Sport

Bo nie było karnych...


Italia – mistrz Europy z 1968 roku. W bramkarskim trykocie Dino Zoff. Z kapitańską opaską Giacinto Facchetti. Sandro Mazzola klęczy drugi z prawej. Fot. uefa.com


Z lamusa


Bo nie było karnych...

Jedyny raz w historii batalii o mistrzostwo kontynentu mecze finałowe były dwa.

 

Przed trzecim czempionatem Starego Kontynentu UEFA zmieniła nazwę turnieju z Pucharu Narodów Europy na mistrzostwa Europy. Zmieniono też system eliminacyjnych gier. Na początku wszystko toczyło się w grupach, a w ćwierćfinale walczono o cztery miejsca w finałowym turnieju. Ten zaplanowano w Italii w czerwcu 1968 roku na trzech stadionach, w Rzymie, Florencji i Neapolu.


Włosi musieli się bardzo namęczyć, żeby zdobyć swoje pierwsze mistrzostwo kontynentu.


Jugosłowiańska niespodzianka

Pogromcy biało-czerwonych w grupie eliminacyjnej, czyli Francuzi, polegli w ćwierćfinale z Jugosławią, przegrywając rewanż w Belgradzie w kwietniu 1968 aż 1:5. W Paryżu było 1:1. „Plavi” – prowadzeni przez Rajko Miticia, byłego świetnego napastnika Crvenej Zvezdy – mieli w składzie wiele osobowości. Między słupkami stał Ilja Pantelić, który potem z powodzeniem bronił w klubach francuskich (Basita, PSG). W pomocy znajdował się doskonały, wtedy ledwie 22-letni Dragan Dżajic. Byli też inni, jak choćby późniejszy znakomity trener Ivica Osim (Panathinaikos, Sturm, reprezentacja Japonii).


W półfinale rozegranym we Florencji 5 czerwca Jugosłowianie faworytami nie byli. Grali przecież z mistrzem świata Anglią. Zespół sir Alfa Ramseya polegał na tych, którzy niespełna dwa lata wcześniej zdobyli mistrzostwo globu. Byli Gordon Banks, Bobby Charlton, kapitan Bobby Moore czy Roger Hunt. Mecz miał wyrównany przebieg, a o wszystkim zdecydowała końcówka i trafienie Dżajicia. Trener Mitić przed meczem mówił, że to najlepsze, co ma Jugosławia od lat 50. i się nie pomylił. Na domiar złego „Synowie Albionu” kończyli mecz w dziesiątkę po tym, jak hiszpański arbiter Jose Maria Ortiz de Mendibil usunął z boiska w 89 minucie Alana Mullery’ego. Tym samym gwiazdor Tottenhamu został pierwszym graczem w historii angielskiej narodowej jedenastki, który opuścił boisko za czerwoną kartkę.


Zdecydował… rzut monetą!

W innym półfinale Italia walczyła z mistrzem z 1960 i wicemistrzem z 1964, czyli ekipą Związku Radzieckiego. Mecz w Neapolu rozgrywano kilka godzin przed starciem we Florencji i… nie przyniósł on rozstrzygnięcia. Należy dodać, że obie ekipy miały ze sobą rachunki do wyrównania. Na MŚ 1966 ZSRR wygrał w grupie z Italią 1:0, co skutkowało tym, że już po rozgrywkach grupowych Włosi musieli wracać do domu. Nie był to miły powrót, bo na lotnisku zostali obrzuceni zgniłymi pomidorami…


Cóż z tego, skoro mecz w Neapolu, przy brzydkiej pogodzie i niewielu sytuacjach zakończył się bezbramkowym remisem po 120 minutach. Co w tej sytuacji? Konkursu karnych nie było, a o wszystkim decydował rzut monetą! – Arbiter wziął mnie i kapitana rywala do szatni. Towarzyszyły nam po dwie osoby ze sztabu każdej drużyny. Sędzia miał starą monetę, a ja postawiłem na reszkę i jak się potem okazało, był to trafny wybór. Los wskazał na nas! Szybko pobiegłem schodami na stadion poinformować kolegów i 70 tysięcy widzów na trybunach, że to Italia jest w finale – relacjonował potem kapitan „Squadra Azzurra” Giacinto Facchetti.

„Sport” tak relacjonował to wydarzenie. „Paragraf o losowaniu w wypadku remisu w półfinale był znany wszystkim od dawna. Do tej jednak pory nie trzeba było go stosować. Paragraf wydawał się zabawny i… mało prawdopodobny. Ale oto nadeszła dla niego pora. I wtedy dopiero wszyscy uświadomili sobie, jak niepoważny i jak niesprawiedliwy jest ten punkt regulaminu. Istnieje sposób rozstrzygnięcia wyniku przeciągającego się meczu pojedynkami rzutów karnych. Nie jest to sposób idealny, ale posiadający piłkarski charakter” – pisał „Sport” w czerwcu 1968.   

Wygrana miała duże znaczenie dla włoskich graczy, m.in. dla znakomitego bramkarz Dino Zoffa, który grał wtedy w Napoli, a w 1972 przeniósł się do Juventusu. Poza tym Italia nie wygrała niczego od 30 lat, od trzeciego Pucharu Świata. Tak więc przyszedł czas na finał Włochy – Jugosławia!


