Sport

Bóg, muzyka i bramki

Rozmowa z Leonardo Rochą, napastnikiem Radomiaka, najskuteczniejszym napastnikiem ekstraklasy

Leonardo Rocha równie dobrze jak z piłką radzi sobie w muzyce. Wysoki napastnik to nietuzinkowa postać. Fot. Paweł Andrachiewicz/Pressfocus.pl

Zacznę od gratulacji za 9 zdobytych bramek i pozycję lidera klasyfikacji strzelców. Jest pan zaskoczony swoją skutecznością?

- Dziękuję. A czy jestem zaskoczony? Nie, bo wiem, na co mnie stać. Rozpoczęcie sezonu z taką liczbą bramek to na pewno świetna rzecz i cieszę się, że tak dobrze mi idzie. Na początku, choć strzelałem, nie szło nam jako zespołowi. Teraz nabraliśmy dynamiki i notujemy lepsze rezultaty. Tak jest w lidze, tak jest w Pucharze Polski, gdzie na wyjeździe wyeliminowaliśmy Górnika Zabrze.

Czy kiedykolwiek miał pan lepszy start, biorąc pod uwagę nawet rozgrywki juniorskie?

- Tak. W swoim pierwszym profesjonalnym sezonie na zapleczu ekstraklasy belgijskiej po 10 kolejkach miałem 10 bramek (było to jesienią 2018 roku w barwach Lommel SK - przyp. red.). Start był więc podobny. Z kolei w najwyższej klasie rozgrywkowej te 9 bramek w 9 meczach to zdecydowanie najlepszy wynik.

Z taką dyspozycją w cuglach zostanie pan królem strzelców. Taki jest cel, czy można się spodziewać, że - jak to w wypadku naszej ligi bywa - szybko zmieni pan pracodawcę?

- Dla mnie najważniejsze jest to, żeby grać w każdym meczu. Jeśli tak będzie, utrzymam pewność siebie i będzie szansa na zdobywanie kolejnych bramek. Po ciężkim dla mnie poprzednim sezonie cieszę się tym co jest - że gram, że trafiam do siatki. Nie myślę o tym, co będzie, czy co się może wydarzyć.

Ma pan swoją tajemnicę na zdobywanie bramek?

- Nie. Wiadomo, że snajperzy mają momenty. Ja jestem takim typem gracza, że czekam i czatuję w polu karnym. Czekam na chwilę, żeby znaleźć się w dobrej sytuacji. Raz mam dobre momenty, innym razem gorsze. Ważne są koncentracja i skupienie, bo nierzadko jest tak, że w meczu mam jedną sytuację i muszę ją wykorzystać. Staram się być w tym względzie maksymalnie wydajny. 

Z racji pana dwumetrowego wzrostu przychodzą na myśl tacy napastnicy jak Jan Koller czy Peter Crouch. Na typie takich graczy się pan wzorował? 

- Tak, ale muszę powiedzieć, że dla mnie napastnikiem, na którego zawsze zwracałem uwagę, był Mario Jardel. Kiedy moja kariera nabrała rozpędu, szczególną uwagę zacząłem zwracać na sposób grania wysokich piłkarzy, jak choćby Zlatan Ibrahimović. Patrzyłem, jak się poruszają i jak się zachowują na boisku.      

Jako młody zawodnik zmieniał pan klub co kilka, kilkanaście miesięcy. Występował pan w kilku krajach, bo w Portugalii, w Brazylii, we Włoszech czy Francji. Dlaczego? 

- Z powodu ojca, z którym mieszkałem, a który często zmieniał pracę i tym samym miejsce zamieszkania. Mogę powiedzieć, że dopiero w Monaco, w juniorskiej drużynie tego klubu, było pod piłkarskim względem profesjonalnie i mogłem się tam rozwinąć. Byłem w akademii, miałem swój pokój, łóżko, odpowiednie żywienie. Były tam warunki do wyczynowego uprawiania futbolu. Tam odnalazłem stabilizację.

Pański ojciec grał w piłkę?

- Zaczynał w Brazylii, w 1. lidze, a potem przeniósł się do Portugalii, gdzie grał w 2. i 3. lidze. Występował też w Indonezji, w Persebayi. Nazywa się Miramaros.    

W Monaco zetknął się pan z jednym z najlepszych obecnie piłkarzy na świecie, Kylianem Mbappe. 

- Tak, graliśmy razem przez dwa lata. Znam go bardzo dobrze. Nie byliśmy może blisko, bo Kylian jest ode mnie młodszy, a ja trzymałem się ze starszymi. Po roku gry w juniorach tak eksplodował, że szybko trafił do pierwszej drużyny. Świetny chłopak, dobry kolega, choć starsi go nie oszczędzali. Zachowywał się jak zwyczajny chłopak w swoim wieku. Nikt wtedy nie myślał, że osiągnie taki poziom, na jakim jest obecnie, czyli klasę światową - choć oczywiście było u niego widać talent i potencjał. Niesamowita sprawa, ile osiągnął.       

Jest pan bardzo religijnym typem gracza, odwołuje się do Boga. To pomaga na boisku i w życiu?

- Tak, oczywiście, jestem chrześcijaninem, ewangelikiem, tak samo moja żona. Wierzę w Jezusa, w Boga, To dla mnie najważniejsza rzecz. Kiedy wstaję, kiedy idę spać, to modlę się i odwołuję do Boga. Do niego się kieruję i wiem, że on mi pomaga cieszyć się grą, cieszyć się zdobywanymi bramkami.

To normalne we współczesnym, futbolowym życiu czy raczej niekoniecznie?

- Wszystko zależy od tego, w jakim jest się klubie, w jakim państwie i kulturze. W każdej szatni znajdzie się jednak jednego czy dwóch piłkarzy, którzy myślą podobnie, którzy też odwołują się do Boga. W Polsce w tym względzie nie ma żadnych problemów. Wasz kraj jest mocno osadzony w katolickiej wierze. Jestem tutaj z żoną i córeczką Nicole. Dobrze się nam żyje.

Hobby?

- Głównie muzyka, komponowanie, choć teraz trochę zastopowałem. Piszę piosenki, a w zeszłym roku z kolegami z Radomiaka, Luizao i Pedro Henrique, nagraliśmy klip. Jaki rodzaj muzyki? Rap, Christian rap. Po piłce to moje największe hobby! 

Rozmawiał Michał Zichlarz       

LMR z Radomia

Oprócz zdobywanych goli Leonardo Rocha tworzy też muzykę. Pod koniec zeszłego roku skomponował utwór „Ultima Batalha”. Był to jego szósty kawałek. Występuje pod pseudonimem LMR. Skomponowany i nagrany w Radomiu utwór można zobaczyć na YouTubie. Ma ponad 50 tysięcy wyświetleń.