym Jorku w nocy z niedzieli na poniedziałek. Tytuł zdobędzie drużyna, która pierwsza wygra trzy spotkania.
New York Liberty - Minnesota Lynx 93:95 po dogrywce (32:19, 12:17, 24:25, 16:23, 9:11)
(pp)