Rzucił kapitańską opaską

Zanim do niego doszło w pojedynku o 3. miejsce Anglicy ograli ZSRR. Bramki dla mistrzów świata zdobywali zmarły kilka miesięcy temu Bobby Charlton oraz niezawodny Geoff Hurst, który w finale z Niemcami Zachodnimi na mundialu dwa lata wcześniej, jako pierwszy w historii, zdobył hat trick. Mecz o 3. miejsce na Stadio Olimpico rozgrywano o 18.45. Dwie godziny później na tym samym obiekcie rozegrano wielki finał.

Znowu dał o sobie znać Dżajić, który trafił w 39 minucie. Na szczęście dla gospodarzy w końcówce wyrównał Angelo Domenghini. Nie obyło się bez zgrzytów. Kapitan Jugosławii Fazlagić zdjął i cisnął na murawę opaskę kapitańską z uwagi na – jego zdaniem – niesprawiedliwe sędziowanie. Ten pierwszy finał prowadził sędzia Dinst ze Szwajcarii, który dwa lata wcześniej prowadził finał MŚ w Anglii. Rewanż dwa dni później sędziował już Hiszpan Ortiz de Mendibil.


Wielka feta

Finałowy rewanż okazał się spacerkiem dla drużyny prowadzonej przez Ferruccio Valcareggiego. „Plavi” byli wykończeni sobotnią grą i już do przerwy gospodarze trafili dwa razy. „Sport” tak relacjonował finał, a był tam obecny jego korespondent Jerzy Roha, mieszkający w Wielkiej Brytanii. „Pierwszą zdobył z wyraźnej pozycji spalonej Riva w 13 min, drugą Anastasi w 31 min. Radość 75000 tifosi nie miała granic. Od chwili zdobycia przez Rivę prowadzenia, widownia piała z zachwytu, na trybunach płonęły zaimprowizowane pochodnie, kolorowe petardy pękały raz po raz nad oszalałym ze szczęścia stadionem. Po meczu kibice zorganizowali na cześć zwycięzców olbrzymią manifestację, która trwała aż do północy”.

Cieszyli się kibice, cieszyli piłkarze, a wśród nich jedna z gwiazd trzecich ME Sandro Mazzola. Jego ojciec Valentino, jeden z najgenialniejszych graczy w historii calcio, który opiekował się synem po rozwodzie, zmarł tragicznie w katastrofie lotniczej Grande Torino w maju 1949. Sandro miał wtedy ledwie 6 lat. Zrobił potem wielką karierę i spełnił sny i marzenia ojca.

Michał Zichlarz


Biało-czerwoni w grze

Przed finałowym turniejem na włoskich boiskach UEFA zmieniła zasady. Tym razem nie grano już w pucharowych bojach systemem mecz i rewanż, ale wszystkie 31 reprezentacji podzielono na 8 grup, z których zwycięzcy awansowali do ćwierćfinału. Tam czołowa ósemka grała mecz i rewanż, a zwycięzcy awansowali do finałowego turnieju na boiskach Italii.

Biało-czerwoni trafili do grupy 7. z Francją, Belgią i Luksemburgiem. Zaczęliśmy od wysokiej wygranej z Luksemburgiem w Szczecinie 4:0 w październiku 1966 roku. Trzy tygodnie później przyszła porażka z Francją w Paryżu 1:2. Jak na ironię zwycięskiego gola dla „Trójkolorowych” zdobył mający polskie korzenie napastnik Georges Lech. Potem graliśmy ze zmiennym szczęściem. Dwa razy ograliśmy Belgów (3:1, 4:2), żeby niespodziewanie zremisować rewanż z Luksemburgiem 0:0 i polec z Francją na Stadionie Dziesięciolecia aż 1:4. Skończyliśmy z 7 punktami za Francją (9 „oczek”) i Belgami, którzy mieli lepszy od nas bilans bramek. Jedyny punkt Luksemburg zdobył w starciu z nami. Z 13 zdobytych przez nas goli trzy strzelił Janusz Żmijewski z Legii. Po dwa zdobywali Lucjan Brychczy, Ryszard Grzegorczyk z bytomskiej Polonii i Włodzimierz Lubański. 

Mistrzostwa Europy 1968 (5-10 czerwca)

Półfinały: Włochy – ZSRR 0:0 (0:0, 0:0). Rzut monetą na korzyść Włoch. Jugosławia – Anglia 1:0 (0:0)

Mecz o 3. miejsce: Anglia – ZSRR 2:0 (1:0)

Finał, 8 czerwca 1968: Włochy – Jugosławia 1:1 (0:1, 1:1) po dogrywce

Finał, 10 czerwca 1968: Włochy – Jugosławia 2:0 (2:0)

Jedenastka mistrzostw: Dino Zoff (Włochy) – Bobby Moore (Anglia), Giacinto Facchetti (Włochy), Albiert Szestierniow (ZSRS), Mirsad Fazlagić (Jugosławia) – Angelo Domenghini, Sandro Mazzola (obaj Włochy), Ivica Osim (Jugosławia) – Geoff Hurst (Anglia), Gigi Riva (Włochy), Dragan Dżajic (Jugosławia).