Sport

Blondynka daje radę

Rozmowa z Małgorzatą Wiśniewską-Wilk, prezeską Czarnych Bytom

Małgorzata Wiśniewska-Wilk nie wyobraża sobie życia bez Czarnych. Za nią hala bytomskiego klubu. Fot. Paweł Czado

Czarni Bytom od zawsze kojarzą się z dżudo. Ale słyszę, że teraz jeszcze bardziej niż... bardzo.

- Klub jest obecnie czynny codziennie od godziny 7.00 do 22.00. Odkąd pojawiłam się w nim, a było to w lutym 2023 roku, zwiększyliśmy liczbę trenujących o sto procent! Bardzo mi na tym zależało. Trenuje teraz u nas ponad osiemset osób.

Pełen przekrój społeczny?

- Można tak powiedzieć.  Są grupy dziecięce z przedszkoli, szkół, młodzicy, kadeci, juniorzy, mastersi, seniorzy… Są pięciolatki, ale i siedemdziesięciolatki. Zależy nam na nich wszystkich! Mastersi są naszą dumą, a muszę podkreślić, że są wśród nich dżudocy, którzy trenowali tę dyscyplinę w młodości, ale i tacy, którzy nigdy wcześniej nie trenowali.  Zresztą nasi mastersi od ponad tygodnia są mistrzami Polski.

Jest też w Czarnych oczywiście grupa wyczynowców. Nasz klub przecież nieprzerwanie od 24 lat wysyła swego reprezentanta na igrzyska olimpijskie.

Klub ciągle się rozwija?

- Myślę, że rozwija się świetnie (uśmiech). Rozbudowujemy jego infrastrukturę, realizujemy też ambitne plany szkoleniowe. Nie ukrywam: będąc prezesem Czarnych, mam poczucie misji. Widząc coraz więcej otyłej młodzieży na ulicach, wiedząc jak lubią spędzać wolny czas, nie ukrywam: chcę to zmieniać. Dzieci i młodzież mają teraz łatwy dostęp do różnych treści, wierzy w co widzi, a widzi mnóstwo świata, w którym nie ma dla nich miejsca bez odpowiednich zasobów finansowych itd.

Chcę do Czarnych ściągać jak najwięcej dzieci. Są dwa powody. Pierwszy – chodzi o to żeby od podstaw uczyły się zdrowego trybu życia, żeby nabrały prawidłowych nawyków żywieniowych, nabrały potrzeby ruszania się, rywalizacji opartej na zdrowych zasadach. Tak zwyczajnie: żeby były sprawne. Żeby wiedziały, co jest w życiu ważne.

Drugi powód: pamiętajmy, że Czarni są klubem sportowym. Im więcej mamy dzieci, tym więcej będziemy mieli mistrzów. Oczywiście, mam świadomość, że z tych naszych licznych grup część dzieci pójdzie do innych dyscyplin, część przestanie trenować, ale jeszcze inna część zostanie z nami na długie lata. Tylko dzięki temu będziemy mieli w przyszłości satysfakcjonujące wyniki.

Gdzie te wszystkie tłumy trenują?

- Mieścimy się (uśmiech). Jesteśmy otwarci na przyjmowanie kolejnych chętnych! W ośrodku przy ul. Łużyckiej, gdzie jesteśmy, mamy do dyspozycji jedną dużą halę i małą salkę. Niektóre treningi odbywają się też w szkołach i przedszkolach. Właśnie zamówiliśmy kotarę, która zamieni naszą dużą hale na trzy części.  Mamy też własną ziemię przy ośrodku. Muszą bowiem podkreślić, że ta nieruchomość jest własnością klubu. Muszę podkreślić, że my utrzymujemy się w pełni sami, w przeciwieństwie do wielu innych klubów.  Ale radzimy sobie (uśmiech).

Jak? Przecież nie da się utrzymać klubu ze samych składek?

- Składki? My dopłacamy do każdego dziecka 50 procent,  miasto daje nam 5 zł na dziecko. Tymczasem trener kosztuje więcej. Grupy liczą kilkanaście osób.

To skąd bierzecie pieniądze?

- Mamy firmę budowlaną, który założył jeszcze mój tata, Józef Wiśniewski (twórca dżudo w Bytomiu, założył klub 1966 i prowadził go do śmierci w 2014, przyp. aut.). Od mniej więcej roku jestem jej prezesem, zatrudniamy trzysta osób. Muszę w tym miejscu podkreślić, że pracuję społecznie i nie pobieram wynagrodzenia. Firma ma zyski, które w postaci dywidendy są przeznaczane na cele statutowe klubu. Oczywiście, łatwiej byłoby nam być na utrzymaniu miasta i nie mieć firmy budowlanej, ale czy tędy droga? Mamy poczucie niezależności, to trochę taka nasza duma. Myślę, że jesteśmy wzorem do naśladowania, o którym powinno być głośno w Polsce, nie wstydzę się tego powiedzieć. Podkreślam: Czarni to fenomen. To klub, który potrafi się sam utrzymać! (uśmiech). Dała radę blondynka, z której wielu śmiało się, gdy przychodziła do klubu…

Jak to się więc stało, że w ogóle pani do klubu trafiła? Mieszkała pani długo w Niemczech…

- Ten klub to moja miłość. Miałam – delikatnie mówiąc – bardzo surową matkę, niechętnie przebywałam w domu. Była lekkoatletką Polonii , mistrzynią Polski w pięcioboju, biegała przez płotki. Jej rekordy klubowe były niepobite przez dwadzieścia lat, wisiały w gablocie na Polonii. Była w kadrze Polski, krótko przed Ireną Szewińską, zresztą znały się. Ale ja byłam przyklejona do mojego ukochanego taty, przelałam na niego całą miłość i właściwie w tym klubie, tutaj, się wychowałam!

Uprawiała pani dżudo?

- Zdziwi się pan, ale… nie. Tu byli sami mężczyźni, sekcje kobiece wtedy nie istniały. Tata, który wyciągnął ze mnie wszystkie moje dobre cechy, w tym względzie był nieubłagany. Powtarzał: „gdzie ty do dżudo” i śmiał się. Nie pozwolił. Po latach się zorientowałam o co mu chodziło. Ja jestem słaba fizycznie, czasem ma problem z otwarciem ciężkich drzwi do banku i muszę prosić o pomoc (uśmiech). Bardzo lubię ruch, ale muszę też przyznać, że nie mam w sobie tej zawziętości, która tak potrzebna jest sportowcom, żeby odnosili sukcesy. Gdy miałam do wyboru w piątek pójść wcześniej spać, bo nazajutrz ważne zawody albo pójść na imprezę – wybierałam to drugie (śmiech).

Jednak i tak przebywanie tutaj, w ośrodku Czarnych, bardzo mnie ukształtowało. O co chodzi? To tutaj mężczyźni mówili mi, jaka mam być, na co zważać, czego się wystrzegać, jak się nie mam pozwalać traktować przez mężczyzn. Wszystkiego tego uczyłam się, będąc – podkreślam to z mocą – jeszcze dziewczynką! Dziś ludzie może trochę dziwią się, kiedy poznają mnie bliżej. Czasem jak wyjeżdżałam z tatą na obozy to jedyne kobiety, jakie widziałem, to były te podające obiady w stołówce (uśmiech). Nauczyłam się więc męskich zasad, męskiego stylu bycia. Nie znoszę wręcz plotkować, gadać o – za przeproszeniem – pierdołach, bzdurach. Jestem konkretna, można mi zaufać, nie zaniosę tego dalej. To ważne, gdy ludzie mnie poznają, zaczynają mi ufać…  

Tata był bardzo inteligentny nauczył mnie bardzo wiele – miłości do historii, literatury, zabierał mnie do muzeów. Dbał o moje horyzonty, ukształtował mnie. Bardzo jestem mu wdzięczna…

Wróćmy jednak do pańskiego pytania. Pyta pan, jak to się stało, że wróciłam do klubu. Życie tak się potoczyło, że wiele lat spędziłam w Niemczech. Tam urodziły się moje dzieci, tam miałam przeszczep wątroby, żyło mi się tam świetnie, miałam piękne życie…  Po śmierci taty przestałam przyjeżdżać na Łużycką, miałam traumę, to była najgorsza rzecz, jaka mi się mogła przytrafić… W bytomskim klubie jednak działo się średnio, delikatnie mówiąc. Zaczęto do mnie dzwonić, żebym wróciła, żebym pomogła. Zdecydowałam się.

W Bytomiu bardzo dobrze się czuję. Mam korzenie śląsko-niemiecko-lwowskie, jest u mnie więc mieszanka. Jestem z tego dumna.

Czarni to kawał historii polskiego dżudo, wiele sukcesów z mistrzostwami olimpijskimi włącznie. Tymczasem na ostatnich Igrzyskach w Paryżu nie udało się zdobyć medalu, choć wszyscy wierzyliśmy w Beatę Pacut.

- Beacie w Paryżu rzeczywiście się nie udało, ale i tak podziwiam ją i wspieram. Poświęciła bardzo dużo i trenowała bardzo mocno, by móc godnie reprezentować nasz klub i kraj. Jest wyjątkowa, ma wielkie serce. Do pierwszej walki wyszła jak maszyna, zaprezentowała się świetnie W drugiej walce czekała na nią bardzo mocna Holenderka, z którą Beata wygrywała już przecież m.in. w finale mistrzostw Europy w 2021 roku. Po bardzo wyrównanej walce, gdzie nasza zawodniczka dała z siebie wszystko, musiała uznać wyższość rywalki. W dogrywce przegrała przez trzymanie. Potem jej rywalka odpadła i było po wszystkim.

Znam dżudo od podszewki i widziałam, że między pierwszą walką a drugą walką stało się coś złego. Coś nie zagrało z psychiką. Czasami jest to niewytłumaczalne... Przecież każdy zawodnik robi wszystko, by wygrać i poświęca kawał życia. Tak było z Beatą. Jesteśmy z niej dumni, zawsze będę to podkreślała. Walki Beaty oglądałam z bliska i byłam w szoku, jak wszystko może zmienić się tak szybko. Z poczucia nadziei można przejść w poczucie klęski w zaledwie kilka minut… Jakaż to lekcja pokory…

Jedne zawody się nie udały,  w innych będzie lepiej. Dżudocy Czarnych jeżdżą po całym świecie.

- To prawda. Rozwijamy się i chcemy czerpać z międzynarodowych kontaktów. Nasi seniorzy i juniorzy zakończyli właśnie camp szkoleniowy w Azerbejdżanie! Przez tydzień, pod wodzą trenera Pawła Zagrodnika, który wykorzystał własne kontakty, nasi zawodnicy trenowali w Baku, w centrum sportu Azerskiej Federacji Judo wraz z kadrą narodową Azerbejdżanu! Azerowie są bardzo dobrzy w tym sporcie, na pewno więc skorzystaliśmy. Nasi zawodnicy zebrali mnóstwo doświadczeń, to oczywiste, że zaowocują w przyszłości.

Rozmawiał Paweł Czado

Czarni Bytom

Dżudo stało się sekcją GKS Czarni Bytom 1 stycznia 1969 roku. Czarni to wielokrotny drużynowy mistrz Polski. W Bytomiu wychowało się mnóstwo indywidualnych mistrzów Polski w każdej kategorii wiekowej. Najbardziej utytułowanym wychowankiem klubu jest dwukrotny złoty medalista olimpijski – Waldemar Legień (mistrz igrzysk w Seulu’88 i wBarcelonie’92).